Czarna3, nie wiem co TY masz zrobić, nikt nie da Ci gotowej recepty na życie. Słowa, które tu ludzie napiszą odbierzesz jako zwykle banały, lecz NAPRAWDĘ nie można napisać nic innego. MUSISZ znaleźć siłę w sobie. Znaleźć wolę życia i walki. Sensu nie szukaj, jeszcze nikt go nie znalazł bo ludzie błądzą gdzieś daleko. Mnie się wydaje, że sensem życia jest samo życie.
psychiatra, calkiem mozliwe, ze poglebi twoj stan,
psycholog bedzie ciagnal analizy w nieskonczonosc...
rozmawialem ostatnio z przyjacielem z Polski i przechodzil depresje z ktora sam nie dawal rady rzecz jasna.
poszedl za namowa znajomego na hipnoterapie i po trzech wizytach mu przeszlo.
zrzucil niepotrzebny bagaz jakis zaprzeszlych nalecialosci i szybko wrocil do normalnego stanu.
moze warto byloby sprobowac?
Jest alternatywa dla tabletek.
Zajrzyj tutaj http://www.lifelink.org.uk/
Najpierw idz do GP, opowiedz o problemach i sama zasugeruj skorzystanie z lifelink.
To terapia indywidualna lub grupowa, jaka zachcesz.
Zapewniam cie, Czarna, ze baaaaardzo pomaga.
Ja to znam z Glasgow, ale gdzie indziej pewnie tez znajdziesz cos podobnego.
Powodzenia! :)
Jestem tu nowa. Czytałam wasze posty już wcześniej ale jakoś nie wiedziałam jak zacząć. W sumie teraz też nie wiem... ale spróbuję. Nie mam stwierdzonej depresji, nawet nie myślałam o tym żeby iść do lekarza. Odkąd pamiętam przychodziły chwilę albo dni kiedy czułam się okropnie. Siedziałam wtedy we własnej głowie i czułam beznadzieję, wszystko było źle a ja głupia. Obwiniałam się o każdą pierdołę, nie chciało mi się wstać z łóżka i mogłam leżeć godzinami nic nie robiąc. Tylko że potrafiłam w końcu się ogarnąć. Powiedzieć koniec tego i jakoś podnosiłam cielsko i żyłam normalnie do następnej "beznadziei". Teraz trwa to po 2-3 a nawet 4 tygodnie. A dobrze jest przez 2-3 dni albo czasem nawet tylko jedno popołudnie dopóki nie dopadną mnie wieczorne przemyślenia przed snem. Od roku nie potrafię się zmobilizować. Nie działa nic. Fakt że nie leżę już całymi dniami w łóżku bo mam syna już 6-cio letniego i siłą rzeczy muszę wstać zająć się nim bo mąż jeździ na tirach i rzadko w domu bywa. Obowiązki wykonuję bo muszę ale kosztuje mnie to naprawdę dużo i nie przeszkadza mi kilkudniowy kurz a zawsze byłam może nie pedantką ale porządek musiałam mieć tzn nie zarastamy brudem ale kiedyś wszystko musiało błyszczeć a teraz wystarczy że jest przetarte. Później przychodzą nerwy że nie potrafię sobie z niczym poradzić i znowu jeszcze gorszy dół. Są momenty że krzyczę na syna dużo bardziej niż to potrzebne w stosunku do tego co zrobił a później dochodzą wyrzuty sumienia i tak w kółko. Nie wiem czy napisałam to wszystko sensownie ale ciężko opisać w kilku zdaniach to co czuję. Chciałabym opisać wszystko ale nie da rady. W sumie sama nie wiem na co liczę. Chciałabym żebyście mi powiedzieli jak sobie z tym radzić- jak żyć bo za długo to trwa i jestem tym naprawdę zmęczona. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio się wyspałam. Co wy robicie kiedy wam jest ciężko?