Cieszy się, że wyjechała i myśleć o „kwestii polskiej” może z dystansu. Ma nadzieję, że jak inni pisarze emigracyjni przetrwa rozłąkę z krajem, bo tworzyć zamierza jedynie po polsku. O pisaniu i życiu na emigracji opowiada Wioletta Greg, polska pisarka z UK, gość Festiwalu Książki w Edynburgu oraz pierwsza Polka od czasów Lema nominowana do prestiżowej międzynarodowej nagrody Bookera. Rozmawiała Dorota Peszkowska.
Skąd pochodzisz?
Narodowość, pochodzenie przestają mieć dla mnie znaczenie, choć tworzę tylko po polsku i to się nie zmieni
Pochodzę z Rzeniszowa, małej wioski położonej na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Zaraz, nie! Pochodzę z wyspy Wight, pochodzę z Częstochowy, gdzie spędziłam wiele lat po ukończeniu studiów, pochodzę z Wielkiej Brytanii i Polski, ponieważ podczas występów reprezentowałam oba kraje. Narodowość, pochodzenie, przynależność do jakiegoś kraju przestają mieć dla mnie znaczenie, choć tworzę tylko w języku polskim i to się nigdy nie zmieni.
Kiedyś mówiłam z nutą niepewności, na przykład podczas rozmowy z celnikami czy urzędnikami w angielskim urzędzie pracy: „Jestem pisarką”. Teraz jestem z tego dumna, choć rzadko się przyznaję do mojej profesji w rozmowach z nieznajomymi. To wzbudza w ludziach lęk – tracą do mnie zaufanie i choć prawie codziennie zajmują się tworzeniem swojego wizerunku na portalach społecznościach, nie lubią być opisywani.
Kiedy przyjechałaś na Wyspy?
W połowie lipca 2006 roku. Dokładnie pamiętam dzień przeprowadzki. Planowałam powrót po roku pobytu, a jednak zostałam w Anglii na kilkanaście lat.
Przed emigracją skończyłaś polonistykę, prowadziłaś magazyn literacki, warsztaty, innymi słowy – byłaś zżyta z językiem. Skąd więc pomysł emigracji?
To była osobista i złożona decyzja. Przeprowadzka z Polski na wyspę Wight była bardzo trudna. Wyjechałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że trafię na prowincję Anglii, czym może być przeprowadzka na Zachód, że jednak kultura brytyjska różni się bardzo od naszej.
Na Wight, dokładnie w miasteczku Ryde, spędziłam 10 lat, wrosłam w ten ląd i stałam się jego częścią. Już tam nie mieszkam, ale wciąż przypominają się mi letnie pochody karnawałowe w Ryde, wiktoriańskie kamienice, cieśnina Solent, promy, których buczenie budziło mnie w nocy, włoskie lody, które produkowała rodzina reżysera Anthony’ego Minghelli. To jak podczas sztormów wichura przywiewała mi do domu liście klonu poprószone kryształkami soli.
Kilkanaście lat tworzyłaś poezję. Teraz wydałaś powieść. Skąd ta zmiana?
Do tej pory moje pisanie opiera się na kadrowaniu rzeczywistości i ma wiele wspólnego z wyświetlaniem scen jak klisz w rzutniku
Kilkanaście lat publikowałam poezję, ale to nie znaczy, że nie pisałam prozy. Pisałam od zawsze: na początku w brulionach z makulatury. Gdy byłam dzieckiem, wciąż przepisywałam moje opowiadania na czysto. Potem, już będąc w Częstochowie, kupiłam maszynę do pisania Łucznik-Predom. Pamiętam, że robiłam też papierowe filmy prezentowane w takim tekturowym telewizorze – to znaczy kleiłam taśmy z papieru, który ojciec przynosił z papierni w Myszkowie i przygotowywałam kolejne kadry: rysunki z zapisem scenariusza. Do tej pory moje pisanie opiera się na takim kadrowaniu rzeczywistości i ma wiele wspólnego z filmowaniem, wyświetlaniem scen jak klisz w rzutniku. Długo myślałam, że nie dam rady zająć się pisaniem prozy. Zmieniłam zdanie po warsztatach prozatorskich w wydawnictwie Czarne.
Congratulations @ViolaGreg1, Eliza Marciniak & @PortobelloBooks on being longlisted for #MBI2017 with Swallowing Mercury pic.twitter.com/8vkiwxlLVD
— Man Booker Prize (@ManBookerPrize) 15 marca 2017
Jak się dowiedziałaś o nominacji do Bookera? Pamiętasz ten dzień? Co wtedy robiłaś, jak się czułaś?
O nominacji do Bookera dowiedziałam się dzień przed tym, gdy informacja trafiła do mediów. Powiadomił mnie o tym brytyjski wydawca. Byłam bardzo zaskoczona. Rano rozdzwoniły się telefony. Zaspana odpowiadałam jak w transie. Nawet nie zdążyłam napić się kawy. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko komentować. Akurat czekałam na hydraulika, który miał naprawić usterkę w łazience. Gdy po godzinie to już w końcu do mnie dotarło, byłam po prostu wdzięczna osobom, które się do nominacji bookerowej się przyczyniły: przede wszystkim mojemu synowi, który zawsze pomagał mi w korespondencji i czuwał nad tym, abym nie pisała zamiast „message” – „massage”, tłumaczce książki, Elizie Marciniak, moim agentkom: Marzenie Stefańskiej i Barbarze J. Zitwer oraz wszystkim osobom, które mnie wspierały, w tym Magdzie Raczyńskiej z PCI, Antonii Lloyd-Jones, Maxowi Porterowi i Ka Bradley, czyli redaktorom brytyjskiego wydania, Monice Sznajderman z wydawnictwa Czarne, która pierwsza opublikowała książkę po polsku.
„Guguły” to bardzo osobista narracja o bardzo polskim dzieciństwie.
Czyż jest dla nas dziwne, gdy oglądamy film „Mustang” reżyserki Deniz Gamze Ergüven o dorastaniu dziewczynek na prowincji Turcji albo film „Nagroda” Pauli Markovitch – o dziewczynce, która razem z matką próbuje przetrwać w czasach dyktatury w Argentynie? Gdy czytamy autobiograficzne powiastki o dzieciństwie Hrabala, który wspinał się na drzewa, zrobił sobie tatuaż cycatej Syreny i spał razem ze swymi rodzicami w jednym łóżku? Pewne sprawy, tematy są uniwersalne i przeżywamy je wszędzie tak samo, niezależnie od pochodzenia.
Dziwnie o swoim dzieciństwie opowiadać grupom obcojęzycznych nieznajomych na festiwalach?
Tak, masz rację. Czasem rozmawianie o „Gugułach” bywa trochę trudne. Na przykład wtedy, gdy dostaję od czytelników zdjęcie rtęciowego termometru umieszczonego na okładce książki. To ma związek z fabułą „Guguł”, które, jak mogą się niektórzy domyślać, są dla mnie bolesną książką, moją krwawicą.
Polish poet turned novelist Wioletta Greg and Édouard Louis brilliantly explore the world at its margins, 14 Aug https://t.co/FVHOGrYh7T pic.twitter.com/ctvpLrycuu
— Edinburgh Book Fest (@edbookfest) 26 czerwca 2017
Czy emigrantowi trudniej sprawić, by język giętki powiedział, co pomyśli głowa? Jak emigracja wpływa na tożsamość językową pisarki?
Być może emigrant nie rejestruje zmian zachodzących w języku swego kraju, nie rozpoznaje pewnych neologizmów. Ja dopiero w te wakacje poznałam na przykład słowo „chwilówka”. Kiedy zastanawiam się nad niektórymi pisarzami i pisarkami migracyjnymi, widzę, że jeśli wytrzymali pierwsze lata, na obczyźnie, oderwani od swej generacji, pisali lepiej, intensywniej, ciekawiej.
Czy gdybyś nie wyjechała, tworzyłabyś inaczej?
Kiedy żyjesz i pracujesz wśród ludzi z całego świata, zaczynasz zerkać na swój kraj z dystansu i myślisz sobie: „dobrze, że wyrwałam się z tego monolitycznego kraju”
Chyba tak. Myślę, że pisałabym inaczej. Byłabym zamotana, jak niektórzy krajowi pisarze, w kwestię „polskości”. Odczuwałabym przymus ciągłego odnoszenia się do spraw ojczyzny. Nie chodzi o to, że sprawy mojego kraju są mi obojętne. Nie. Często martwię się o sytuację polityczną Polski, o prawa kobiet. Jednak kiedy żyjesz i pracujesz wśród ludzi z całego świata, zaczynasz zerkać na swój kraj z dystansu i myślisz sobie: „dobrze, że wyrwałam się z tego monolitycznego, białego pod względem rasy kraju”. Wyjazd mnie zmienił i otworzył. Stałam się odważniejsza: „Sink or swim” – myślę teraz.
Na ile masz kontrolę nad anglojęzyczną wersją książki? Co się traci w tłumaczeniu?
Zupełnie nie starałam się tego kontrolować, nie ingerowałam w przekład „Guguł”. Odpowiedziałam tylko na kilkanaście pytań dotyczących fabuły, przesłałam zdjęcia – na przykład zdjęcia z Jury, fotografie związane z regionalnym zwyczajem zwanym „czuwaniem Turków” orgaznizowanym w wioskach pod Częstochową na pamiątkę odsieczy wiedeńskiej, zdjęcia kamionek czyli nie naczyń kamiennych, tylko dzikich kopalni kamienia wapiennego. Ufałam tłumaczce oraz redaktorom brytyjskiego wydania, którzy wybrali wieloznaczny tytuł i zdecydowali się usunąć jeden rozdział, który ich zdaniem nie pasował do całości. Trochę mi tego rozdziału o dziełach wszystkich Lenina, było szkoda, ale przecież pisarz nie może być przywiązany kurczowo do swego utworu, musi nauczyć się ryzykować. Niechże ludzie odczytują to po swojemu, adoptują to na scenę, tak jak zrobił to Teatr im. Węgierki w Białymstoku.
Wspominałaś, że po Bookerze kontaktowali się z tobą zagraniczni wydawcy. Czy myślisz, że kolejne twoje książki ukażą się bezpośrednio na brytyjskim rynku?
Tak, prawa do wydania „Swallowing Mercury” kupiły różne kraje. Moja nowa powieść „Stancje” ukaże się w znanym wydawnictwie w Niemczech. Jeśli chodzi o wydania brytyjskie, jeszcze nie wiem, jak będzie. Rozmowy na ten temat trwają.
A kiedy „Stancje” ukażą w Polsce? O czym opowiada ta powieść?
W tym roku, 30 sierpnia, będzie premiera. Biedna, skryta i wrażliwa nastolatka, przyjeżdża tuż po maturze z zapadłej wsi do Częstochowy na studia filologiczne, aby odnaleźć dawnego znajomego, w którym jest zakochana. W ciągu trzech lat wędruje po kolejnych stancjach: podejrzanym hotelu robotniczym, zakonie sióstr bezhabitowych, internacie i wynajętej kawalerce, aby w towarzystwie zarówno ludzi z częstochowskiego półświatka, jak i sióstr zakonnych przetrwać w świętym mieście i przeżyć pierwszą miłość.
Czyli znów książka autobiograficzna?
Wykorzystuję w niej pewne wątki autobiograficzne – między innymi temat dotyczący mojego wielomiesięcznego pobytu w domu zakonnym, opowieść przełożonej o zbrodniarce z Ravensbruck Margot Pietzner, po mężu Kunz, która po wojnie była aresztowana i skazana przez radziecki sąd wojenny na osiem lat więzienia.
Z jakiego powodu tak piszę, być może dlatego, że naprawdę lubię słuchać ludzi i kodować ich wspomnienia, znajomi i nieznajomi powierzyli mi wiele tajemnic i nie wyobrażam sobie, że po latach, kiedy już nie żyją, nie przywrócę ich światu. No, może nie w przypadku tej zbrodniarki, Margot.
Czy widzisz się w przyszłości piszącą prozę nieinspirowaną własnym życiem?
Moja kolejna powieść, o której intensywnie teraz myślę, nie będzie oparta na mojej autobiografii. Mam taką nadzieję. (śmiech)
Wioletta Greg, wł. Grzegorzewska: polska poetka i prozaiczka, od 2006 roku w UK. Autorka siedmiu tomików literackich i dwóch powieści: „Guguły” (ang. „Swallowing Mercury”) i „Stancje”. Nominowana m.in. do Griffin Poetry Prize, Nike i International Booker Price. 14 sierpnia będzie gościć w Edynburgu na Międzynarodowym Festiwalu Książki.
Komentarze 207
Do Pani Wioletty Greg i do portalu Emito. Pragne panstwa poinformowac ze uzywanie hasel typu :Gdybym nie wyjechała, byłabym zamotana w polskość: godza w dobre imie mnie jako Polaka. Informuje was ze sprawa zajma sie moi adwokaci i zostanienie panstwo poinformowani o dalszych krokach prawnch.
Wg moich obserwacji portal emito ma sie nijak do szerokopojetego rozumienia patriotyzmu. Kreuje antypolski obraz Polaka za granica. Tak samo Pani Greg. Moze poprosilmy pania Greg o jej dokladne pochodzenie i dlaczego tak nie nawidzi Polski?. Do pani Greg To ze sytuacja w Polsce jest jaka jest Prosze nie zwalac winy na Polakow Bo wiadomo kto jest naszym okupantem ale to juz niedlugo. Wiec pani propaganda by oczerniac Polske i Polakow ma sie nijak i nie przyniesie zamierzonyuch skutkow. A o sprawie beda poinformowane odpoiwednie zrodla. Nie ma zgody na deptanie naszej swietnej tradycji i ludzi.
Zaraz wolny światopoglowo admin zdejmie Twój komentarz.Wszak istnieje wolność,ale tylko dla jednej,jedynej racji tzw.nowoczesnych komuchów.Strach się bać jak nowocześni obywatele świata się obudzą i przeczytają,bo Oni już tacy ku..a brytyjscy są.
O, zwolennicy podziałów plemiennych spod swoich kamieni wypełzli, którzy pewnie mylą patriotyzm z faszyzmem, patrząc na awatar :).
ed2000 prosze sie nie wypowiadac w imieniu wszystkich Polek i Polakow. A w ogole to wyluzuj bo ci zylka peknie i kto bedzie Ojczyzny bronil?
Prawdziwi patrioci to zostali w ojczyźnie, na dobre i na złe, a nie zwiali za granicę po parę funciszy. Coś tani ten polski patriotyzm ;).