Michał Czerlikowski od 10 lat jest właścicielem firmy projektującej strony internetowe lovemyweb.net. Jego głównymi klientami są polscy przedsiębiorcy w Wielkiej Brytanii. Swoją wiedzą i doświadczeniem na temat tworzenia stron, ale też prowadzenia biznesu od roku dzieli się na YouTubie. Nowych klientów przyciąga do siebie otwartością i szczerością.
Z Michałem Czerlikowskim rozmawia Jacek Różalski
Od roku prowadzisz na YouTubie vlog, na którym radzisz Polakom, jak rozkręcić i prowadzić własny biznes. Można by powiedzieć, że uczysz swoją konkurencję?
Doszedłem już do takiego poziomu wiedzy i zdobyłem w ciągu tych lat prowadzenia własnej firmy takie doświadczenie, że sprawia mi radość, że inni chcą się uczyć ode mnie. Nie obawiam się, że uczę przyszłą konkurencję, która mi później zabierze klienta. Wprost przeciwnie. Prowadzenie vloga to też forma reklamy. Dowiadują się o nim klienci, dla których najważniejsza jest jakość produktu.
Na swoim kanale pokazujesz dosłownie wszystko. Każdy detal swojej pracy nad projektami.
Nie pokazuję żadnych tajemnic. Wszystko jest już dostępne w sieci, ale pokazując moją pracę sprawiam, że ludzie dodatkowo nabierają do mnie zaufania, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Nie dość, że pomagam innym, to jeszcze przyciągam nowych klientów. Takich, którzy doceniają transparentność tego, co robię.
Chyba najlepsi w przekazywaniu wiedzy na YouTubie są Amerykanie.
Od początku podpatrywałem, jak to się robi w Ameryce. Tam uczciwość i transparentność w biznesie od dawna uważane są za najważniejsze wartości. Nie jestem jeszcze może na etapie, aby, tak jak Amerykanie, mówić, ile mam na koncie, ale przyjdzie moment, gdy i ja będę o tym opowiadał. Wiadomo, że w Polsce jest dokładnie odwrotnie. Gdy ktoś się przyzna do sukcesów i dużych zarobków, spotyka go za to hate. Ja działam w Wielkiej Brytanii i bliskie mi jest anglosaskie – otwarte podejście do biznesu. Na szczęście i w Polsce niektóre rzeczy też się powoli zmieniają.
Wiem, że nie skończyłeś żadnych szkół dla programistów czy designerskich.
Wszystkiego nauczyłem się sam, dlatego cały czas podkreślam: nie trzeba mieć ukończonych wyższych uczelni, a nawet specjalistycznych kursów, żeby prowadzić dobrze prosperujący biznes. Wystarczy YouTube, czy inne strony internetowe z tutorialami, aby móc samemu nauczyć się potrzebnych rzeczy i później prowadzić własną firmę.
Nie skończyłeś żadnej kierunkowej szkoły, ale rozumiem, że podstawową wiedzę informatyczną musiałeś skądś zdobyć?
W Polsce skończyłem liceum informatyczne, ale wszystkiego na temat projektowania stron nauczyłem się z YouTuba. Zaczynałem od szablonów, ale szybko zacząłem je przerabiać tworząc własny design. Okazało się, że robię lepsze rzeczy niż wielu projektantów na Wyspach. Przyznam się, że zawsze należałem do tych uczniów, którzy lepsi byli w sporcie, niż w pisaniu czy odrabianiu prac domowych. Na jednym z filmów mówię, że w latach szkolnych nie przeczytałem ani jednej lektury. Śmieję się z tego, bo teraz uwielbiam czytać książki.
Swoją wiedzę przekazujesz po polsku. Czy twoimi klientami też są tylko Polacy?
Zdecydowanie tak. Aby szybciej odnieść sukces, trzeba sobie znaleźć na rynku niszę. Moją niszą są polskie firmy działające na brytyjskim rynku, ale takie, którym nie wystarcza tylko polski klient. Dzięki temu konkuruję z naprawdę niewielką liczbę polskich projektantów, którzy podobnie jak ja oferują usługi dla Polaków w UK. Z drugiej strony, i to zawsze podkreślam – nie warto obsługiwać jednocześnie 30 firm i nie mieć czasu na nic innego. Lepiej zoptymalizować ofertę do trzech, czterech najlepszych firm i mieć podobną satysfakcję finansową, ale też więcej czasu na zdobywanie nowej wiedzy i rozwój, co w tej branży jest bardzo istotne. Przepracowałem to na sobie i wiem, że to działa.
Teraz możesz pochwalić się świetnie działającą firmą, ale nie zawsze tak było. Co robiłeś w Polsce?
W Tychach, skąd pochodzę, sprzedawałem suszone rośliny na giełdzie kwiatowej. Tam była jedna z największych w Polsce giełd kwiatowych. To trwało jakieś osiem lat. Wstawałem o 3 rano, a wracałem do domu po dwunastu, a nawet szesnastu godzinach. Praca była ciężka, ale to właśnie tam nauczyłem się kontaktów handlowych, bo to był w zasadzie taki handel wymienny: kupno, rabat, sprzedaż. Mniej więcej w tym czasie poznałem moją przyszłą żonę. Oboje postanowiliśmy spróbować innego życia poza Polską. 15 lat temu zjawiliśmy się w Edynburgu.
Od czego zaczynałeś w Wielkiej Brytanii?
Przyjeżdżając tu wydawało mi się, że w miarę dobrze znam angielski, a okazało się, że nie rozumiałem niczego, co do mnie mówiono. Mówić po angielsku potrafiłem, ale zrozumieć Szkotów to już był problem. Zacząłem więc od nocnego sprzątania w banku. Na nic innego wtedy nie mogłem liczyć. Pracy nie było za dużo, ale dobrze płacili. Po jakimś czasie miałem już jednak dość zarwanych nocy i spania w dzień.
W Polsce poza pracą na giełdzie byłem jeszcze DJ-ejem. Miałem własny sprzęt i dość dobrze poznałem ten rynek. Wpadłem więc na pomysł, żeby podobny sprzęt kupować tutaj na eBayu i sprzedawać w Polsce. Okazało się, że na niektórych modelach była wielokrotna przebitka. Z czasem zaczęły się do mnie odzywać duże kluby i imprezownie z Polski.
To dlaczego z tego zrezygnowałeś?
Jeżdżenie po całej Wielkiej Brytanii i skupowanie sprzętu dla DJ-ejów to nie była taka łatwa praca. To było życie w samochodzie, bo sam ten sprzęt odbierałem, a później musiałem go sam wysłać do Polski, a to nie jest coś lekkiego. Nie raz to było dwadzieścia paczek, każda po 30 kilo. Moje mieszkanie wyglądało jak magazyn. Chciałem robić coś innego.
A tu jak na złość interes szedł coraz lepiej.
Tak dobrze, że otworzyłem sklep internetowy ze sprzętem muzycznym. Zwróciłem się o pomoc do programistów, ale okazało się, że nie wyszło im to najlepiej. Zacząłem sam w tym grzebać, ucząc się z internetu. O dziwo, zaczęło mi to całkiem dobrze wychodzić. Dzięki temu zacząłem sprzedawać jeszcze więcej sprzętu. Skupowałem go już z całej Wielkiej Brytanii, a nawet w Irlandii Północnej i wysyłałem do Polski. W sumie trwało to trzy lata.
Co się stało, że zamknąłeś zyskowny biznes?
Ku mojemu zdziwieniu, zaczęli się do mnie zgłaszać ludzie, którzy prosili, żebym zrobił im stronę pododbną do mojej. Okazało się, że projektowanie stron zaczęło sprawiać mi frajdę, a jeśli tak, to dlaczego nie robić tego profesjonalnie. To był rok 2010.
Oferujesz tworzenie stron za wyższe ceny niż większość twojej konkurencji. Paradoksalnie to działa na twoją korzyść.
Kieruję się maksymą, żeby nie oglądać się na innych, tylko iść swoją drogą. Wyspecjalizować się w tym, w czym jest się dobrym i oferować produkt za atrakcyjną ceną, co wcale nie znaczy niską. Gdy znajdzie się na rynku niszę, to do osiągnięcia sukcesu nie potrzeba dużej liczby odbiorców. Wystarczy ich mniej, ale takich, którym będziemy w stanie zaoferować produkt najwyższej jakości. Taki klient zostanie z nami na długo. Do tego dochodzi otwartość i uczciwość. Gdy klient będzie od początku wiedział, jak tworzymy dla niego produkt, wytłumaczymy mu poszczególne elementy jego powstawania, nabierze do nas zaufania i w końcowej fazie nie będzie starał się zapłacić jak najmniej, ale tyle, ile faktycznie produkt i nasza praca są warte. Dzięki takiemu podejściu moja firma cały czas się rozwija, a ja zyskuję klientów, którzy są poważnymi graczami w różnych branżach.
Jakie są stawki za strony, które tworzysz?
Nie mam cennika. Nigdy nie podają od razu, ile wezmę za zaprojektowanie strony czy pomoc w rozkręceniu interesu. Najpierw muszę poznać specyfikę firmy, jej strukturę. Gdy oszacuję, ile ktoś dzięki mojej pracy może zarobić, wówczas proponuje cenę. Niektórzy w tym momencie kończą ze mną współpracę, ale z tego powodu nigdy nie załamuję rąk. Wprost przeciwnie. Jeśli ktoś rozumuje, że wkładając minimalne pieniądze, uzyska maksymalne zyski, to lepiej nie zaczynajmy współpracy.
Nie zrażasz tymi słowami nowych klientów?
Jestem szczery. Takie uczciwe podejście sprawia, że od kilku lat nie szukam nowych klientów. Ci, którym pomogłem w rozkręceniu biznesu lub zrobiłem stronę, polecają mnie innym. Stawki za niektóre moje strony dochodzą do wielu tysięcy funtów, ale nie oferują samej strony czy jej pozycjonowania. Pomagam w rozkręceniu biznesu, w zautomatyzowaniu działu marketingu, a także szkolę personel.
Kto może się do Ciebie zgłosić?
Każdy. Jeśli ocenię, że pomysł na biznes rokuje nadzieje, to nie trzeba mieć odłożonych tysięcy funtów. Jeśli czuję, że się uda i ktoś po rozkręceniu interesu będzie mi później w stanie zapłacić umówioną kwotę, to zapraszam.
Co byś doradził tym, którzy mają pomysły, ale boją się zacząć własny biznes?
Nie trzeba być Supermenem i mieć niesamowitych talentów, aby zacząć robić to, co się lubi i jeszcze mieć z tego pieniądze. Jeśli już wiemy, co chcemy robić, to trzeba spróbować. Nawet na dziwne z pozoru pomysły znajdują się klienci. Warto to jednak z kimś przedyskutować, poradzić się. Jeśli ktoś zgłosi się do mnie, to zapewniam, że wysłucham i szczerze odpowiem, czy warto. Sprzedając suszone kwiaty w Tychach nie myślałem, że będą robił grafikę czy tworzył strony, a jednak to robię. Z sukcesem.
Komentarze 12
Bravo!
Mogliście poprosić żeby zrobił dla emito https i zablokował URL redirection. Takie coś stosują spamerzy stron erotycznych.
dzięki Zbychu :) sprawę certyfikatu zgłaszałem kilka miesięcy temu ale chyba wiadomość nie dotarła do adminów...
#1 chodzi mi o możliwość prostowania na forum redirect link. Codziennie spamują tutaj erotyczne strony.
Trzeba przyznać, że Michał wymiata ze swoimi video na YT. Fajnie, że są osoby, które chą bezinteresowanie dzielić się swoją wiedzą. Pomysł ten jest genialny - bo to tez niezła forma reklamy.
No i miło w ten pochmurny dzień poczytać, że mamy takiego utalentowanego rodaka.