W sierpniu 1944 roku, gdy Armia Krajowa rozpoczęła dramatyczną walkę o wyzwolenie Warszawy, powstańcy liczyli na pomoc brytyjskich aliantów. Mimo politycznych nacisków i logistycznych trudności, brytyjscy piloci ryzykowali życie, wykonując niebezpieczne misje z zaopatrzeniem. Ich heroiczne loty z Brindisi były wyrazem solidarności, choć kluczowa pomoc z powietrza okazała się niewystarczająca, by odmienić losy powstania.
1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17.00 Armia Krajowa pod dowództwem generała Bora-Komorowskiego rozpoczęła zbrojną walkę z Niemcami. Generał Bór-Komorowski zdawał sobie sprawę, że bez pomocy z zewnątrz Powstanie Warszawskie jest skazane na klęskę. Dlatego już 4 sierpnia wysłał meldunek do Londynu, kategorycznie żądając wsparcia w postaci broni i amunicji drogą powietrzną.
Stosunek aliantów do Powstania Warszawskiego był skomplikowany. Zgodnie z ustaleniami wielkiej trójki (Stalin, Churchill, Roosevelt) podczas konferencji w Teheranie w grudniu 1943 roku, Polska znalazła się w strefie operacyjnej Związku Radzieckiego. Polacy nie zostali o tym poinformowani, a dowództwo AK wydało decyzję o wybuchu powstania z nadzieją na pomoc aliantów. Jednak alianci mieli związane ręce, ponieważ wszelkie działania wojskowe wymagały konsultacji z Sowietami, a Stalin nie zgodził się na udostępnienie lotnisk dla alianckich samolotów.
Wspomnienia marszałka Slessora
Marszałek John Slessor, dowódca lotnictwa obszaru Morza Śródziemnego (MAAF), odegrał kluczową rolę w procesie decyzyjnym dotyczącym pomocy dla Powstania Warszawskiego. W swoich wspomnieniach zarzucał polskim decydentom brak wcześniejszych konsultacji i planowania akcji z brytyjską oraz radziecką stroną.
„Jest trudne do wytłumaczenia, dlaczego rząd polski na uchodźstwie oraz ówczesny Naczelny Wódz, nieszczęsny generał Sosnkowski, zawczasu nie przeprowadzili z nami rozmów na te tematy” – pisał Slessor.
Loty z Brindisi
Mimo to, Brytyjczycy postanowili na własną rękę wspomóc powstanie i na początku sierpnia rozpoczęli wykonywanie zrzutów z zaopatrzeniem dla Warszawy. Brytyjscy, południowoafrykańscy i polscy piloci wykonywali niezwykle niebezpieczne loty z Brindisi, oddalonego o 1300 km. Po zrzucie musieli wrócić do włoskiej bazy, ponosząc przy tym ciężkie straty. „Ze wszystkich operacji specjalnych w basenie Morza Śródziemnego powietrzna pomoc dla Polski należała zawsze do najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych zadań” – wspominał Slessor.
10 sierpnia 1944 roku Radio BBC nadało ostrzeżenie we wszystkich językach europejskich pod adresem Niemców dopuszczających się zbrodni podczas Powstania Warszawskiego.
O tym, jak wyglądały loty wspominał William Hayden Jones (148 Sq RAF), który brał udział w dwóch lotach do Warszawy: w nocy 13/14 sierpnia i 14/15 sierpnia. Latał na Halifaxie JP-254 „D”: „Drugim razem znalezienie strefy zrzutu było dużym wyzwaniem z powodu słabej widoczności i ciężkiego ostrzału przeciwlotniczego. Ster wysokości był uszkodzony, komunikacja wewnętrzna i światła sygnalizacyjne przestały działać. Samolot nie mógł wykonywać ostrych manewrów. Załoga zachowała spokój. Lot trwał 9 godzin i 40 minut”.
Stalin mówi „Nie”
Powstańcy liczyli również na pomoc Sowietów. Premier rządu na uchodźstwie, Stanisław Mikołajczyk, na początku sierpnia 1944 roku poprosił Józefa Stalina o wsparcie dla walczącej stolicy.
Stalin ociągał się z udzieleniem pomocy, a w końcu nie zgodził się na to, aby alianci lądowali na sowieckich lotniskach. Zmienił zdanie dopiero na początku września, kiedy w Warszawie rozpoczynano rozmowy o kapitulacji.
Porucznik Ward nadaje z Warszawy
W walkach podczas Powstania Warszawskiego 1944 r. brali udział żołnierze z całej Europy, a także alianckie samoloty pilotowane przez lotników z różnych krajów. Porucznik RAF John Ward, który uciekł z obozu jenieckiego i podjął współpracę z wywiadem ZWZ, podczas powstania nadawał do Londynu relacje o sytuacji w Warszawie. Jego działalność była jednym z głównych kanałów informujących zachodnią opinię publiczną o sytuacji w walczącej Warszawie.
Marszałek Slessor w swoich wspomnieniach podkreślał, że pomoc powietrzna dla Warszawy była logistycznie i operacyjnie niezwykle trudna. „Doszedłem do wniosku, że pomoc powietrzna dla Warszawy nie jest możliwa do zrealizowania, nawet podczas odpowiedniej pogody” – stwierdził. Pomimo to, misje zrzutowe były kontynuowane, choć z dużymi stratami. „Walka Bora była jednym z najbardziej bohaterskich i desperackich epizodów w całej krwawej historii wojny” – podsumował Slessor.
Źródła:
- histmag.org
- Vincent Orange: „Slessor: Bomber Champion: The Life of Marshal of the Royal Air Force Sir John Slessor, GCB, DSO, MC”
- 1944.pl
- Polskie Radio
Komentarze 32
No, raczej uazem po Aberdeen z tego powodu jeździł nie będę. Chociaż jest kompatybilny z LEZ
Fstydzisz się ?
Nie, bo jeżdżę w majtkach
Jakbyś w odpowiednim czasie nabył samochód produkcji zachodniej (z Zwickau) to problemu by nie było.
Mógłbyś jeździć bez majtek. Fanki motoryzacji potarmosiłyby Ci klamkę od zmiany biegów.
https://www.facebook.com/reel/470236725645414