Inwestorzy ufają Polsce
Popyt na polskie obligacje, których rentowność okazała się być najniższa w historii, przekroczył wszelkie oczekiwania. Na ich wczorajszej aukcji zorganizowanej przez Ministerstwo Finansów sprzedano obligacje pięcioletnie za kwotę 4,41 mld złotych, co bynajmniej nie wyczerpało apetytów inwestorów, którzy chętnie kupiliby ich za 7 mld złotych.
„W aukcji wzięli udział zarówno inwestorzy zagraniczni, jak i krajowi. Po dzisiejszym przetargu całoroczne potrzeby pożyczkowe sfinansowane są w ok. 90 proc.”, głosi komunikat ministerstwa.
Rentowność naszych obligacji spada, do jej historycznych rekordów już niewiele brakuje, ale nie ma się co dziwić. Zresztą dobrze to świadczy o kondycji naszej gospodarki, przecież to nasze PKB ma być w tym roku jako jedyne dodatnie w całej UE. Obligacje o wysokiej rentowności, a do takich należą np. obligacje hiszpańskie, obarczone są wysokim stopniem ryzyka. Z kolei uważane za bardzo bezpieczne obligacje niemieckie przynoszą niewielki zysk.
Wczorajszy przetarg, co podkreślił minister finansów, to kolejny pozytywny sygnał w ostatnich tygodniach. „Po tym, jak w połowie lipca oprocentowanie od obligacji denominowanych w euro osiągnęło najniższe poziomy w historii, a rentowność obligacji 10-letnich emitowanych w złotych spadła poniżej 5 proc., osiągając najniższy poziom od marca 2006 r., dziś mamy kolejny dowód o wysokim zaufaniu inwestorów do Polski. Jest to efekt determinacji rządu w ograniczaniu deficytu”, napisał Rostowski w komentarzu zamieszczonym na stronie internetowej Ministerstwa Finansów.
W wyniku powodzenia środowej aukcji obligacji potrzeby pożyczkowe Ministerstwa Finansów na 2012 rok zostały zrealizowane w 90%.
140 mln zł dla nauki
Do 28 września uczelnie oraz instytuty naukowe PAN mogą składać wnioski o dofinansowanie programów kształcenia o kluczowym znaczeniu dla gospodarki. Konkursy mają pomóc w lepszej realizacji unijnej strategii Europa 2020.
Uczelnie mogą ubiegać się o dodatkowe środki na przygotowanie absolwentów do pracy zawodowej, wsparcie uczelnianych biur karier czy też zaangażowanie pracodawców w kształcenie – podkreśla minister nauki prof. Barbara Kudrycka
W I konkursie 100 milionów złotych zadedykowano na uruchomienie nowych kierunków studiów licencjackich, inżynierskich, magisterskich i doktoranckich, których absolwenci mogą przyczynić się do rozwoju i innowacyjności polskiej gospodarki. Pieniądze w ramach konkursu mogą być też przeznaczone na przygotowanie absolwentów do zawodowego startu, kreowanie bogatszej oferty staży i praktyk zawodowych albo stypendia dla doktorantów i młodych doktorów.
W II konkursie 40 milionów zostanie rozdysponowane m.in. na otwieranie atrakcyjnych dla sektora gospodarki studiów podyplomowych, wzmocnienie kształcenia na odległość, organizację staży i szkoleń w najlepszych zagranicznych ośrodkach naukowych.
W obu konkursach premiowane będą projekty, uwzględniające kształcenie w języku angielskim i obejmujące wiedzę oraz umiejętności z zakresu przedsiębiorczości, przekazywane przez ekspertów-praktyków.
- Dziś w interesie każdej uczelni jest, by umiała porozumieć się z partnerami
z sektora gospodarki i potrafiła trafnie zidentyfikować obszary tej współpracy – mówi prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. - Oba konkursy to dla polskich uczelni ogromna szansa. Właśnie teraz w wyniku ustawowych zobowiązań tworzą nowe, autorskie programy studiów, nakierowane nie tylko na przekazywanie gruntownej wiedzy, ale też kształcenie umiejętności praktycznych i kompetencji społecznych. Dzięki dodatkowym funduszom uczelnie mogą w nich uwzględnić rozwiązania szczególnie pożądane przez studentów: zwiększoną liczbę zajęć praktycznych, szkolenia u potencjalnych pracodawców czy kursy uzupełniające - dodaje minister.
Konkursy NCBR to kolejne działanie, które ma ułatwić uczelniom współpracę z pracodawcami i dostosowanie studiów do wymogów lokalnych i globalnych rynków pracy.
Pomoc dla podwykonawców wcielona w życie
Od dzisiaj podwykonawcy, którzy budowali autostrady, a nie otrzymali za swoje prace zapłaty, mogą zwracać się o zaspokojenie roszczeń do generalnego dyrektora dróg krajowych i autostrad. Odpowiednia ustawa weszła dzisiaj w życie.
Ustawa, podpisana kilka dni temu przez prezydenta Bronisława Komorowskiego a opublikowana dziś w Dzienniku Ustaw, umożliwia wypłatę niezaspokojonych należności firmom podwykonawczym, które nie otrzymały od głównego wykonawcy – z powodu jego niewypłacalności lub upadłości - zapłaty za prace przy budowie dróg i autostrad. Jednak aby otrzymać pieniądze, trzeba spełniać zawarte w ustawie wymogi. Na przykład prawo do roszczeń mają tylko ci podwykonawcy i dostawcy, którzy mogą przedstawić prawomocny wyrok sądowy, określający ich roszczenia wobec generalnego wykonawcy, jak również ci, którzy zostali uznani jako uprawnieni wierzyciele w procesie bankructwa firm.
Poza przedstawieniem w/w dokumentów zgłaszający roszczenia będą musieli udowodnić, że sami nie zalegają z płatnościami u swoich podwykonawców oraz dostawców.
GDDKiA otrzymawszy listę roszczeń przeprowadzi publiczne wezwanie do zgłaszania się tych, którzy uważają, że mają prawo do wysuwania roszczeń. Następnie lista roszczeniobiorców zostanie porównana z wielkością środków, wynikającą z puli gwarancji. Chodzi o to, że roszczenia będą mogły być zaspokojone do wysokości gwarancji dobrego wykonania budowy, a wysokość tę proponowali generalni wykonawcy budowy. Na ogół ta kwota jest równa 10 procentom wartości kontraktu.
Pieniądze na zaspokojenie roszczeń będą pochodzić z Krajowego Funduszu Drogowego, a GDDKiA będzie potem występowała z roszczeniami wobec generalnego wykonawcy. Projekt uchwalonej dnia 28 czerwca przez Sejm ustawy przygotował resort transportu. Była to reakcja na złą sytuację firm podwykonawczych budujących autostrady, którym generalni wykonawcy przestali płacić za wykonane prace.
Bezpłatny Internet w bibliotekach publicznych
Ponad 3500 bibliotek publicznych w Polsce przez następne trzy lata będzie nadal bezpłatnie korzystać z Internetu. Darmowy dostęp do sieci będą mogły uzyskać także kolejne placówki. To efekt porozumienia, jakie 23 lipca 2012 roku zawarło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego oraz Orange Polska.
Porozumienie przedłuża o kolejne trzy lata program internetyzacji bibliotek publicznych rozpoczęty w 2009 roku. Zgodnie z nim firma Orange Polska (wtedy pod nazwą grupa TP) zadeklarowała bezpłatne podłączenie do internetu wszystkich chętnych gminnych bibliotek publicznych. Projekt internetyzacji bibliotek jest częścią realizacji idei Cyfrowej Polski.Projekt – jak mówił minister Zdrojewski – zdecydowanie przerósł oczekiwania jego pomysłodawców. Od 2009 roku niemal 3500 bibliotek we wsiach i małych miastach zostało przeobrażonych w nowoczesne miejsca kultury skupione wokół książek i Internetu, nieodbiegające poziomem od tych w państwach zachodnich. Te nowe biblioteki to również lokalne centra, w których działać mogą animatorzy społeczności lokalnych.
„Jeśli weźmiemy pod uwagę, że biblioteki w Polsce stanowią największą sieć placówek kultury, obejmująca swym zasięgiem każdą, najmniejszą nawet gminę, możemy śmiało powiedzieć, że współpraca pomiędzy Orange Polska a ministerstwem i pozostałymi sygnatariuszami porozumienia to jedna z najważniejszych w ciągu ostatnich lat inicjatyw na rzecz poszerzenia dostępu do wiedzy i kultury w małych miejscowościach. Cieszę się, że możemy ją kontynuować”- mówił szef resortu kultury.
W 2011 r. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zainicjował wieloletni program z budżetem 150 mln zł, przeznaczonym na budowę, remonty i przebudowę bibliotek. Jest to kontynuacja realizowanego przez MKiDN w latach 2009-2010 programu małych grantów, w ramach którego wyremontowano lub wyposażono ponad 460 placówek bibliotecznych w małych miejscowościach
Najlepiej brać przykład z Polski
Niedawny spór noblisty z dziedziny ekonomii Paula Krugmana z prezydentem Estonii Toomasem H. Ilvesem wywołał ożywioną dyskusję w kręgach ekonomistów. Powodem sporu był artykuł pióra Krugmana na łamach „New York Timesa”, w którym autor zarzucił Estonii, że niesłusznie podaje się ją za przykład sukcesu gospodarczego, gdyż sukces ten jest „niekompletny”. Najlepiej wzorować się na Polsce, stwierdza portal moneyweek.
Rozgorzała zacięta dyskusja, w którą włączyli się liczni ekonomiści. Według jednych estońska gospodarka wróciła już na przedkryzysowe tory, gdyż jej PKB zrównało się z tym sprzed krachu, zdaniem innych nie, bo obecna prosperita została osiągnięta dzięki tanim kredytom, a więc obraz gospodarki jest zafałszowany.
Tymczasem, zauważa autor artykułu zamieszczonego na portalu moneyweek, niedaleko od Estonii leży inny kraj, będący przykładem o wiele większego sukcesu gospodarczego w dobie kryzysu. To Polska. Jej gospodarka okazała się na tyle silna, że nie dotknął jej kryzys 2008 roku, a zdrowy system finansowy pozwolił na wzrost wydatków publicznych.
Poza tym Polska to kraj, w którym warto inwestować. Światowe Forum Ekonomiczne w swoim raporcie dotyczącym środowiska proinwestycyjnego usytuowało Polskę przed Włochami. Z kolei fakt, że Polska, podobnie jak Estonia, to kraj, który zrzucił z siebie jarzmo komunizmu oznacza, że wciąż będzie postępować tam proces liberalizacji. Na dodatek zarówno na ten rok, jak i na przyszły wzrost gospodarczy ma wynieść w Polsce odpowiednio 2,5 proc. i 2,9 proc., a duży rynek wewnętrzny pozwala prognozować, że popyt wewnętrzny nie zmaleje.
Tak więc, jeśli szukamy zdrowego i godnego naśladowania modelu gospodarczego, to wydaje się, że od Polski jest się czego uczyć, w tym również od sektora bankowego, który dba, aby udzielane kredyty nie mieściły się w sferze wysokiego ryzyka – przeciwnie niż banki na zachodzie Europy.
Jesteśmy wzorem, jak wydawać unijne fundusze
Sukces Polski w tej dziedzinie to zasługa wytężonej pracy, a nie reklamy, mówi minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska w wywiadzie dla portalu euinside. Minister Bieńkowska udzieliła tego wywiadu podczas swojej ostatniej wizyty w Bułgarii, gdzie omawiana była przyszłości polityki spójności w kontekście toczących się negocjacji dotyczących następnego budżetu UE na lata 2014-2020.
Elżbieta Bieńkowska podkreśliła, że w przypadku Polski nie należy mówić o „cudzie” w wykorzystywaniu funduszy unijnych – a takie określenie padło w zadanym pytaniu – ale o dobrym zastosowaniu doświadczenia nabytego podczas wydatkowania funduszy przedakcesyjnych. Polegało ono również na zatrzymaniu ludzi, którzy pracowali przy rozdysponowywaniu tych funduszy. Chodziło o to, a by nie stracić tych ludzi i ich doświadczenia.
Druga sprawa to zadbanie o dobre struktury instytucji, które podlegały kontroli Komisji Europejskiej.
Natomiast trzecia – to takie skonstruowanie systemu finansów publicznych, żeby jeszcze przed otrzymaniem unijnych dotacji można było dysponować dużymi środkami własnymi. „Oczywiście Komisja Europejska daje też pieniądze wcześniej, ale na ogół trzeba samemu sfinansować dany projekt, a następnie Bruksela zwraca pieniądze. Całkowita wartość inwestycji w Polsce w latach 2007-2013 to 115 mld euro, przy czym 68 mld euro pochodzi z UE, a reszta to nasze środki własne”, mówi minister rozwoju regionalnego Polski.
Zapewnienie tych środków własnych to wcale nie taka łatwa sprawa, mówi Elżbieta Bieńkowska. „I dlatego omawialiśmy tę kwestię z małymi i średnimi firmami i z organizacjami pozarządowymi /…/ staraliśmy się uprościć sprawy i stworzyliśmy system dofinansowania małych firm jeszcze przed startem projektu”. Poprzednio taka możliwość nie istniała, podkreśla minister rozwoju regionalnego. I ten program pomógł małym i średnim przedsiębiorstwom przetrwać kryzys.
Zapytana o dokładne wyjaśnienie, na czym polega system wypłacania firmom zaliczek minister Elżbieta Bieńkowska tłumaczy, że ułatwienia polegały nie tylko na możliwości otrzymania części pieniędzy w formie zaliczki, ale także na uproszczeniu procedur dotyczących wypełniania potrzebnych formularzy, a następnie uruchomieniu szybkiej ścieżki przy ich rozpatrywaniu. „Oczywiście nie należy sobie wyobrażać, że te procedury są błyskawiczne, ale przecież pieniądze, o których mówimy, należą do podatników./…/ I dlatego ich wydatkowanie musi być sprawdzane w trakcie realizacji projektu”, podkreśla minister Bieńkowska. „Nie chcemy otrzymać tych pieniędzy z powrotem. Dajemy je i musimy być pewni, że rzeczywiście są dobrze wydatkowane. I tyle. To nigdy nie będą łatwe procedury. Niektórzy krzyczą: ‘Uproście je! Uproście!’ To nie ma sensu. Można uprościć system, można szybciej przekazać pieniądze, ale nie może być tak, że ktoś przynosi formularz i zaraz dostaje milion euro!”Padło też pytanie o decentralizację, która bardzo pomogła w uproszczeniu procedur związanych z wykorzystaniem przez Polskę unijnych funduszy.
Minister Elżbieta Bieńkowska wyjaśnia, że w Polsce, wskutek przeprowadzonej w 1998 roku reformy administracyjnej, powstało 16 województw, które rządzą się same. Nie można ich jednak porównać z niemieckimi landami – Polska nie jest federacją, więc polskie województwa nie mają takiej niezależności jak landy. W Polsce ministerstwo zajmuje się koordynacją i tak też jest w przypadku Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, które jest odpowiedzialne przed KE za otrzymane pieniądze. Jednak pewną ich część otrzymują regiony i mogą nimi dysponować według własnego uznania, np. wydać je na budowę dróg – do nich należy utrzymanie sieci dróg lokalnych.
Elżbieta Bieńkowska podkreśla, że władze regionu nie muszą zwracać się do ministerstwa o aprobatę swoich programów. Owszem, w latach 2004-2006 tak było , ale od 2007 roku już tak nie jest. To był długi i bolesny proces, ale w końcu marszałkowie województw zrozumieli, że to są ich regionalne programy i że oni są za nie odpowiedzialni, tłumaczy Elżbieta Bieńkowska.
A więc, podsumowuje pani minister, „pierwsza sprawa to bardzo duży poziom niezależności władz lokalnych – i moim zdaniem to jest główny klucz do sukcesu. A po drugie – wyjątkowy system, w którym jedno ministerstwo, mianowicie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, jest odpowiedzialne za wszystkie programy: czy to ochrony środowiska, czy transportu, nauki itd. /…/ I zdecydowaliśmy, że w przypadku pieniędzy pochodzących z przyszłego unijnego budżetu, a więc w latach 2014-2020, będzie tak samo” .
Premier Donald Tusk odebrał w sobotę w szwajcarskiej Asconie Nagrodę Europejską przyznawaną od 2006 r. przez Fundację Hans Ringier Stiftung za wyróżniającą się działalność w dziedzinie stosunków europejskich. Spotkał się również z prezydent Konfederacji Szwajcarskiej Eveline Widmer-Schlumpf.
Rozmowa polityków koncentrowała się na sytuacji w Europie oraz planach współpracy Szwajcarii i Unii Europejskiej.
Szef polskiego rządu i prezydent Szwajcarii omówili także stan współpracy bilateralnej w wymiarze gospodarczym i politycznym oraz na forum organizacji międzynarodowych, m.in. w kontekście zaplanowanego na rok 2014 przewodnictwa Szwajcarii w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).
Nagroda Europejska (Europapreis für politische Kultur) jest przyznawana od 2006 roku przez Fundację Hans Ringier Stiftung, założoną przez największą szwajcarską grupę wydawniczą Ringier Holding AG. Otrzymują ją osoby, które wyróżniły się w dziedzinie stosunków europejskich.
W poprzednich latach laureatami byli m.in. były prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet, sekretarz generalny Światowej Organizacji Handlu Pascal Lamy i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.
Gala Diner Republicai, podczas której została wręczona Nagroda Europejska, ma status najważniejszego wydarzenia tego typu organizowanego w Szwajcarii.
W sobotniej uroczystości wzięli udział m.in. prezydent Konfederacji Szwajcarskiej Eveline Widmer-Schlumpf oraz przedstawiciele europejskiej polityki i gospodarki. Laudację wygłosił Jean-Claude Trichet.
Nagroda pieniężna - 50 tys. franków szwajcarskich - zostanie przekazana na cele charytatywne.