A może jest to kwestia dostępu do prywatnych praktyk lekarskich?
W Polsce po diagnozie o raku następuje gorączkowe poszukiwanie kogoś, kto ponownie zinterpretuje wyniki badań, potem najlepszego dostępnego onkologa, przez którego można w miarę szybko dostać się do kliniki lub na oddział, dojścia do specjalisty przez sąsiadów/ kuzynów/ krewnych bliższych i dalszych. Wszystko jest załatwiane na własną rękę. A gdy sprawy mają się już bardzo źle szuka się kogoś, kto załatwi dostęp do hospicjum, bo z miejscami też jest bardzo krucho. Strasznie to wszystko jest przykre, bo czas ucieka...
Tu jest diagnoza, skierowanie do specjalisty, ustalane leczenie, badanie po wstępnym leczeniu i dalsza diagnoza.
Może stąd poczucie, że w UK są mniejsze możliwości. Bo nikt nie biega, nie szuka, nie poleca...
Może jak kogoś stać na prywatne leczenie w tym kraju również nerwowo szuka alternatywnych rozwiązań i możliwie najlepszego dostępnego specjalisty.
Trudno powiedzieć, bo moi chorujący sąsiedzi wzięli od ręki to, co otrzymali z NHS.
#64
Zdecydowanie tak.
Istnieje wysoka doza prawdopodobieństwa, że przeważająca większość z tu obecnych ale i tych którzy tu mieszkają i pracują, nie jest ubezpieczona na wypadek utraty zdrowia lub życia. Mam na myśli dodatkowe instrumenty/produkty firm oferujących takie usługi a nje tylko to co nam gwarantują tutejsi pracodawcy.
Co do dostępności do prywatnej opieki medycznej chociażby w wymiarze problemów onkologii to naturalnie, że takie istnieją ale szpitale i tak muszą mieć skierowanie od GP aby rozpocząć procedurę z potencjalnym pacjentem.
Juz w czasie pandemii uznalam, ze potrzebuje wizyty lekarskiej nie na telefon i dodatkowych badan, przeprowadzanych w szpitalu, a wlasciwie w 2 szpitalach (Dunfermline, Kirkcaldy). Nie byl to nowotwor, ale uznalam, ze mam powod do niepokoju. Mialam te wizyte, mialam te badania przeprowadzone sprawnie i bezpiecznie, bez dlugiego czekania. Oczywiscie, maseczki, dystans itp.
Czekajac na podwode po badaniach, pod Victoria Hospital w Kirkcaldy widzialam pieknie, zacisznie usytuowany tam budynek Maggie's Centre ( dla chorych na nowotwor), taki osrodek bym czym predzej wyszukala w najblizszej okolicy i tam sie udala, gdyby taka byla moja potrzeba).
Za nic w swiecie nie chcialabym 'polskiego sposobu' chorowania na powazna chorobe, o czym pisze Oktarynka: bieganie w panice, kombinowanie, organizowanie, strach, koszty, potworna niekiedy arogancja i niezyczliwosc nieoplaconych lekarzy ( dwie moje bardzo bliskie osoby doznaly tego, a ja z nimi).
Bardzo ufam NHS tutaj, choc idealu nigdzie nie ma, wiadomo.
@harrier
Idealu nigdzie nie ma, tak jak napisalas, calkowicie sie z tym zgadzam.Postepuje zgodnie z obowiazujacymi tu procedurami oczywiscie, jedyne co mnie "nieco wcisnelo" w fotel to byla informacja,ze nawet z zaawansowanym lokalnie rakiem czas do operacji to srednio od 4-5 miesiecy.Operacje przeprowadzono perfekcyjnie ,bez cienia watpliwosci.To nie jest wina NHS,ze komus sie nie chce robic badan,ktore powinny byc robione.Mozna miec pretensje tylko siebie.Tak wlasnie mam.Nigdy nikogo nie mam i nie mialem zwyczaju obwiniac za wlasne bledy.
witam
Temat raka nalezy do ekstremalnie trudnych-fakt,ale jak sie juz pojawi to trzeba poddac sie terapii.Czy macie jakies wlasne doswiadczenia z tym zwiazane?