Do góry

Adam Bodnar walczy o głosy Polonii, ale nie namawia do powrotu

To pięknie wygląda, gdy polityk wychodzi i namawia, żeby wracać do ojczyzny, ale Polacy to wolni ludzie i sami doskonale wiedzą, gdzie im jest lepiej. Moim zadaniem jako polityka jest pokazywanie alternatyw, ale takich, które są realne, a nie pięknie brzmiące – mówi prof. Adam Bodnar, były Rzecznik Praw Obywatelskich i kandydat na senatora.

Z prof. Adamem Bodnarem rozmawia Jacek Różalski

Polscy politycy walczący o głosy wyborców rzadko albo wcale nie przyjeżdżają przed wyborami do Wielkiej Brytanii. Pan przyleciał.

Adam Bodnar: Startuję z okręgu 44, który obejmuje cztery dzielnice Warszawy: Śródmieście, Żoliborz, Bielany i Białołękę, ale także całą zagranicę, co oznacza, że na kandydatów z tego okręgu mogą głosować polscy obywatele i obywatelki, którzy w dniu głosowania będą przebywać poza granicami Polski. Chodzi tu w dużej mierze o Polaków na stałe mieszkających poza Polską. Nie powinno więc dziwić, że chcę się z nimi spotkać.

Którą partię pan reprezentuje?

Jestem kandydatem w wyborach do Senatu z ramienia Paktu Senackiego. Zawiązały go partie opozycji demokratycznej. Moją kandydaturę wystawiła Koalicja Obywatelska, choć nie należę do żadnej partii politycznej.

I liczy pan na głosy Polonii.

Polacy mieszkający poza granicami Polski to tacy sami wyborcy jak ci w Polsce. Mają te same prawa, więc należy ich traktować na równi z Polakami mieszkającymi w kraju. Spotykałem się już z Polakami w Norwegii, Irlandii, Austrii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Mam jeszcze w planach spotkanie z Polakami w Niemczech, Francji, Belgii i Holandii. Z rozmów z nimi wiem, że bardzo wielu przejmuje się tym, co dzieje się w Polsce i zależy im, aby Polska się rozwijała i była normalnym, demokratycznym państwem. W końcu przygniatająca większość zwłaszcza młodej polskiej emigracji zostawiła w Polsce rodziny, bliskich, więc nie ma się co dziwić, że to, kto będzie rządził w Warszawie ma dla nich znaczenie.

Pytanie trochę z teleturnieju: wie pan, ilu Polaków żyje w Wielkiej Brytanii?

Około 700-800 tysięcy. Różne źródła podają nieco inne liczby, ale jest to największa liczba Polaków żyjących obecnie na stałe poza granicami Polski. Chcę przypilnować ich praw, ponieważ sytuacja obywateli polskich zmieniła się po Brexicie. Chcę monitorować, na ile jest respektowana zasada równego traktowania i na ile państwo polskie wykonuje swoje zadania w zakresie wspierania Polonii, w tym tożsamości kulturowej czy językowej. Chciałbym to robić jako senator i osoba, która przez lata pomagała różnym grupom obywateli. Całe moje życie zawodowe zajmuję się praworządnością i ochroną praw człowieka, skupiając się gównie na obronie grup dyskryminowanych, w tym obronie praw kobiet. Te sprawy dotyczą zarówno obywateli żyjących w Polsce, jak i w każdym kraju, gdzie mieszkają Polki i Polacy. Ci żyjący poza Polską mają też specyficzne problemy, zależne od kraju, w którym zdecydowali się żyć. O ich prawa też zamierzam zadbać.

Adam Bodnar w Edynburgu. Fot. MD

Pana zdaniem Polacy stracili na Brexicie?

Na pewno na Brexicie stracili młodzi ludzie, którzy chcieli tutaj studiować. Wcześniej studia na Wyspach kosztowały Polaków tyle samo, co obywateli Wielkiej Brytanii. Nagle okazało się, że będą za to musieli zapłacić ogromne pieniądze. Studia na Wyspach nie dość, że są płatne, to dla cudzoziemców bardzo drogie. Nie ma to takiego znaczenia dla tych, którzy tu mieszkają na stałe, ale z pewnością jest to duży problem dla młodych Polaków, którzy marzą o studiach w Wielkiej Brytanii. Dlatego będę chciał dbać nie tylko o dobre relacje z Wielką Brytanią, ale też cały czas upominać się o dobre traktowanie Polaków chcących żyć czy uczyć się na Wyspach. Nie zapominajmy też, że nawet obecne regulacje, w tym status osiedlenia, to nie jest coś dane raz na zawsze.

Przewiduje pan, że to może się zmienić?

Wszystko może się zmienić. Dziś Polakom żyjącym na Wyspach może się wydawać, że ich prawa są zagwarantowane, ale może zmienić się sytuacja polityczna czy gospodarcza i wówczas rząd w Londynie może chcieć dokonać zmian. Trzeba więc cały czas monitorować, w którym kierunku mogą się zmienić przepisy dotyczące statusu Polaków na Wyspach.

Co pan słyszy od Polaków podczas spotkań wyborczych?

Mówią na przykład o pracy konsulatów i ich organizacji. Pytają, dlaczego muszą tak długo czekać na wydanie różnych dokumentów. To kwestia liczby zatrudnionych urzędników. Ona się zwiększyła, ale tu na Wyspach wciąż nie jest adekwatna do liczby mieszkających w Wielkiej Brytanii polskich obywateli. Między innymi dlatego z senatorem Kazimierzem Michałem Ujazdowskim, który jest obecnie szefem senackiej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą, wyszliśmy z propozycją powołania nowej instytucji Rzecznika Praw Polonii. Byłaby to osoba, która monitorowałaby sprawy napływające od Polaków z zagranicy i kierowała do konkretnych instytucji w Polsce. Takich, które na bieżąco zajmowałyby się sprawami Polonii.

Czyli nie chodziłoby tylko o usprawnienie pracy konsulatów?

Oczywiście, że nie. Taki rzecznik zajmowałby się także na przykład sprawdzaniem, czy przy stosowaniu europejskiego nakazu aresztowania nie są łamane gwarancje proceduralne. Inna kwestia to egzekucja alimentów, praw dzieci przy rozwodach rodziców. Są też kwestie dzieci par jednopłciowych i problem z uzyskaniem przez nich w Polsce aktów urodzenia. To wciąż stanowi problem, ale liczę, że po wyborach w końcu zostanie przyjęta ustawa o związkach partnerskich i te sprawy znajdą swój szczęśliwy finał w postaci odpowiednich przepisów. Takich przepisów, które na pierwszym miejscu będą stawiały dobro dziecka. I w końcu dojdziemy do punktu, w którym polscy obywatele LGBTQ+ nie będą szukali uregulowania swojego statusu rodzinnego poza granicami Polski, tylko będą mogli to zrobić w kraju, w urzędzie stanu cywilnego.

Ilu zna pan Polaków żyjących na stałe w Wielkiej Brytanii?

Kilkudziesięciu. Ze względu na wykonywaną pracą, są to głównie ludzie ze środowisk akademickich, biznesowych oraz pozarządowych. Ich życie może nie oddaje w pełni problemów, z którymi borykają się Polki i Polacy pracujący w innych zawodach, ale moją wiedzę na temat tego, z czym zmagają się polscy obywatele na Wyspach, biorę też z innych źródeł. Wiem, że teraz jedną z najważniejszych problemów są rosnące koszty życia, w tym idące w górę rachunki za energię i żywność. Ale nie tylko. Wiem, że dla wielu Polaków koszty wynajmu mieszkania są tym, co wywołuje niepokój. Do tego dochodzą rosnące opłaty za transport.

Mimo drożyzny i różnych problemów większość Polaków na Wyspach nie myśli jednak o powrocie do Polski.

Wiem. Słyszę od żyjących tu Polaków wiele dobrych rzeczy o funkcjonowaniu Zjednoczonego Królestwa, w tym systemu podatkowego, pomocy władz lokalnych i administracji. To też są kwestie bardzo wciąż różniące Wielką Brytanię od Polski. Sprawiające, że życie na Wyspach wciąż jest łatwiejsze w porównaniu z tym, z którym polscy emigranci spotykali się, czy wciąż spotykają się podczas pobytów w kraju.

Pan nie namawia Polaków do powrotów?

To pięknie wygląda, gdy polityk wychodzi i namawia do powrotów. Polacy to wolni ludzie i sami doskonale wiedzą, gdzie im jest lepiej. Moim zadaniem jako polityka jest pokazywanie alternatyw, ale takich, które są realne, a nie pięknie brzmiące. Nie jest nią z pewnością jednorazowy kredyt, który ma pomóc w przeprowadzce czy w rozpoczęciu działalności gospodarczej. Przecież Polacy za granicą zastanawiają się, gdzie mieliby po powrocie mieszkać, porównują koszty życia, standard życia, dostępność pracy, płace i poziom usług. Zastanawiają się także, jak odnajdą się ich dzieci w polskiej szkole, czy nie będzie to dla nich szok kulturowy.

Chodzi o rachunek ekonomiczny.

Jeśli Polacy w Wielkiej Brytanii policzą i wyjdzie im, że na Wyspach żyje im się lepiej, dostają większą pomoc od państwa czy władz lokalnych, a w Polsce wygląda to gorzej, to żadne namowy ich nie przekonają. Szkoda na to czasu. Dobrym, choć smutnym przykładem są osoby bezdomne, a takich Polaków w Wielkiej Brytanii jest naprawdę sporo. To nie jest kwestia namówienia ich do powrotu, tylko stworzenia całego programu pomocy dla tych ludzi po ich ewentualnym powrocie do Polski. Ale to trzeba przygotować wcześniej i powinno to mieć charakter systemowy. Trzeba im stworzyć warunki do powrotu, bo jeśli oni nie mają w Polsce mieszkania, domu, to co się z nimi stanie po powrocie? Znowu mają wylądować na ulicy? Trzeba na to milionów złotych z budżetu państwa. Tym ludziom trzeba stworzyć warunki do życia w Polsce. Jeśli ktoś nie wie, jak to się robi, to niech zapozna się z pracą, którą w Polsce wykonuje fundacja Barka z Poznania albo pensjonat św. Łazarza w Warszawie.

Polacy głosujący za granicą zobaczą na liście kandydatów do Senatu pana nazwisko, ale nie tylko. Na ilu kandydatów można głosować w wyborach do Senatu?

Tylko na jednego, bo to są jednomandatowe okręgi wyborcze. Oznacza to, że podobnie jak w wyborach do Sejmu, na liście można postawić tylko jeden krzyżyk. Wtedy głos będzie ważny. Będzie jeszcze karta referendalna, jeśli ktoś się zdecyduje wziąć udział w referendum.

Wiele wskazuje na to, że w tym roku może paść kolejny rekord frekwencji za granicą.

Już poprzednio niektóre komisje wyborcze miały po 5-6 tysięcy zarejestrowanych wyborców i większość z nich, około 85 proc., wzięła udział w wyborach. Istnieje więc ryzyko, że w tych wyborach obywatele oddadzą głosy, a nie zostaną one policzone, bo komisje mogą nie zdążyć tego zrobić w 24 godziny. Zgodnie z obowiązującym obecnie Kodeksem Wyborczym głosy niepoliczone uznaje się za niebyłe. Zakładam, że ustanawiając te 24 godziny ktoś nie miał złej woli, ale mam też świadomość, i rządzący obecnie Polską też mają świadomość, że poparcie Polonii bardzo zmieniło się w ciągu ostatnich kilkunastu lat i przesunęło na korzyść obecnej opozycji.

Co powinni zrobić Polacy, którzy chcą wziąć udział w wyborach poza granicami Polski?

Przede wszystkim powinni się zarejestrować do wyborów. Mogą też postarać się o zaświadczenie z Polski lub w jakimkolwiek konsulacie, które uprawni ich do oddania głosu w każdym lokalu wyborczym. W dniu wyborów, czyli 15 października powinni udać się do lokalu wyborczego z dokumentem tożsamości i oddać ważny głos, w zasadzie dwa głosy, bo przecież wybierać będziemy zarówno posłów, jak i senatorów. Każdy będzie więc mógł wybrać po jednym kandydacie do Sejmu i Senatu.

Co zrobić, żeby pomóc członkom komisji w policzeniu wszystkich głosów?

Nie wybierać najbliższej i największej komisji wyborczej, ale szukać tych mniejszych, gdzie być może będzie mniejsza kolejka. W ten sposób głosy się rozłożą bardziej równomiernie i będzie większa szansa na ich policzenie.

Interaktywna mapa komisji wyborczych w Wielkiej Brytanii

Komentarze 9

Negocjator
7 919 9
Negocjator 7 919 9
#127.09.2023, 09:33

Och jak mnie wkurza słowo POWRÓT. Powracać mogę do domu, a dom to jest miejsce gdzie trzymam komputer.

Dla emigranta nie ma słowa POWRÓT. To już jest wyjazd do zupełnie innego kraju, niż ten z którego się kiedyś wyjechało.

Polecam książkę Marcina Bruczkowskiego „Powrót niedoskonały”.

Uncle
5 326
Uncle 5 326
#227.09.2023, 10:34

Bodnarowi juz podziekujemy - najgorszy RPO w historii Polszy - niech spada tak skad przyszedl.

KonZRzedem
25
#327.09.2023, 11:38

#2:

Placz pisowcow i konfederatow to muzyka najmilsza sercu. Sam spadaj.

KonZRzedem
25
#527.09.2023, 17:21

Nie prosilem o tarota.

Uncle
5 326
Uncle 5 326
#628.09.2023, 14:30

Kto ci kucyku powiedzial ze jestem pisowcem albo konfederata !

KonZRzedem
25
#728.09.2023, 20:39

Twoj latarnik:

https://latarnikwyborczy.pl/

Kucyki to pogrobowcy politycznego trupa clowna Korwina, obecnie "konfiarze".

sheen1
2 947
sheen1 2 947
#830.09.2023, 11:18

jedyny temat tak szybko golony przez admina, jak coś politycznie nie odpowiada to do śmieci. Brawo emito, mam nadzieję że niemcy wam chociaż do tego dopłacają.

KonZRzedem
25
#930.09.2023, 13:18

Plugawiles jezyk, teraz placzesz.