wszystko dzieje sie w umysle nie oznacza wszystko jest w umysle.
matrix nie ma nic wspolnego z umyslem - to jest symbol uludy swiata zewnetrznego, rodzaju uproszczonej dla potrzeb kina zaslony mai
fundamentalne pytanie pozostaje wciaz takie samo: dlaczego dokonujesz wyborow, dlaczego w ogole pragniesz czegokolwiek. sprobuj na nie odpowiedziec. skupienie na jednej rzeczy pomaga w uporzadkowaniu wewnetrznych dyskusji
jesli o mnie chodzi, jestem unikalny, poniewaz jestem tym, czym jestem. nie znaczy to, ze jestem lepszy lub gorszy, nigdy nie mysle w takich kategoriach. jest we mnie czastka wszystkiego. nie wiem czy o taki sens ci chodzi
dochodze do wniosku (mowie o sobie), ze ciagle mowienie o 'przeciwnosciach' is not good enough. nawet to jest jakims slowem-wytrychem czy malym wyjsciem awaryjnym. harmonia, 'zloty srodek' czy jakikolwiek inny termin oznacza nie jakis wyimaginowany punkt optymalny pomiedzy przeciwienstwami, lecz raczej sztuke utrzymywania balansu, rownowagi. dlatego tez moze droga ta nie ma poczatku, konca, sensu, celu czy korzysci. moze w koncu przeciecie kregu oznacza proste zrozumienie tej prawdy i odnalezienie swojego rytmu w cyklicznych ruchach wahadla - albo smierci i rezurekcji, jak kto woli
tyle na razie. agu wybacz, jesli ten watek zrobil sie za bardzo prywatny
ja powiedziałabym że dokonuję wyborów patrząc przez pryzmat własnych korzyści, najbardziej podstawową korzyścią jest mniej lu bardziej trwała satysfakcja psychiczna ...
tak sobie myślę że gdybym była wolna od bodźców współczesnej cywilizacji mogłabym żyć nie pamiętając o ograniczeniach mojego umysłu ... zgodnie z wewnętrznym tao którym jest m.in umiejętność niepamiętania ... rzeczy których do życia 'nie potrzebuję'
jednak z paru względów nie decyduję się na odcięcie ... można by tu wymienić m.in. ciekawość i chciwość?? ... czy zadowolenie może być jeszcze większe:]
jakże absurdalnym jest to że stawiona przed wyborem gwarantowanego zadowolenia i wątpliwego większego zadowolenia wybieram to drugie ... potem płacę cenę:) i dalej stawiam na ryzyko ... o to chodzi w życiu człowieka zachodu?? ;) czy pęd tak mocno jest zintegrowany z naszą kulturą, że nawet gdy moja świadomość nim gardzi, podświadomość jednak nie może ustać w miejscu i chce zobaczyć czy dostanę więcej ...
w sumie jest to możliwe ... skoro nasz umysł kształtuje się w pierwszych latach życia nic dziwnego że wychowana na paczkach z rfn mam tendencję do czekania na jakiś ekstra prezent od losu:) jakże mimo wszystko mój umysł skażony jest materializmem;)
więc załóżmy, że wszystko dzieje się w umyśle, ale czy na pewno jesteśmy w stanie przejąć nad tym kontrolę?
jak już wspomniałam w dużej mierze (jeśli nie całkowicie) został on ukształtowany w czasie w którym my nie mieliśmy wiele do gadania ponieważ nasza świadomość nie była jeszcze wtedy przebudzona
znajdowanie schematów z dzieciństwa które przekładają się na moje obecne życie to trochę taka moja kolejna obsesja;) i tak właśnie doszłam do akceptacji wielu przymiotów mojej osobowości lecz pozostają takie nad którymi kontroli nie mam ...
co do sztuki utrzymywania balansu i równowagi w moim rytmie cyklicznych ruchów życiowego wahadła pewnie masz rację kendo
straciłam równowagę tylko dlatego że zaczęłam łamać swoje własne zasady do tego czasu (odkąd je wyznaczyłam) zdawałam się być niezniszczalna
ale zapragnęłam pójść na łatwiznę obniżając tym samym poprzeczkę moralno-ambicjonalno-jeszcze jakoś inną
robiąc to nawet nie zauważyłam jak z ogromnego cesarskiego okrętu trafiłam na dziurawy ponton gdzie dziurą był (najpierw) podświadomy brak szacunku do siebie
właśnie podświadomy ... bo dopiero teraz patrząc w przeszłość mogę dokonać analizy tego co po kolei zachodziło ... i dopiero powolne uświadomienie sobie tego co mnie dręczyło pozwoliło mi to przezwyciężyć
więc zgodnie z tą tezą wychodzi na to że wciąż nie wiem która część mojej podświadomości mnie więzi:)
i wracamy do zapodanego przez Polonusa hasła uświadomienie sobie stanu swojego umysłu, to przecież pierwszy krok do jego uwolnienia
ale jednak myślę że jest coś więcej ... coś co każe mi się przejmować jednymi rzeczami a innymi nie (ale to odrębny temat;)), tao które jest ponad umysłem ...
bo co jeśli moje blokady i obsesje są istotnym narzędziem by doprowadzić mnie w konkretne miejsce, w sumie w to wierzę, gdybym w to nie wierzyła spaliłyby mnie do końca
fakt że moja główna obsesja jest motorem który ustawił poprzeczkę w rozwoju osobowości tak wysoko że przestraszona efektami musiałam ją obniżać ...
ale od nastu lat nie potrafię jej zostawić za sobą ... a chciałabym wreszcie zmienić kierunek:) a nie kręcić się w kołowrotku;)
strasznym zdarzeniem jest dla pani na włościach gdy przemierza labirynty swego umysłu i zawsze trafia na tą samą ścianę ... i wierzy że za nią jest inny świat ...
@ Cesarzowo :) - widzę, że chyba jednak... miotasz się w "szklanej pułapce umysłu"...
... gdy z jednej strony, powodowana pragnieniem zachowania równowagi (balansu, jak rzekł kendo) i na przykładzie "nauk Wschodu" próbujesz wygasić amplitudę emocji, to z drugiej strony...
... cechuje Cię ta... obciążająca Nas "zachłanność ludzi Zachodu" na wszystko:
...na życie, na bycie, na posiadanie, na trwanie w walce i na kochanie...
no i... masz babo placek :) - kołowrotek jak malowanie... :)
jak nad czymś panuję budzą się we mnie władcze emocje;) więc kołowrót ... again;) w tao kubusia puchatka była taka chińska historia:
"Był sobie kiedyś kamieniarz wielce niezadowolony z siebie i swojej pozycji życiowej.
Pewnego dnia przechodził obok domu bogatego kupca i przez uchyloną bramę zobaczył wiele pięknych rzeczy i ważnych gości.
„Jakże potężny musi być ten kupiec!" pomyślał kamieniarz. Poczuł wielką zazdrość i żal, że nie jest kupcem. Nie musiałby już wtedy wieść nędznego żywota kamieniarza.
Wtem nagle, ku swemu zdziwieniu, stał się kupcem i posiadał więcej luksusów i władzy niż mógł kiedykolwiek wymarzyć, a mniej zamożni zazdrościli mu. Ale niedługo potem zauważył wysokiego urzędnika, niesionego w lektyce, w otoczeniu służby i eskortowanego przez żołnierzy uderzających w gong. Każdy, bez względu na zamożność, musiał się nisko pokłonić na widok tego orszaku.
„Jakże potężny jest ten urzędnik!" - pomyślał kupiec. „Doprawdy chciałbym być wysokim urzędnikiem! "
Wówczas stał się wysokim urzędnikiem, noszonym wszędzie w ozdobnej lektyce, wzbudzającym strach i nienawiść we wszystkich ludziach, którzy musieli oddawać mu ukłony. Był akurat gorący, letni dzień i urzędnikowi zrobiło się duszno w zamkniętej lektyce. Spojrzał na słońce. Świeciło dumnie na niebie, niewzruszone jego obecnością.
„Jakże potężne jest słońce! - pomyślał. „Chciałbym być słońcem!"
I stał się słońcem, zalewając wszystkich swymi gorącymi promieniami, wysuszając pola, obiektem przekleństw rolników i robotników. Ale wtem wielka, czarna chmura przesunęła się między nim a ziemią, tak że jego promienie nie mogły już dotrzeć do wszystkiego.
„Jakże potężna jęst ta chmura burzowa!" - pomyślał. „Chciałbym być taką chmurą!"
Stał się zatem chmurą, zalewając deszczem pola i wsie, a wszyscy na niego wyrzekali. Wkrótce jednak poczuł, że jest przesuwany przez jakąś wielką siłę, i uświadomił sobie, że jest to wiatr.
„Jakże jest on potężny" - pomyślał. „Chciałbym być wiatrem!"
I został wiatrem, zrywając dachówki z domów, wyrywając drzewa, znienawidzonym i wzbudzającym postrach wszystkiego, co żyje. Lecz już po chwili natrafił na coś, co nie chciato mu ulec, bez względu na to, jak mocno dmuchał - wielki kamień.
„Jakże potężny jest ten kamień!" - pomyślał. „Chciałbym być takim kamieniem!"
Wtedy stał się kamieniem, bardziej potężnym niż cokolwiek na świecie. Ale kiedy tak stał, usłyszał odgłos młotka uderzającego w dłuto wchodzące w skałę, i poczuł, że się zmienia.
„Cóż może być potężniejszego niż ja - kamień?" -pomyślał. Spojrzał w dół i zobaczył u swych stóp sylwetkę kamieniarza. "
nicnierobienie jest kluczem;) bo jeśli pozwolimy sobie na namiętności to nie jesteśmy w stanie nad nimi panować;)
ale jak już wspomniałam nie wierzę że idealne nicnierobienie jest możliwe do osiągnięcia gdy targają mną cywilizacyjne pokusy przypominające że tak wiele jest do zrobienia;)
definitywne dobranoc;)
@ Cesarzowo :) - Dzięki za fajną przypowiastkę, być może kiedyś ją opowiem... swoim wnukom :? Zakładając, że może kiedyś pojawią się na tym świecie... ale na razie, wszyscy jak jeden mąż i... niewiasta :) jesteśmy niewolnikami własnych i... cudzych (!) umysłów... i będzie tak do końca świata... naszego, "człowieczego świata... :)
kizi-mizi, moi drodzy, mhwa! ;) czasem jak czlowiek przyjrzy sie z boku jak tak sobie p.....limy, to strach go ogarnia - np. marnowanie czasu na poglebiona analize dotyczaca marnowania czasu :)
ja mialem ostatnio male 'oswiecenie', sen, ktory okazal sie byc przelomowy ale na razie nic nie napisze, bo musze to przetrawic... tymczasem czas plynie nieublaganie, zycie jest krotkie - kiedy zagramy w tego brydza? turniej partaczy-amatorow przy winku i sushi, cesaria obiecala wykonywac drobne czynnosci (np. parzyc herbate :P), he? plus moze szachy i absurdalne, niekonczace sie rozmowy o niepokojach egzystencjalnych i zaburzeniach osobowosci... ;P
czy tylko tak bedziemy 'teoretyzowac'?... oswiecenie jest w zasiegu reki ;)
to oswiecenie to umowna rzecz, bardziej chodzi o uchwycenie tego co nieuchwytne :P i prostote plynaca z serca (nie myslic z prostactwem) - gry zespolowe tez umacniaja ducha :) zreszta nie o mnie chodzi, tylko o sume naszych doswiadczen... w razie nic jakos cie wepchniemy do matrixa - chociaz moze juz nie zechcesz tam wrocic... ;) e-napisze wkrotce do ciebie ale troche przytloczony jestem, zyciem i snem. nic to, alleluja i do przodu :P
ja niczym nie handluje, 'moze' to tryb przypuszczajacy, zreszta co sie bede tlumaczyl przed bezpodstawnymi (zartobliwymi?) oskarzeniami... ;)
wy wszyscy 3 jesteście po jednych pieniądzach:P przyznaje, ze nie rozumiem o co tu chodzi... czy to jakies rodzinne powiedzenie?... ;) jesli my (?) jestesmy po jednych pieniadzach, to po czym dopiero ty, Cesario?... :P za bardzo sie nam cesarzowa rozbestwila, moze jednak zabierz zabawki Argentum, to sie ukorzy... ;) (uwaga! nie handluje... :P)
No wlasnie Czy nie macie czasem wrazenia,ze tak na prawde nie idziecie na przod tylko krecicie sie wokolo?Nowe miejsca,nowi ludzie,wyzwania...To wszystko niby inne a i tak w koncu mam wrazenie,ze wpadlam w jakis wir.Nic nowego sie nie zdarza.Czesto odkladamy pewne sprawy na potem,np rodzina,po to aby jak najwiecej z zycia wyszarpnac,jak najwiecej doswiadczyc i nie stracic mlodosci.Wlasciwie nie rozchodzi sie tylko o rodzine.Mam na mysli cala stabilizacje,od ktorej mniej lub bardziej swiadomie uciekamy.A ostatnio doszlam do wniosku,ze chyba wlasnie w ten sposob trace czas.Bezsensownie.Coraz rzadziej wiem co jest dla mnie naprawde wazne.Nigdy nie wybieralam w zyciu prostych drog.Zawsze interesowalo mnie co jest za zakretem.Ale teraz to nie zakrety a wlasnie swego rodzaju kolowrotek,z ktorego trudno wyskoczyc.Jak malemu chomikowi,ktory coraz szybciej przebiera lapkami a wciaz stoi w miejscu.Jak trafic na wlasciwa droge?