Z tej strony nie poznawaliśmy jeszcze historii II wojny światowej. Nikt nigdy nie spojrzał na wojnę z punktu widzenia spożycia alkoholu przez żołnierzy wszystkich stron konfliktu.
"Transportery opancerzone, które podjeżdżały do nas od tyłu i mijały nas, były zwykle wypełnione pijanymi żołnierzami wszystkich szczebli", fot. z okładki książki "Pijana wojna"
O taką analizę pokusił się Kamil Janicki, historyk i publicysta. Przeanalizował dziesiątki dokumentów oraz wspomnień żołnierzy, partyzantów i powstańców. Wykluczył na początku swojej książki narody, wśród których picie alkoholu było normą kulturową – na przykład Rosjan. Skupił się natomiast na żołnierzach innych krajów – Niemcach, Amerykanach, Brytyjczykach czy Polakach. Oczywiście Rosjanie pojawiają się w opowieściach wojennych, ale tylko w kontekście spotkań z wojskami sprzymierzonych.
Zastanawiacie się, dlaczego Polacy nie zakwalifikowali się jako ci, dla których picie alkoholu było normą kulturową? Janicki wyjaśnia, że w Polsce przed II wojną światową alkohol nie był aż tak bardzo popularny, a w niektórych środowiskach wręcz źle widziany. Dopiero wojna i porządek powojenny doprowadziły do "rozpicia społeczeństwa". Nawet z tego względu warto przyjrzeć się, skąd wziął się ten nagły wzrost spożycia.
Nie ma się co czarować, Polacy nie są jedynym narodem, który po II wojnie światowej zwiększył roczne spożycie. Okazuje się, że wśród Brytyjczyków liczba litrów wypitego alkoholu w porównaniu z latami 40. ubiegłego wieku obecnie zwiększyła się dwukrotnie.
Jaki wpływ miała na takie relacje konsumpcyjne wojna? Problem czy sposób na przeżycie? Wiemy, jakie skutki może mieć nadmierne spożycie alkoholu. Ból głowy, niejasny umysł, trzęsące się ręce czy bardziej groźne – prowadzące nawet do śmierci.
Wydawać by się mogło, że żołnierze walczący na frontach II wojny powinni być najbardziej wyczuleni na utratę świadomości czy zamroczenie alkoholem. Przecież wszędzie czaił się wróg. Okazuje się jednak, że nic bardziej mylnego.
Żołnierze, bez względu na narodowość, pili często na umór. Z zebranych wspomnień można nawet wywnioskować, że gdyby nie alkohol, w ogóle nie byliby w stanie ruszyć do ataku. Kto wie, może właśnie, według teorii spiskowych, o to chodziło dowództwu wszystkich armii? Trzeba też zaznaczyć, że spożycie alkoholu wśród żołnierzy, partyzantów czy powstańców wywodzących się z szeregów polskiego harcerstwa było wręcz przestępstwem i postępowaniem nadzwyczaj niehonorowym.
Amerykańscy i Sowieccy marynarze świętujący na Alasce kapitulację Japonii
Znane są przypadki zgubnego wpływu mieszania alkoholu z innymi środkami odurzającymi. I tak w jednym z pamiętników żołnierza Wehrmachtu pojawia się opowieść o komandosie, który podczas ataku na twierdzę warowną Ebel-Emanel w Belgii zmieszał wódkę z wydawaną niemieckim żołnierzom amfetaminą. Spowodowało to, że strzelał do lufy armaty i coś do niej krzyczał. W pamiętnikach zapisano, że ów odurzony komandos jako jedyny nie dostał później za tę akcję odznaczenia.
Innym przykładem jest opisana przez brytyjskiego żołnierza sytuacja po ogłoszeniu przez Niemcy kapitulacji w 1945 r. Opisywał on, że kiedy przyszedł z oddziałem na swoje kwatery, zastali tam "pijanych do nieprzytomności" kolegów, którzy świętowali zakończenie wojny. Rano okazało się, że część z nich była martwa. Zapili się na śmierć. Ironia losu – uniknęli zranienia i śmierci w walce, a pokonani zostali przez alkohol.
Inny Brytyjczyk opisuje sytuację, w której znalazł się jeden ze Szkotów. Trafił on do armii w wielu 23 lat, wcześniej żył "w jednej z najdalszych szkockich wysp północnych jedynie ze swoją matką". Nie był przyzwyczajony do alkoholu i nie pił go razem z innymi. Trudno mu było odnaleźć się pośród kolegów z wojska. Był po prostu "dziewiczy" w wielu aspektach życia. Stał się przez to obiektem żartów i zaczepek ze strony innych żołnierzy. Kiedyś trafił do aresztu, nie mając pojęcia, co zrobił źle. Na drugi dzień jeden z oficerów znalazł w celi jego ciało. Powiesił się. To nie przykład nadużywania alkoholu, jednak pokazuje on, że podczas wojny żołnierze, którzy od niego stronili, wystawiali się na pośmiewisko. Przynajmniej w niektórych jednostkach.
Oficjalnie we wszystkich armiach uwikłanych w konflikt wojenny był zakaz spożywania alkoholu, jednak był on wręcz ignorowany. Żołnierze potrzebowali oderwać się od rzeczywistości, a to zapewniał im właśnie alkohol. Kiedy alianci lądowali w Normandii, powszechne było "wyzwalanie beczułek, butelek czy składów" pełnych alkoholu. W pamiętnikach z okresu wojny nie brakuje wspomnień na temat "anegdot", które były skutkiem nadmiernego spożycia. Czasem zdarzało się, że alkohol gubił żołnierzy albo doprowadzał do brzemiennych w skutkach sytuacji.
We wspomnieniach pojawiają się też czasem stereotypowe opinie na temat narodowości walczących żołnierzy. Amerykanie piszą o Brytyjczykach, Brytyjczycy o Kanadyjczykach, prawie wszyscy o Rosjanach. Tych ostatnich, zazwyczaj pijanych, spotykano niemal wszędzie. Jeden z niemieckich żołnierzy, który dostał się do niewoli, opisywał: "Transportery opancerzone, które podjeżdżały do nas od tyłu i mijały nas, były zwykle wypełnione pijanymi żołnierzami wszystkich szczebli".
Inny żołnierz, tym razem holenderski ochotnik z Waffen-SS, stworzył uproszczoną charakterystykę Rosjan: "Na szerokich przestrzeniach Rosji i Syberii 40 kilometrów to żadna odległość, –40 stopni to żaden mróz, a 40% to nie alkohol".
Ta ostatnia uwaga była często powtarzana w nieco rozszerzonych wersjach przez wielu innych żołnierzy. Jeden z Amerykanów pisze o 200-procentowym rosyjskim alkoholu, jeden z Brytyjczyków zaniża jego stężenie do "zaledwie" 100 procent. Fakt jednak pozostaje faktem, Rosjanie potrafili upijać się nawet paliwem rakietowym do V-2, a niektórzy alianci byli pijani "po zaledwie dwóch kieliszkach wina". Oczywiste jest, że to nie narodowość decydowała o tym, kto ile mógł wypić, chociaż zapewne względy kulturowe nie były tu obojętne.
Co może zaskakiwać powszechną opinię, to fakt, że wielu z żołnierzy – sojuszników na Zachodzie – nie spotykało wojsk innych narodowości. Pomimo że Polacy byli czwartą największą siłą zbrojną – po Amerykanach, Rosjanach i Brytyjczykach – to mnogość tych pierwszych powodowała, że inne narodowości "gubiły" się w rzeszy żołnierzy. Jednak jeśli zdarzyło im się spotkać, wspomnienia były dość silne, oczywiście związane z alkoholem. W brytyjskich na przykład często pojawia się postać niedźwiadka Wojtka, który był "koneserem" piwa i niekiedy żywo domagał się tego trunku.
Jeden z Amerykanów, pilot – as lotnictwa, opowiada natomiast o spotkaniu z polskimi pilotami, którzy, kiedy dowiedzieli się, kim jest, "przepijali z nim" (tradycja wywodząca się z polskiej kawalerii zawodowej) jeden przez drugiego. Amerykanin miał nadzieję, że udało mu się uratować honor amerykańskich żołnierzy. Pomimo że nie pamiętał, jak się znalazł w hotelu, stwierdził, że chyba jednak dotarł tam o własnych siłach.
I śmiesznie...
Z alkoholem żołnierze wiążą wiele anegdot. Pomijamy te, w których puentą są olbrzymie kace, trwające nawet po kilka dni. Do opowieści, które dzisiaj można by nazwać legendami miejskimi, przeszło wspomnienie Michała C. Bankiewicza z 1. Dywizji Pancernej generała Maczka:
Przekraczanie granic w ciężarówkach wojskowych bez żadnych ograniczeń miało pewne zalety, jedną z nich była możliwość szmuglowania i zarobków pieniędzy. (…) Po przyjeździe do Belgii pobierało się belgijskie franki z wojskowego banku i kupowało jak najwięcej butelek koniaku. (…) Po powrocie do Holandii sprzedawało się trunek w jakiejkolwiek restauracji z 300-procentowym zyskiem za guldeny, które natychmiast deponowało się na koncie w banku wojskowym. (…) Osobiście udało mi się tylko zrobić trzy transakcje i zarobiłem około 50 funtów szterlingów. Mógłbym się za to utrzymać pół roku mieszkając w skromnym angielskim hoteliku. (…) Słyszeliśmy o pewnym sierżancie, który zaoszczędził tak wiele, że kupił w Londynie całą ulicę starych domów, wyremontował je z kolegami, otworzył tanie hoteliki i stał się bardzo bogatym człowiekiem.
Inne śmieszne historie opowiadają, jak to uznawani za martwych bądź rannych żołnierze okazywali się pijanymi do utraty przytomności.
Jeden z jankesów opisywał, jak we Francji Niemcy zbombardowali "wyzwolony" skład win. Żołnierze byli pijani i w bezpiecznej odległości, zatem nikt nie ucierpiał. Gdy jednak podbiegli do zniszczonego składu, okazało się, że obok leży kompanijny kucharz. Uznali go za martwego. Po odwiezieniu go do szpitala okazało się jednak, że był po prostu pijany.
...i strasznie
Z tych wszystkich opowieści rysuje się obraz bardziej tragiczny. Dotyczy on żołnierzy wszystkich narodowości. Skupiając się na polskim poletku, przytoczyć można wspomnienia z dwóch odległych "frontów" – podziemnego w Polsce oraz zachodniego w Wielkiej Brytanii.
Jeden z partyzantów i żołnierzy AK opisuje sytuację, w której pijani partyzanci oraz członkowie AK i AL zostali wybici przez Niemców w jednej z wiosek.
Często też wspomina się picie podczas powstania warszawskiego. Alkoholu w czasie niemieckiej okupacji nigdy nie brakowało, a Niemcy przymykali oko na nielegalne bimbrownie. Powstańcy często – z powodu braku żywności – zapełniali żołądki wódką, zagryzając cukrem. Tych dwóch produktów praktycznie nigdy nie brakowało. Jeden z nich wspomina też, jak razem z kolegą mieli pełnić wartę, jednak upili się winem z pobliskiej winiarni. Usnęli, a obudził ich dopiero ich dowódca. Niestety, podczas snu stracili jakże cenną broń i granaty.
Zupełnie inny obraz Polaków w Wielkiej Brytanii przedstawia cytowana poniżej Audrey St. John-Brown, która służyła w służbach pomocniczych brytyjskiej armii:
Polski dywizjon to były bardziej zwierzęta niż ludzie. (…) Kilka (kobiet z) WAAF zostało zaatakowanych i zgwałconych. (…) Nosiłam w cholewie gumiaka łyżkę do opon i byłam zdecydowana jej użyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Niestety rzeczywiście zaszła, kiedy zostałam zaatakowana w drodze powrotnej z przedłużającej się służby. (…) Po drodze dwa pijane, polskie prymitywy wyskoczyły na mnie jak spod ziemi i próbowały szczęścia. Ten będący za mną chwycił mnie (…) Pomogłam sobie ciosem z łokcia. (…) zdołałam chwycić za łyżkę do opon lewą ręką. Kiedy ten drugi rzucił się na mnie, zamachnęłam się i uderzyłam go w bok głowy (…).
Żołnierze pijący w Army Service Club w Brisbane, 1942 rok
Potem okazało się, że jeden z atakujących zmarł. Upadł nieprzytomny po uderzeniu i, leżąc, zadławił się swoimi wymiocinami. To pokazuje, że obraz Polaków nie jest jednoznaczny. W każdym środowisku znajdą się czarne owce.
Paradoksy
Alkohol jawi się jako jeden z głównych aspektów wojny. Był wykorzystywany jako pieniądz przez wszystkich uczestników działań wojennych. Brytyjczycy kupowali za niego sprzęt od Amerykanów. Wszyscy alianci za alkohol kupowali w całej Europie żywność dla swoich oddziałów. Na terenie Polski niektórzy mogli za niego wykupić swoje życie. Podczas powstania warszawskiego był składnikiem bomb-samoróbek, tzw. filipinek, a przede wszystkim środkiem do uśmierzenia bólu, wyrzutów sumienia i zyskiwania zapomnienia. Zresztą teraz niektórzy także najchętniej zapomnieliby o jego udziale w II wojnie światowej.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Kamila Janickiego "Pijana wojna", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Erica. Nie każdy żołnierz był bohaterem, nie każdy zabijał wrogów i nie każdy odniósł rany. Ale każdy pił.
Nieznane oblicze II wojny światowej: konfliktu, podczas którego wódka lała się strumieniami i nawet zdeklarowani abstynenci sięgali po gorzałkę. Alkohol podnosił morale, pomagał radzić sobie z nieludzką codziennością, zabijał nudę i integrował żołnierzy.
"Pijana wojna" to historia tematu skrzętnie omijanego przez historyków. To książka przypominająca, że żołnierze walczący w II wojnie światowej wcale nie wstydzili się picia. Kamil Janicki – historyk i popularyzator nauki – pokazuje znaczenie alkoholu na co dzień i w sytuacjach skrajnych. Jak świętowano zakończenie wojny, a jak obchodzono Boże Narodzenie w kamaszach? Jak do alkoholu podchodzili zdesperowani obrońcy Festung Breslau, a jak powstańcy warszawscy z Armii Krajowej i Armii Ludowej? Co żołnierze pili na wycieczce w Paryżu, a co w partyzanckiej kryjówce na Lubelszczyźnie? Jak traktowali pijaków w mundurach i jak podchodzili do własnego pijaństwa?
Autor odmalowuje też paletę wzajemnych uprzedzeń i stereotypów. Czy w opinii aliantów wszyscy Polacy byli pijakami? Czy każdy czerwonoarmista walczył na podwójnym gazie? Czy żołnierze Wehrmachtu byli alkoholikami?
To książka pełna trudnych pytań i fachowych odpowiedzi, udzielonych w oparciu o setki dzienników i pamiętników sporządzonych przez samych żołnierzy. Przede wszystkim jednak to wciągająca lektura pełna niezwykłych anegdot, dzięki której spojrzycie na II wojnę światową z zupełnie nowej perspektywy.
Więcej na: WydawnictwoErica.pl
Komentarze 28
No a czego sie spodziewac na wojnie?
i Polakach
Poznaniakach
Alkohol zapewne pozwalał znosić okrucieństwa i tragedię na jaką przyszło patrzeć.
Artykuł ciekawy, ale nowść żadna.
W Wiosnie Ludów Kosynierzy pokonali niemców pod Sokołowem (koło Wrześni). Z radości tak pochlali, że w nocy Niemcy spalili ich w stodole gdzie posnęli.
A juz chyba szczytem pijaństwa była wojna Radziecka w Afganistanie.