Do góry

Upokarzająca laudacja

Temat zamknięty
Profil nieaktywny
Admin grupy
Yamato
31.05.2012, 08:07

Upokarzająca laudacja
Nasz Dziennik, 2012-05-31

Prezydent USA Barack Obama mówi o "polskich obozach śmierci". I nie przeprasza.

Szok i niedowierzanie zapanowały wśród Polaków obecnych w Białym Domu, kiedy podczas pośmiertnego uhonorowania Jana Karskiego Prezydenckim Medalem Wolności Barack Obama użył określenia "polski obóz śmierci".

Jak tłumaczy prezydencka administracja, która w olbrzymim stopniu jest odpowiedzialna za tę sytuację, było to zwykłe przejęzyczenie ze strony głowy państwa. Słowa te jednak wywołały falę komentarzy i wypowiedzi jednoznacznie domagających się przeprosin ze strony prezydenta Obamy.

Prezydent powiedział, że kurier podziemia AK "został przeszmuglowany do Getta Warszawskiego i polskiego obozu śmierci". Chodziło tymczasem o hitlerowski, niemiecki obóz przejściowy w Izbicy, gdzie Karski się również przedostał, żeby na własne oczy zobaczyć, jak traktowani są przetrzymywani tam Żydzi. "Prezydent przejęzyczył się. Nawiązywał do nazistowskich obozów śmierci w Polsce. Ubolewamy z powodu tej błędnej wypowiedzi, która nie powinna odwrócić uwagi od oczywistej intencji uhonorowania pana Karskiego i tych dzielnych obywateli, którzy stali po stronie ludzkiej godności w obliczu tyranii" - czytamy w oświadczeniu Tommy´ego Vietora, rzecznika Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSC). Jego oświadczenie, niemal o tej samej treści, powtórzyła Caitlin M. Hayden, rzecznik Białego Domu, która też stwierdziła, iż "prezydent się przejęzyczył", gdyż miał na myśli nazistowskie obozy śmierci w Polsce okupowanej przez Niemcy. "Niewiele rzeczy rozdrażnia Polaków bardziej niż zrzucanie na ich barki zbrodni popełnionych przez nazistów na ich ojczystej ziemi. Od wielu lat polskie media, dyplomaci i politycy starają się powstrzymać obcokrajowców od używania frazy "polskie obozy śmierci" jako pewnego skrótu, aby opisać Auschwitz i inne przykłady niemieckiej brutalności i masowych morderstw. Niestety, ten fakt wydaje się umknął ludziom Baracka Obamy" - napisał na swojej stronie internetowej prestiżowy tygodnik "The Economist". Jak pisze gazeta, wobec takiej sytuacji niczym nadzwyczajnym nie jest, że Warszawa, dowiedziawszy się o tym, nawet w środku nocy wzywa do sprostowania i przeproszenia. "Najważniejszy z sojuszników Ameryki spośród byłych krajów bloku sowieckiego już wcześniej musiał się czuć dotknięty przez postępowanie tej administracji, chociażby przez niezdecydowanie w takich sprawach jak np. tarcza antyrakietowa (rząd Obamy ogłosił swoje wycofanie z tej decyzji 17 września, w rocznicę napaści Sowietów na Polskę)" - czytamy w "The Economist".

Jako jedna z pierwszych przeciw skandalicznej wypowiedzi prezydenta Obamy zaprotestowała Fundacja Kościuszkowska. Jej prezes Alex Storozynski przypomniał, że w ciągu ubiegłych 2 lat ponad 300 tys. osób podpisało petycję domagającą się od mediów zaprzestania używania tego historycznie błędnego określenia. Od tego momentu dzienniki "New York Times", "The Wall Street Journal", agencja Associated Press i inne media zmieniły swoje instrukcje (stylebooki) i zabroniły używania tego określenia. - Teraz Biały Dom Obamy musi uczynić to samo - podkreślił Storozynski. Zdaniem Polonii, prezydent Obama powinien przeprosić Polaków nie jedynie ustami swojego rzecznika, ale osobiście.

Czas na "przepraszam"
 

Podobnego zdania są polscy dyplomaci. Były minister spraw zagranicznych RP Adam Daniel Rotfeld stwierdził, że przeprosiny ze strony Obamy są jak najbardziej wskazane i oczekiwane przez stronę polską. - Oczekujemy stosownego oświadczenia i sprostowania oraz przeprosin na piśmie - powiedział minister Rotfeld, który w imieniu nieżyjącego Karskiego odebrał medal na uroczystości w Białym Domu. Podkreślił, że otrzymał zapewnienie, iż takie przeprosiny będą miały miejsce. Rotfeld przypisuje winę za gafę personelowi Białego Domu. - Są one w moim przekonaniu wyrazem niskiego profesjonalizmu tych ludzi, którzy w Białym Domu takie przemówienia przygotowują - powiedział Rotfeld.
W stenogramie z wystąpienia Obamy rozesłanym mediom po uroczystości w Białym Domu fraza "polski obóz śmierci" została zastąpiona słowami "nazistowski obóz przejściowy w Izbicy", zgodnie z prawdą historyczną. Przemówienie Obamy było jednak bezpośrednio transmitowane przez kilka ogólnokrajowych stacji telewizyjnych.

To nie pierwsza wpadka prezydenta Stanów Zjednoczonych z historią w tle. Na jednym ze spotkań z wyborcami Obama chwalił się, że jego dziadek był w oddziale wyzwalającym obóz koncentracyjny w Auschwitz. Niezwłocznie wytknięto prezydentowi błąd, stwierdzając, że w takim razie jego dziadek był żołnierzem Armii Czerwonej.

***

Kłamstwo oświęcimskie Obamy
Nasz Dziennik, 2012-05-31

Tylko osobiste przeprosiny oraz sprostowanie fałszywego i krzywdzącego Polskę i Polaków określenia "polskie obozy śmierci" będzie odpowiednią formą zadośćuczynienia za gafę, jaką popełnił amerykański prezydent, wręczając Adamowi Rotfeldowi Medal Wolności dla Jana Karskiego.

Większość komentujących blamaż Obamy jest zgodna: źle świadczy nie tylko o nim samym, ale także o otoczeniu, które przygotowało mu tego rodzaju wystąpienie.

Fatalne słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych komentowali wczoraj politycy wszystkich partii politycznych, a także przedstawiciele środowisk żydowskich w Polsce oraz historycy. Nie ma wątpliwości, że to, co powiedział Obama przy okazji wręczania Medalu Wolności dla Jana Karskiego, jest po prostu obiegową i pokutującą w opinii na Zachodzie zbitką pojęciową, wedle której obozy koncentracyjne były "polskie", bo znajdowały się na terytorium Polski. Fakt, kto je zakładał i mordował miliony istnień ludzkich, schodzi niestety na dalszy plan wraz z faktem, że Polacy byli takimi samymi ofiarami tych obozów jak Żydzi. Niestety to, co jest istotne dla Polaków i zgodne z prawdą historyczną, nie znalazło odzwierciedlenia w wygłoszonej przez Obamę laudacji. Wszyscy wskazują, że zaniedbania dopuścili się przede wszystkim ludzie z najbliższego otoczenia amerykańskiego prezydenta. Wczoraj w południe głos w tej sprawie zabrał premier Donald Tusk, który przyznał, że sytuacja ta, przy dobrej woli administracji amerykańskiej, może być okazją do naprawienia błędu na wielką skalę. - To może paradoksalnie dobra okazja dla Amerykanów i dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, by wesprzeć Polskę w jej działaniach na rzecz prawdy historycznej, na rzecz właściwych sformułowań, właściwych ocen tego, co działo się w czasie II wojny światowej na ziemiach polskich i w całej Europie - mówił Tusk. Premier przypomniał, że jest to też istotne dla samych Stanów Zjednoczonych, których żołnierze ginęli na frontach II wojny światowej. - Jeśli polskie obozy śmierci, to z czyich rąk ginęli amerykańscy żołnierze? Jeśli polskie obozy śmierci, to z czyich rąk wuj prezydenta Stanów Zjednoczonych wyzwalał obóz koncentracyjny Buchenwald? - pytał Tusk, podkreślając, że kiedy ktoś mówi "polskie obozy śmierci", to tak jakby nie było nazistów, nie było niemieckiej odpowiedzialności, jakby nie było Hitlera. - Dlatego nasza polska wrażliwość na tego typu sytuacje ma zdecydowanie większe znaczenie niż tylko poczucie narodowej dumy. Ta prawda o II wojnie światowej ma znaczenie i musi mieć znaczenie także dla wszystkich innych narodów - zaznaczył. W tej sprawie prezydent Bronisław Komorowski wystosował do amerykańskiego prezydenta list. - Jestem przekonany, że każda pomyłka, że każdy błąd jest do naprawienia, jeśli zostanie odpowiednio przemyślany. Jestem przekonany, że każdy rozpoznany i przemyślany błąd może nas nawzajem do siebie zbliżać - oświadczył Komorowski po południu. Co ciekawe, w wydanym oświadczeniu prezydent tłumaczył się Obamie z reakcji, jakie pojawiły się w związku ze skandalicznym wystąpieniem prezydenta USA. Przekonywał, że większość z nich było skierowanych do... polskiej opinii publicznej, a on sam, biorąc pod uwagę fakt uhonorowania Karskiego, rozgrzeszył Obamę za fatalną gafę. - Niesprawiedliwe, bolesne dla nas wszystkich słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych o "polskim obozie śmierci" w moim przekonaniu nie odzwierciedlają ani poglądów, ani zamysłów naszego amerykańskiego przyjaciela - powiedział Komorowski.

Prawo i Sprawiedliwość zażądało natychmiastowej reakcji władz w tej sprawie, wzywając prezydenta Bronisława Komorowskiego i premiera do wystosowania oficjalnego sprostowania tej "niechlubnej, nieprawdziwej wypowiedzi" - jak napisał w oświadczeniu Jarosław Kaczyński.

- Barack Obama to jeden z najważniejszych przywódców świata, jego słowa są śledzone przez miliony ludzi. Mają kolosalne znaczenie, zapadają w pamięć, są wielokrotnie powtarzane. Tym bardziej zatrważający jest fakt takiego okrutnego zniekształcenia historii. Dla nas, dla Polaków, są wyjątkowo bolesne, godzą w nasz honor, pamięć historyczną i tożsamość - podkreślił Kaczyński. Dodał, że nie wierzy, żeby absolwenci Harvardu byli ludźmi źle wykształconymi.

Polonia nie zagłosuje

Zdaniem Ludwika Dorna (Solidarna Polska), sprawa nie może się zakończyć na zwykłym oświadczeniu któregoś z urzędników Białego Domu. - Jeśli nie doprowadzimy do tego, że administracja Obamy w sposób spektakularny się nie wycofa, to sprawa przyschnie i ten niekorzystny dla nas trend się zakorzeni - argumentował były marszałek Sejmu. - Chcemy wiedzieć, jak doszło do tego, że elita urzędnicza USA powiedziała prezydentowi swojego kraju, że ma takiego sformułowania użyć w wystąpieniu - podkreślił Dorn. Solidarna Polska zapowiedziała, że zgłosi projekt uchwały w sprawie zakorzeniania się w świecie sformułowania "polskie obozy śmierci", połączony z apelem do Polonii, by mocniej niż dotąd we współpracy z państwem polskim organizowała się, m.in. wytaczając procesy sądowe.

- Jeżeli jeden z dwóch najpoważniejszych kandydatów w wyborach przegra, to przegra również dlatego, że nie uzyska głosów Polonii. Wtedy każdy następny prezydent będzie zwracał uwagę na to, co mówi. Będą o to dbali wszyscy, którzy podpowiadają, co ma w tej sprawie mówić - tłumaczył Dorn. Sprawy nie lekceważy dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotr Cywiński, w którego ocenie w dementi Białego Domu powinno znaleźć się jasne sformułowanie o "niemieckich obozach koncentracyjnych". - Taka gigantyczna wpadka prezydenta USA powinna być nagłośniona, poprawiona, i może tak naprawdę przynieść korzyść. Natomiast poprawka Białego Domu, która polega na wykreśleniu słowa "polskie" i wstawieniu słowa "nazistowskie", jest absolutnie niewystarczająca, ponieważ to były struktury działające w ramach konkretnej polityki państwa niemieckiego - powiedział Cywiński.

Maciej Walaszczyk

*

Barack Obama się nie popisał. Podobnie jak w 2009 r., gdy decyzję o rezygnacji z budowy tarczy antyrakietowej na terytorium Polski ogłosił 17 września, w rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. A także wtedy, gdy zrezygnował z przylotu na pogrzeb pary prezydenckiej. To szczególnie żałosny fakt: w czasie gdy na Wawelu trwały uroczystości pogrzebowe, Obama po prostu grał sobie w golfa. To zły prezydent nie tylko dla Ameryki, ale również dla Polski, która w kalkulacjach amerykańskiej administracji jest państwem europejskich peryferii, bez większego znaczenia strategicznego.

Jednak nieliczenie się z wartościami symbolicznymi to wielki nietakt i świadectwo, w jaki sposób jesteśmy przez obecnych zarządców Białego Domu oceniani i wyceniani. Nie ma również wątpliwości, że funkcjonowanie terminu "polskie obozy koncentracyjne" to efekt dziesięcioleci zaniedbań polskiej, a wcześniej PRL-owskiej dyplomacji. Zbitka pojęciowa "polskie obozy" to efekt antypolskich kampanii. Utożsamiały one miejsce kaźni milionów Żydów z miejscem ich życia, oskarżając Polaków jako katolików o współudział w ludobójstwie, jednocześnie milcząc na temat udzielanej im pomocy, zaciemniając historyczny kontekst tego, co działo się na terytorium II Rzeczypospolitej okupowanej przez Niemcy i Związek Sowiecki. Od lat Polska stara się tego rodzaju wystąpienia piętnować. Z takim jednak skutkiem, że przy okazji wręczania ważnego odznaczenia Janowi Karskiemu, człowiekowi, który dla Amerykanów powinien być wyrzutem sumienia w kontekście ludobójstwa, jakie miało miejsce w Europie, amerykański prezydent użył krzywdzącego nas skrótu pojęciowego. Swoiście ten problem ujął we wczorajszym komentarzu były szef MSZ w rządach postkomunistów Włodzimierz Cimoszewicz. Oświadczył, że gafy Obamy nie lekceważy, ale obawia się "festiwalu wzmożenia patriotycznego w Polsce, gdzie politycy będą się licytować w twardości reakcji". - Jeszcze skończy się to wypowiedzeniem wojny Stanom Zjednoczonym - kpił Cimoszewicz. Ludzie o takiej mentalności pracują w polskiej dyplomacji od dziesięcioleci. Nie ma się co dziwić, że nikt nas nie szanuje.

Maciej Walaszczyk

Onieznajomy
7 377
Onieznajomy 7 377
#131.05.2012, 08:24

Brawo Polonia amerykanska.

Profil nieaktywny
Admin grupy
Yamato
#202.06.2012, 00:37

Za dokumentowanie i odkłamywanie
Nasz Dziennik, 2012-06-01

Życzenia odważnej pracy dla Instytutu Pamięci Narodowej oraz ubolewanie po słowach Baracka Obamy, prezydenta Stanów Zjednoczonych, o "polskich obozach śmierci" zdominowały wypowiedzi tegorocznych laureatów Nagród Kustosz Pamięci Narodowej.

Wyróżnienia przyznawane są za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu historii Narodu Polskiego w latach 1939-1989. Prezes IPN Łukasz Kamiński zauważył na wczorajszej uroczystości wręczenia nagród, że Nagroda Kustosz Pamięci Narodowej jest jednym z najcenniejszych elementów dziedzictwa, jakie pozostawił poprzedni prezes Instytutu Janusz Kurtyka, który zginął w katastrofie smoleńskiej.

W tym roku mija okrągła rocznica ustanowienia wyróżnienia. - Ta nagroda przez 10 lat zdobyła swój prestiż i uznanie. Myślę, że kluczem do jej zrozumienia jest nie tylko zainteresowanie mediów, ale przede wszystkim ranga osób i instytucji, które zostaną i zostały wyróżnione - podkreślił Kamiński. IPN w odróżnieniu od innych instytucji oficjalnie nie ma swojego święta. - Ale myślę, że mamy właśnie takie wspaniałe ruchome święto, które przypada w maju i czerwcu każdego roku. Jest to właśnie dzień wręczenia Nagrody Kustosz Pamięci Narodowej - dodał prezes.

Laureatem nagrody zostało w tym roku stowarzyszenie Memoriał, niezależna rosyjska organizacja zajmująca się dokumentowaniem i upowszechnianiem wiedzy o ofiarach represji komunistycznych. Od 2005 r. w ramach tej organizacji działa Komisja Polska. Prowadzi badania nad polskimi ofiarami represji sowieckich, w szczególności nad zbrodnią katyńską i obławą augustowską. Komisja działa też na rzecz sądowej rehabilitacji ofiar zbrodni katyńskiej, udostępnienia Polsce dokumentacji z archiwów rosyjskich i odtajnienia decyzji Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej o umorzeniu w 2004 r. śledztwa katyńskiego. Arsenij Rogiński, przewodniczący Memoriału, powiedział podczas uroczystości, że dzieje Polski zajmują szczególne miejsce w rosyjskiej świadomości narodowej. - Stowarzyszenie próbuje uświadomić obywatelom Rosji skalę polskiej tragedii XX w., żeby przyswoili ją sobie jako część własnej historii - stwierdził Rogiński.

IPN wyróżnił także, pośmiertnie, Juliena Bryana, amerykańskiego filmowca, fotografa i pisarza. Dzięki jego pracy dokumentalnej miliony ludzi na całym świecie poznały historię oblężonej Warszawy w 1939 roku. Nagrodę odebrał jego syn Samuel Bryan, który skorzystał z okazji, żeby wyrazić ubolewanie z powodu słów Baracka Obamy o "polskich obozach śmierci". - Jako Amerykanin chciałbym z góry przeprosić za słowa, które padły z ust mojego prezydenta. Nikt z mojej rodziny nie odważyłby się użyć takiego sformułowania. Jest mi przykro i bardzo przepraszam - powiedział Bryan. Odzewem były gromkie brawa uczestników uroczystości. Kolejny z nagrodzonych to Zygmunt Goławski, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, drukarz katolickich wydawnictw i działacz opozycyjny w PRL. Wielokrotnie represjonowany przez władze komunistyczne - internowany, więziony za współpracę z kurią siedlecką i działalność w obronie ludzi wierzących. Po odebraniu nagrody podziękował IPN-owi, "największej szkole polskiej historii". Goławski wezwał pracowników IPN, aby "nie uginali się nigdy". Laureat zaapelował także o obronę nauki historii, ponieważ z jego obserwacji wynika, iż młodzież "mało wie o Polsce".

Nagrody otrzymali ponadto: Urszula Ewa Łukomska, nauczyciel dyplomowany i opiekun muzeów szkolnych ze Złoczewa, oraz Dieter Schenk, historyk z RFN, autor książek o zbrodniach niemieckich w Polsce.

Jacek Dytkowski

Profil nieaktywny
Admin grupy
Yamato
#402.06.2012, 21:32

Użycie przez prezydenta Baracka Obamę określenia "polskie obozy koncentracyjne" podczas ceremonii uhonorowania bohatera ruchu oporu Jana Karskiego było symptomem niekompetencji obecnej amerykańskiej administracji w układaniu relacji zagranicznych, zwłaszcza z Polską oraz krajami Europy Środkowej i Wschodniej. Ale jest to również przejaw szerszego problemu dotykającego nie tylko obecnej grupy liberalnych przywódców, ale zasadniczo globalnych elit, które popierają ideę wielokulturowości.

Wyalienowany prezydent
O ironio - ten obraźliwy dla Polaków błąd popełnił człowiek uważany za "najbardziej inteligentnego" w amerykańskiej historii. Amerykańskie media, które nadal wspierają Obamę, podobnie jak wielu wykładowców akademickich, aktorów i artystów, wierzą w nadzwyczajną inteligencję prezydenta i jego administracji, niemal tak jak w prawdy objawione. Wpadka prezydenta na razie nie nadszarpnęła tej wiary. Nawet jeśli administracja USA wystosuje formalne przeprosiny, zwolennicy Obamy znajdą sposób, by usprawiedliwić jego wpadkę, albo zrzucą winę na jakiegoś pracownika administracji niższego szczebla. Ten typ arogancji nie jest niczym nowym dla obecnego prezydenta, który obraża sojuszników Ameryki na całym świecie. Podczas oficjalnej wizyty państwowej Obama dał królowej brytyjskiej Elżbiecie II nagrania swoich przemówień do odsłuchiwania na iPadzie, tak jakby królowa nie miała nic lepszego do roboty, niż słuchać jego wielogodzinnej pustej retoryki.

Nie jest tajemnicą, że Obama i jego współpracownicy starają się propagować kult jego osoby, który jest całkowicie obcy amerykańskiej kulturze politycznej. Ten kult jest również przejawem funkcjonowania idei wielokulturowości, którą popiera Obama i jego administracja. Zwolennicy wielokulturowości tacy jak on są głęboko wyalienowani z ojczystej historii i kultury. Cała życiowa i polityczna droga Obamy jest - jak ją sam opisał - historią outsidera. Postrzega on historię i kulturę jak jego kenijski ojciec i amerykańska matka, z perspektywy swojego miejsca urodzenia - Hawajów, albo Indonezji, gdzie się wychowywał. Dla głosujących na niego w 2008 r. Obama jest uniwersalną postacią, której można przypisać ich własne pragnienia i oczekiwania. Był jak niezapisana strona. Właściwie do dziś jest takim człowiekiem znikąd, całkowitym "kosmopolitą bez korzeni": chłodnym, "słodkim", ale oderwanym od rzeczywistości.

Nietolerancyjne multi-kulti
Użycie przez Obamę określenia "polskie obozy śmierci" jest bardzo bolesne dla Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia. Ten ból wynika z realnych historycznych doświadczeń. Cierpienia spowodowane przez niemiecki i komunistyczny terror tak bardzo dotknęły Polaków, że ich skutki odczuwane są do dzisiaj. Dla Obamy i jego współpracowników wyznających idee wielokulturowości te doświadczenia są całkowicie niezrozumiałe. W najlepszym wypadku może je odebrać jako coś osobliwego, a w najgorszym - jako niebezpieczną obsesję z powodu wydarzeń, które oni uznają za zupełnie bez znaczenia. Nie utożsamiając się z żadną historią ani kulturą, nie są w stanie zrozumieć historii i kultury innych.

Zwolennicy wielokulturowości jak Obama wierzą w "tolerancję" dla innych kultur, która w najlepszym wypadku prowadzi do relatywizmu albo redukowania realnych różnic między kulturami i narodami do nieznaczących (w praktyce wszyscy oni traktują zachodnią, europejską i judeochrześcijańską kulturę jak podrzędne pozostałości opisywanego jedynie przez historię ucisku). Wpadka Obamy pokazuje, że taka tolerancja "hoduje" ignorancję.

Wielokulturowość toleruje biernie innych, ale nie rozumie ich. Nieważne, jak teraz administracja Obamy odpowie publicznie na oburzenie Polaków z powodu jego określenia "polski obóz śmierci", prywatnie będzie traktować polską reakcję z pogardą, zarezerwowaną dla zapatrzonych w przeszłość podrzędnych ludów.
Polacy oraz mieszkańcy innych państw Europy Środkowo-Wschodniej mogą się teraz przekonać, jak mało obecna administracja USA dba o nich i nie traktuje jako partnerów. Zamiast tego wolą podążać za iluzją, że mogą załatwiać interesy z takimi dyktatorami jak Władimir Putin. Polityka zagraniczna Obamy jest oparta na przekonaniu, że Ameryka musi odwrócić się od własnej historii i wartości kulturowych. Złe relacje USA z innymi krajami w przeszłości, ich zdaniem, mogły być spowodowane jedynie utrzymywaniem niewłaściwych związków albo błędami historii, które oni chcieliby jak najszybciej zakopać. Ich zdaniem, jeśli Ameryka uwolni się od bagażu przeszłości, może wykonać "reset" w relacjach z Rosją, Chinami, Iranem czy też innymi dyktaturami i sprawić, że staną się taką samą niezapisaną kartą jak sam Obama.

Ale w realnym świecie nie można tak łatwo zatrzeć różnic między narodami i kulturami. Podstawowe interesy i wywołujące konflikty wartości kulturowe sprawiają, że nigdy nie jest możliwe ustanowienie ciągłych przyjaznych relacji ze wszystkimi. Wyobrażanie sobie, że może być inaczej, może prowadzić do międzynarodowego kryzysu.

Prof. John Radzilowski historyk,
Uniwersytet Alaska Southeast

Profil nieaktywny
Admin grupy
Yamato
#504.06.2012, 10:27

Używanie sformułowania "polskie obozy koncentracyjne" poza granicami RP może być karane przez polskie sądy. Pierwszy taki proces ruszy 13 września - dowiedział się "Nasz Dziennik". Pozwany to niemieckie wydawnictwo Axel Springer.

Sprawa jest możliwa dzięki przełomowemu wyrokowi Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 2010 r., który - powołując się na prawodawstwo Unii Europejskiej - uznał m.in., że polski wymiar sprawiedliwości może osądzać czyny niedozwolone popełnione przez osoby zamieszkujące inne państwo członkowskie, jeżeli szkoda powstała na terytorium Polski. O to właśnie zabiegał w swojej walce sądowej Zbigniew Osewski, który zapoznał się z artykułem pt. "Podróż Asafa dookoła świata" napisanym przez Miriam Hollstein w jednym z listopadowych numerów "Die Welt" z 2008 roku. Użyte w nim sformułowania "polnische Konzentrationslager Majdanek" wywołało oburzenie mieszkańca Świnoujścia, którego rodzina padła ofiarą niemieckich represji m.in. w obozie w Essen.
W uzasadnieniu sąd zwrócił uwagę, że niemieckojęzyczny dziennik "Die Welt", wydawany przez Axel Springer Aktiengesellschaft z siedzibą w Berlinie, jest sprzedawany także w Polsce, poza tym ukazuje się w wersji internetowej, a to oznacza, że domniemane naruszenie dóbr osobistych miało miejsce na terytorium Polski. Tym samym sprawa trafiła do rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Mieszkaniec Świnoujścia domaga się od Axel Springer zamieszczenia przeprosin w głównych polskich dziennikach oraz zadośćuczynienia w wysokości 500 tys. zł z wpłatą tej kwoty na rzecz Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Marii Konopnickiej w Świnoujściu.

Zawiadomienie o rozprawie, która odbędzie się 13 września, otrzymał już pełnomocnik Osewskiego mec. Lech Obara. Jak wskazuje, w lutym 2011 r. na witrynie internetowej "Die Welt" ponownie ta sama autorka - Miriam Hollstein użyła sformułowania "polski obóz zagłady". - Redaktorzy tego pisma później przepraszają, ale - jak widać - nie wywołuje to głębszych refleksji i żadnej poprawy postępowania. Toteż niewiele to pomaga. Powinniśmy powstać z kolan i nie cieszyć się przeprosinami, ale zwyczajnie występować do sądu - podkreśla adwokat. W jego ocenie, postanowienie sądu otworzyło drogę prawną oznaczającą, że każdy poszkodowany w ten sposób przez unijne środki masowego przekazu może wytoczyć proces przed polskim sądem. - Zostało rozstrzygnięte, że jest to właściwość polskiego prawa i naszych sędziów - zauważa mecenas.

Ale Axel Springer nie zamierza poddać się bez walki. Spółka partnerska adwokatów Góralski & Góralska reprezentująca ten niemiecki koncern medialny skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie wniosek o wydłużenie terminu do złożenia pisma przygotowawczego do dnia rozprawy. Adwokat Karolina Góralska wnosi jednocześnie w swoim piśmie ze stycznia 2012 r. "o oddalenie powództwa w całości oraz o zasądzenie od powoda na rzecz pozwanego kosztów zastępstwa procesowego według norm przypisanych". Uwzględnienie wniosku pełnomocnika Axel Springer może prowadzić do przedłużenia procesu, ponieważ strona pozywająca mogłaby się zapoznać z treścią pisma przygotowawczego dopiero w dniu rozprawy - 13 września. Tymczasem ta również musi mieć odpowiedni czas na ustosunkowanie się do stanowiska Góralskiej. Oznaczałoby to, że proces zostanie odroczony o kolejne miesiące. - Pełnomocnik Axel Springer poprosił o zezwolenie na udzielenie odpowiedzi na nasz pozew aż do dnia rozprawy. W związku z tym zwróciliśmy się do sądu, żeby zobowiązał pozwanego do ustosunkowania się do naszego powództwa w ciągu 6 miesięcy, co jest wystarczająco długim terminem - zaznacza mec. Obara. Filip Rakiewicz, prawnik specjalizujący się w problematyce ochrony dóbr osobistych, autor studium "Poczucie tożsamości narodowej jako dobro osobiste w świetle polskiego prawa cywilnego" opublikowanego w kwartalniku "Studia Prawa Prywatnego" [nr 2 i 3-4/2011 - przyp. red.], potwierdza, że formułowanie i rozpowszechnianie wypowiedzi o obozach zagłady w taki sposób, który czyni choćby nawet niezamierzone sugestie o rzekomym polskim udziale w ich tworzeniu i w zbrodniach tam dokonanych, narusza dobra osobiste wszystkich Polaków. - Dobra te są szczególnie cennymi wartościami, pozostającymi pod ochroną prawa, związanymi nieodłącznie z osobą ludzką, a należą do nich m.in. godność, prywatność, dobre imię, a także poczucie tożsamości narodowej - mówi Rakiewicz. Dodaje, że część dziennikarzy tłumaczy stosowanie w prasie sformułowań o "polskich obozach" stwierdzeniem, że są to tylko tzw. skróty myślowe. - Argumentacja ta jest z gruntu błędna i razi naiwnością. Nikt przecież nie określa np. obozu założonego przez Niemców w Oświęcimiu "żydowskim obozem koncentracyjnym", a poza tym zwroty o "polskich obozach" są wykorzystywane w niejednokrotnie uproszczonych materiałach prasowych najczęściej bez wyjaśnienia, że chodzi wyłącznie o lokalizację geograficzną. Co jednak istotniejsze, formuła "polski obóz koncentracyjny" i podobne stanowią zaprzeczenie rzetelnego opisu przedstawianego zjawiska. Jej rozpowszechnianie pozostaje w sprzeczności z prawnym obowiązkiem postępowania zgodnie z etyką zawodową nakazującą prawdziwe przedstawianie rzeczywistości - kwituje prawnik.

Jacek Dytkowski

  • Strona
  • 1

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis