Mój romans z Fiolką zaczął się bodajże w 1989 roku, oczywiście od Ye Me Poday i Balcan Electrique, które zanim zaistniało w Polsce, pojawiło się na jakiejś składance wydanej w Szwajcarii.
Fiolkę wymyślił Marek Niedźwiedzki.
Sławek Starosta mi nie przeszkadzał, ;p wszak to gej, chociaż w tamtych czasach nie mówiło się głosno o takich sprawach. Poza tym był potrzebny, bo to on zmuszał rozmaite pudełeczka do wydawania dźwięków.
W "Dimitricy" ta pudełkowa perka nie obroniła się i mocno zestarzała, ale Fiolka brzmi świetnie:
Sławek został potentatem kolorowej prasy dla panów lubiących oglądać innych panów, Wiolka poszła w solo, a teraz, jak wiadomo, zapindala w londyńskiej knajpie.
Zawsze wolałem tę wersję "Głośnego Śmiechu" - taka w sam raz na weekend i pogodne, ciepłe dni: ;)
Ok, tło już jest. ;)
Jakiś czas temu, podczas przeszukiwania netu w poszukiwaniu informacji natrafiłem na stronie University of The Arts London na interesujący dokument, który powstał w ubiegłym roku:
College London College of Communication
Course MA Television
Graduation year 2023
This documentary is about the life of a woman who was once a well-known singer in Poland but is now working as a waitress in a restaurant in London.
This emotional and compelling story uncovers the reasons behind her decision to leave her glamorous singing career behind, while also highlighting her remarkable life attitude.
Created By:
DINDA KINASIH
KAMIL PAWELEC
JEONGYUN MOON
https://ualshowcase.arts.ac.uk/project/516853/cover
Film trwa kwadrans, w sumie jest polskojęzyczny (angielskie napisy) - o Fiolce opowiadają jej znajomi, szef restauracji oraz sama Fiolka. Trochę archiwalnych materiałów, kilka ujęć nakręcono w knajpce. Fiolka wyjaśnia też powody swojego zniknięcia ze sceny a potem z Polski:
Link bezpośredni do filmu:
oktarynka
#71193Dziś - 03:47
U mnie już prawie widno.
U mnie o tej porze również. Różnica w długości dnia pomiędzy okolicami Ediego a Yorkshire jest, wbrew pozorom, mniejsza niż się wydaje. Noc przychodzi nieco szybciej, jest czarniejsza, bez tego waszego jasnego nieba na północy, ale nie trwa długo.
Przez ostatni rok postarzałam się chyba z 15 - 20 lat…
Polecić ci jakiś krem z kwasem hialuronowym? A może podesłać swój? ;p
oktarynka
#71187Dziś - 03:23
Smith od Blondyny mógłby wziąć parę lekcji śpiewania ;p
Wrzuciłem akurat ten cover, bo wydaje mi się, że zabrzmiał nieźle, a dziewczę naprawdę się stara. Moge posłuchać. Niestety, "Lovesong" (znajduje się na kanale Kuracji) już mnie nie przekonuje.
Za to podoba mi się cover Bokki. Zagrany po bokkowemu, bez kopiowania oryginału i wokalnej ekwilibrystyki.
Ok, spadam, bo za kilka godzin zaczynam parodniowe szwendanie/bieganie po Peak District, a wieczorem czeka mnie wytęskniony koncert "jaskiniowy" The Slow Readers Club w Castleton. Spróbujcie znaleźć choć jeden pokój w Castleton na dziś lub jutro, hehe... wziąłem ostatni jaki był dostępny. Hmm... mam nadzieję, że nie będę zmuszony spać z jakimś inwentarzem. ;p
Oktarynko, wbijaj, mam jeden wolny bilet, jakby co. :)
Polecam krótki dokument o Fiolce.
Dobranoc.
O, a ci skąd się tam wzięli? W Toad Hall, tzn. w takim bodajże namiociku, do którego ktoś dotrze albo i nie, jutro wieczorem wystąpi Kirszenbaum:
https://www.glastopedia.com/performers/kirszenbaum
Mają swoją godzinkę w Glastonbury, a ja mam do nich słabość.
https://karrot.pl/kirszenbaum/
To kiedyś wrzucałem:
didżej tołstoj
się urodził lewą nogą
się obudził lewą stroną snu
a tego nie wrzucałem:
czarnowidze
czarnowidze
nocą lepiej widzą
czarnowidze
czarnowidze
lepiej widzą noc
czarnowidze
czarnowidze
nocy się nie wstydzą
widzą
czarno widzą
za dużo widzą gdy noc
Był klimat. Zdjęcie jeszcze przed koncertem, gdy tubylcy tłoczą się nie pod sceną, a przy barze i w kolejce do toi toiów. ;) a ja spijam darmową kawę (drugi bilet się nie zmarnował - stałem przed wejściem ze 20 minut, czekając na "zbłąkanego wędrowca", w końcu udało mi się uszczęśliwić biletem jedną duszyczkę, w zamian za symboliczny kubek kawy). ;]
Miejsce świetne, Oktarynka nie musiałaby stawać na palcach - dzięki ukształtowaniu jaskini widoczność świetna (na zdjęciu widać trzy poziomy opadające z prawej do lewej), a ponieważ impreza niewielka, na 400-500 osób, bez problemu można było dotrzeć pod samą scenę. Na dużych koncertach tzw. golden circle jest większe niż cała ta jaskinia, a bilety na dostapienie zaszczytu demolują budżet.
Sam pałętałem się w okolicach 15-20 metra (pod sceną dźwięk rozpruwa bebechy). Bilety tanie jak barszcz (33 funty) - byle łajza z PL wpadająca do UK podreperować budżet, życzy sobie 4-4,5 dychy.
Swoją drogą to dziwne, że zespół, który lokuje albumy w okolicach trzeciej dziesiatki brytyjskiej listy sprzedaży, a nawet potrafił wbić się na 9 miejsce, gra tak nieduże i tak tanie koncerty. Chłopaki zagrają jesienią w Glasgow, w klubie obliczonym na 300 osób. :)
Te małe koncerty są zajefajne, bo kontakt na linii publiczność-artysta jest
znacznie lepszy niż na wielkich spędach, a wykonawca może zagrać to, co w danej chwili życzy sobie publiczność, a nie według listy w komputerze. :)
Dla tych, co nie obyci w topografii stolycy - Utrata-Skład to dawna nazwa przystanku końcowego autobusu 138, kiedyś straszne zadupie na obrzeżach Targówka Fabrycznego, który przyłączono do Warszawy nieco ponad sto lat temu. Przed wojną zaczęły wyrastać tam pierwsze fabryki, pomiędzy którymi stało trochę domków pracowników kolei i pasły się krowy oraz kozy. Po wojnie, pomimo zakazów, niektórzy osiedlali się tam "na dziko", klecąc chałupy z czego się da, a po kilku latach zaczęto zabudowywać teren bazami i halami fabrycznymi. W latach dziewięćdziesiatych, gdy pierdyknął PRL, 138 tłukło się dziurawą Zabraniecką, mijało zdewastowane budynki po Warszawskich Zakładach Telewizyjnych, znanych też jako WZT Elemis, wynajmowane firmom na niskiej klasy biura i magazyny, potem skręcało w lewo, aż wreszcie kończyło trasę przy ulicy Utrata, nieopodal niedużego zapuszczonego lasu. Zadupie zadupi, lubiłem tam się szwendać. :p
Teraz okolica wygląda zupełnie inaczej.
Zdarzyło się kiedyś, w śnieżny i zimny Nowy Rok, że przystanek za pętlą do autobusu wskoczył pies i położył mi się przy nogach. I tak zamieszkał z nami Gucio. :) (ten, który nieco ponad pół roku później prysnął z hydraulikiem).
Widmoidem już się zachwycałem. Julia ma potężny głos, a Marcin Ciempiel, który grał na basie już prawie wszędzie: od Oddziału Zamkniętego, przez Maanam, projekty Lipińskiego (Tilt, Fotoness), Aptekę, Wilki i cholera wie gdzie jeszcze, robi naprawdę dobrą robotę. Gitarzysty w Widmoidzie nie ma - oprócz basu są jeszcze klawiki oraz bębniarz, a wrzucam dlatego, że "Duch" łazi za mną ostatnio bardzo często, a Ciempielowi przed miesiącem stuknęła sześćdziesiatka.
Tak sobie myślę, że w metalu chodzi o to, żeby grac równo, reszta nie ma takiego znaczenia. Oczywiście muszą być jeszcze wojownicy, rycerze i smoki. Królestwo jakieś.
I kiladziesiąt tysięcy gardeł.
Dla mnie to jeden z lepszych koncertowych teledysków.Gdy oglądam takie klipy, zadaję sobie pytanie gdzie wtedy byłem i dlaczego nie tam. Jest klimat, jest moc. Prawa gira radośnie tupie w materac. :p
Kręcone w Brazylii.
This is MANOWAR'S tribute to the Manowarriors - the greatest fans in the world!
A mówią, że metal się kończy. Tia... Ponad 109 mln wyświetleń.
Niewazne czy komp, iPOD, wieza, magnetofon Kasprzak, 'gramofon' Balbinka...
Wazne co kręci sie u Was właśnie TERAZ :D
i tak np. u mnie
płytka
dEUS - Pocket Revolution