i o to chodzi, zeby zyla wlasnym zyciem - nie trzeba jej wtedy 'zjadac', mozna pozwolic jej splesc sie z nicia wlasnego zycia... mniejsza tez wtedy potrzeba brania wszystkiego co wazne w cudzyslow...
wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody,
zaplacze drogi, pomyli prawdy,
nim zboze oddzieli od trawy...
No wlasnie Czy nie macie czasem wrazenia,ze tak na prawde nie idziecie na przod tylko krecicie sie wokolo?Nowe miejsca,nowi ludzie,wyzwania...To wszystko niby inne a i tak w koncu mam wrazenie,ze wpadlam w jakis wir.Nic nowego sie nie zdarza.Czesto odkladamy pewne sprawy na potem,np rodzina,po to aby jak najwiecej z zycia wyszarpnac,jak najwiecej doswiadczyc i nie stracic mlodosci.Wlasciwie nie rozchodzi sie tylko o rodzine.Mam na mysli cala stabilizacje,od ktorej mniej lub bardziej swiadomie uciekamy.A ostatnio doszlam do wniosku,ze chyba wlasnie w ten sposob trace czas.Bezsensownie.Coraz rzadziej wiem co jest dla mnie naprawde wazne.Nigdy nie wybieralam w zyciu prostych drog.Zawsze interesowalo mnie co jest za zakretem.Ale teraz to nie zakrety a wlasnie swego rodzaju kolowrotek,z ktorego trudno wyskoczyc.Jak malemu chomikowi,ktory coraz szybciej przebiera lapkami a wciaz stoi w miejscu.Jak trafic na wlasciwa droge?