Krążąc sobie po polskich stronach internetowych, natknęłam się na stronie biznesowej Interii na tekst pod frapującym tytułem “Łatanie dziur po emigrantach”. Dotyczy on raportu przygotowanego dla Ministerstwa Gospodarki, przedstawiajacego ekonomiczne konsekwencje olbrzymiej emigracji zarobkowej obywateli Polski.
Spodziewałam się poważnych ostrzeżeń, wręcz bicia na alarm, że tak wielki odpływ obywateli stanowi zagrożenie dla państwa w dalszej perspektywie. Tymczasem dowiedziałam się, że chociaż może i za 20 lat będzie kiepsko ale ogólnie, na razie, nie jest źle. Oto co bowiem zawiera przybliżone streszczenie raportu.
Spadek długoterminowego wzrostu PKB i jego potencjalne obniżenie czeka Polskę w najbliższych latach - prognozują autorzy raportu. Wg przygotowanego programu symulacyjnego, potencjalny PKB ustali się w długim okresie na poziomie o 3,5 pkt proc. niższym niż w sytuacji niewystąpienia migracji. Skumulowany spadek potencjalnego PKB w perspektywie dwudziestolecia 2006-2025 wynieść może 45% PKB z 2005 roku.
Raport zwraca ponadto uwagę na inne niepokojące fakty. Otóż korzystny pozornie wpływ emigracji jakim jest zmniejszenie bezrobocia, spowoduje tzw. presję inflacyjną. Mówiąc po ludzku: niedobory na rynku pracy wymuszą podwyżkę płac. Czyli koszta pracy wzrosną w sposób niepowiązany z wydajnością co doprowadzi, w konsekwencji, do wzrostu cen.
Eksperci MG stwierdzili ponadto, że:
“Najsłabiej odczuwaną konsekwencją emigracji był odpływ kadr. Tak więc można postawić hipotezę, że pogorszenie sytuacji na polskim rynku pracy dotyczy przede wszystkim ograniczenia możliwości zwiększenia zatrudnienia oraz pozyskiwania nowych, dobrze wykwalifikowanych fachowców. Dotychczasowi pracownicy na ogół trzymają się swoich miejsc pracy, domagając się zarazem, w bardziej niż w przeszłości energiczny sposób, wzrostu swoich wynagrodzeń”.
Generalnie jednak ministerialni eksperci zdają się być zadowoleni z tak dużej emigracji, ze względu na transfery pieniężne do kraju.
“Transfery pieniężne migrantów są czynnikiem przyczyniającym się do umocnienia złotego, gdyż zwiększają podaż walut obcych na rynku. Poprawiają również saldo obrotów bieżących, co sprzyja redukcji ryzyka w percepcji inwestorów zagranicznych, obniżając ich koszty finansowania operacji w Polsce. Aprecjacja złotego działa antyinflacyjne (poprzez ceny w handlu zagranicznym)”- zachwycają się autorzy raportu.
Z całego tego eksperckiego bełkotu wyłania się jednak niepokojąca wizja: oto polska polityka jest nadal krótkowzroczna a postrzeganie obywatela nadal przedmiotowe. Taki ministerialny ekspert martwi sie nieco, przyszłym spadkiem PKB ale póki co fajnie, że emigranci przysyłają pieniążki.
Nie następuje tu proste przełożenie dobrobytu jednostki na dobrobyt państwa. Państwo jawi się wedle tej wizji jako rodzaj krwiożerczego bóstwa na ołtarzu, którego składa się obywateli. Obywatel jest dobry jeśli np. wyjechał i wysyła dewizowe przekazy umacniajac państwową walutę albo zły - bo pracując chce otrzymywać za swoją pracę godziwe wynagrodzenie.
Jakieś tam przejściowe obawy o przyszły spadek PKB, no i co z tego? Zanim to się stanie, inni już politycy będą się martwić inni eksperci łamać dłonie. W dalszym ciągu do rządzących Polska nie dociera, że między państwem i obywatelem zachodzić winna interakcja wzajemnościowa.
Wbrew temu co przypuszczają Łaskawie Rządzący Polską Dbający o Wartośći Wszelkie i Szlachetne, nie jest tak, że jedyną funkcją Państwa jest ściąganie z obywateli podatków a jedyną funkcją Panów Polityków trwonienie tychże na cele prywatne, nonsensowne, wyimaginowane czy wręcz chybione i obmyślanie praw logicznych albo i nie, których jedynym celem jest uprzkrzanie życia obywatelowi.
Panowie Rządzący nie pytajcie co Polacy mogą zrobić dla Was, spytajcie co Wy powinniście zrobić dla Polaków! Bo jak rany, jeszcze chwila a nie będziecie mieli kogo pytać ani , co pewnie zaboli Was bardziej, na czyj koszt żyć!
“Panowie! Co stawiacie wymagania, by świat namiętnie was podziwiał wciąż. Jeść dajcie najpierw wszystkim bez szemrania a potem róbcie ewidencje ciąż”- tak jakoś brzmi cytat z jednego z songów “Opery za trzy grosze” Bertolda Brechta. Ponieważ stareńkie Brechtowe teksty, dziwnie jakoś aktualne sie stały w kontekście Polski z początku nowego millenium, pozwoliłam sobie tytuł od Brechta zapożyczyć.
Komentarze
Zgłoś do moderacji