Pierwszy Polak , który samotnie okrążył Ziemię ,na jachcie Opty . Ten człowiek ,był patronem mojej klasy ( w podstawówce) :).To tak dawno temu, było:)
Leonid Teliga urodził się w Rosji, ale dzieciństwo i młodość spędził w Grodzisku Mazowieckim. Interesował się m. in żeglarstwem.
Od 20 września 1935 r. do 30 maja 1936 r. był słuchaczem Kursu Podchorążych Rezerwy 8 Dywizji Piechoty w 32 Pułku Piechoty w Pułtusku. Po ukończeniu kursu przyjęty został do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie. W 1938 r., po ukończeniu szkoły, został mianowany podporucznikiem i przydzielony do 44 Pułku Strzelców Legii Amerykańskiej w Równem. W armii II Rzeczypospolitej żołnierze mogli rozwijać swe zainteresowania, Teliga zdobył uprawnienia sternika morskiego na kursie żeglarskim w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowym Yachtingu Morskiego w Jastarni w 1938 roku. Macierzysty pułk Teligi został zmobilizowany 14 sierpnia 1939 roku i wysłany pod Bydgoszcz z przeznaczeniem (w składzie 13 dywizji piechoty) do Korpusu Interwencyjnego, mającego przeciwdziałać niemieckim zamiarom opanowania Gdańska. Niemcy Gdańska nie zdobywali, lecz zaatakowali Polskę. 1 września dywizję zaczęto przewozić pod Tomaszów Mazowiecki. Podczas kampanii wrześniowej Teliga walczył z pułkiem w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego (6 i 7 września) gdzie został ranny.
Następnie z pułkiem przedostał się na Wołyń, gdzie dostał się do niewoli sowieckiej, prawdopodobnie zataił tam stopień oficerski, przez co nie został potraktowany jak oficer i wywieziono go w głąb ZSRR Związku Radzieckiego, gdzie po rocznym kursie szyprów pływał na statkach jako rybak na Krymie. Po ataku Niemiec na ZSRR, brał udział w ewakuacji Krymu i portów azowskich, pływał też na Donie, Morzu Azowskim i Morzu Czarnym. W 1942 zgłosił się do formowanej Armii Polskiej w ZSRR, z którą wydostał się do Wielkiej Brytanii. Podobnie jak wielu innych żeglarzy, został skierowany do lotnictwa, jako osoba o szczególnie przydatnych cechach, takich jak: samodzielność, silny charakter, umiejętność panowania nad sprzętem i żywiołami, a przede wszystkim znajomość nawigacji. Po przeszkoleniu w Kanadzie latał w polskim bombowym 300 Dywizjonie Bombowym Ziemi Mazowieckiej jako strzelec pokładowy.
W 1947 roku wrócił do Polski. Pracował jako dziennikarz, aktor, autor i tłumacz, a w wolnych chwilach również jako instruktor żeglarstwa – najpierw w Warszawie, a następnie, po przeprowadzce na stałe do Gdyni, już jako instruktor żeglarstwa morskiego w klubie "Gryf". Jednak przy wielu nadarzających się okazjach starał się wracać do rybołówstwa, łącząc pracę z przyjemnością. Pływał jako dziennikarz z polskimi rybakami nawet na Dalekim Wschodzie, gdzie pracował z ramienia Polski w misjach rozjemczych ONZ w Korei i Laosie, oraz we Włoszech, podczas pracy jako attaché prasowy ambasady
Planowany od dawna zamiar samotnego rejsu wokół globu postanowił zrealizować wyłącznie własnymi siłami. Teliga bazując na swoich oszczędnościach, zbudował jacht "Opty". Jachty tego typu były udaną i sprawdzoną konstrukcją jachtu pełnomorskiego, nota bene pierwszą polską, opracowaną jeszcze przed II wojną. Jak na tamte czasy, jacht był dość dobrze wyposażony w sprzęt dodatkowy, jak: tratwa pneumatyczna, plastikowy niezatapialny bączek do komunikacji z lądem, aparatura sygnalizacyjna czy radio. Maszty i bomy były co prawda jeszcze drewniane, lecz olinowanie i okucia już nierdzewne, a bogaty komplet żagli wystarczał na wszystkie rodzaje wiatrów. Sprzęt nawigacyjny odpowiadał przepisom i rzeczywistym potrzebom żeglugi oceanicznej. Jacht nie był jednak wyposażony w radiostację.
Chociaż wiele osób i instytucji przyczyniło się do pomocy w tym przedsięwzięciu, jak PZŻ, PMH, czy Marynarka Wojenna, szczególnie w jego fazie końcowej, to jednak główny ciężar prac i finansów przez długi czas ponosił sam żeglarz-armator. Mówiono, że w tym właśnie celu Teliga sprzedał nawet swoje mieszkanie.
Do Casablanki jacht dowiózł na pokładzie statek MS Słupsk. Rejs "Opty" rozpoczął się 25 stycznia 1967, a trasa wiodła z Casablanki na zachód, uczęszczanymi szlakami. U wejścia do Kanału Panamskiego doszło do przykrego incydentu – potrzeba było 11-dniowych targów z amerykańską administracją Kanału, zanim przepuszczono Polaka. Interweniowała polska ambasada w Waszyngtonie, a Teligę wzięła w obronę nawet prasa światowa. Incydent spowodował jednak, że Teliga zmienił przebieg planowanej trasy, ponieważ wszystko wskazywało, że podobne nieprzyjemności czekają go też w Australii, gdy po długim oczekiwaniu na Fidżi przyszło zezwolenie na jak najkrótszy pobyt "tylko w celu niezbędnych napraw i zaopatrzenia".
Wyprawa Teligi trwała dosyć długo, m.in. z powodu konieczności dokonywania po drodze szeregu napraw jachtu, jednak atmosfera pobytu w portach była dobra. W tamtych czasach tego typu przedsięwzięcia wciąż jeszcze należały do rzadkości i o wyprawie Teligi było na tyle głośno, że wszędzie był uroczyście witany (prawie zawsze w portach spotykał Polaków), mianowano go honorowym członkiem wszystkich kolejnych jachtklubów, które były na jego trasie, a na oceanach był często rozpoznawany przez załogi jachtów i statków wszystkich możliwych bander.
Nie wiadomo, co tak naprawdę skłoniło kapitana do odbycia ostatniego etapu rejsu jednym skokiem – może spodziewane nieprzyjemności natury administracyjnej, a może rozwijająca się choroba nowotworowa, którą Teliga próbował zwalczyć, mobilizując swój organizm samotnym rejsem. Pewne jest jednak, że na etap przez pół świata - z Fidżi (na Oceanie Spokojnym) do Dakaru (w Afryce Zachodniej), bez zawijania po drodze do portów, Teliga zdecydował się świadomie, uprzedzając listownie, że na wiele miesięcy urwie się z nim kontakt. "Opty" wyruszył z wysp Fidżi 29 lipca 1968 i przepadł niemal bez wieści w bezmiarze oceanów – był jedynie z daleka widziany (co nie znaczy rozpoznany) przez kilka jednostek.
Dopiero koło Kapsztadu (do którego z przyczyn politycznych nie wolno było Telidze zawinąć) nastąpiło przypadkowe spotkanie z jachtem turystycznym należącym do RPA - Teliga, któremu brakowało wtedy już wielu podstawowych rzeczy, został obsypany przez załogę jachtu wszelkimi możliwymi prezentami i ruchomymi elementami wyposażenia tej jednostki (dostał nawet tak cenne dla niego w tym momencie rzeczy, jak świeże kanapki i napoczętą paczkę papierosów) i dowiedział się, że o jego rejsie jest głośno i wszyscy go szukają.
Trasa tego pojedynczego skoku - 13 260 mil do portu w Dakarze, zabrała Telidze 165 dni żeglugi - pobił tym samym rekord czasu trwania nieprzerwanej samotnej żeglugi oceanicznej, należący od 85 lat do Amerykanina Bernarda Gilboya, który w ciągu 163 dni przepłynął 6 tys. mil, próbując dotrzeć z Kalifornii do Australii (znaleziono go na morzu wycieńczonego).
5 kwietnia 1969 na Wyspach Kanaryjskich Teliga przeciął kurs, którym w lutym 1967 zdążał z Las Palmas na Barbados (Małe Antyle) – okrążenie kuli ziemskiej zabrało mu 2 lata i 2 miesiące.
Rejs zakończył się 30 kwietnia 1969 w Casablance.
W Warszawie na Teligę czekała na płycie lotniska karetka pogotowia. Na późniejszych zdjęciach prasowych widać twarz człowieka walczącego z chorobą. Mimo operacji, zmarł 21 maja 1970, a jego jacht wrócił do kraju na pokładzie statku MS "Orłowo".
Przepraszam, że tak bezczelnie ściągnęłam to z Wikipedii, ale warto to poczytać.
Pierwszy Polak , który samotnie okrążył Ziemię ,na jachcie Opty . Ten człowiek ,był patronem mojej klasy ( w podstawówce) :).To tak dawno temu, było:)
Leonid Teliga urodził się w Rosji, ale dzieciństwo i młodość spędził w Grodzisku Mazowieckim. Interesował się m. in żeglarstwem.
Od 20 września 1935 r. do 30 maja 1936 r. był słuchaczem Kursu Podchorążych Rezerwy 8 Dywizji Piechoty w 32 Pułku Piechoty w Pułtusku. Po ukończeniu kursu przyjęty został do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie. W 1938 r., po ukończeniu szkoły, został mianowany podporucznikiem i przydzielony do 44 Pułku Strzelców Legii Amerykańskiej w Równem. W armii II Rzeczypospolitej żołnierze mogli rozwijać swe zainteresowania, Teliga zdobył uprawnienia sternika morskiego na kursie żeglarskim w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowym Yachtingu Morskiego w Jastarni w 1938 roku. Macierzysty pułk Teligi został zmobilizowany 14 sierpnia 1939 roku i wysłany pod Bydgoszcz z przeznaczeniem (w składzie 13 dywizji piechoty) do Korpusu Interwencyjnego, mającego przeciwdziałać niemieckim zamiarom opanowania Gdańska. Niemcy Gdańska nie zdobywali, lecz zaatakowali Polskę. 1 września dywizję zaczęto przewozić pod Tomaszów Mazowiecki. Podczas kampanii wrześniowej Teliga walczył z pułkiem w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego (6 i 7 września) gdzie został ranny.
Następnie z pułkiem przedostał się na Wołyń, gdzie dostał się do niewoli sowieckiej, prawdopodobnie zataił tam stopień oficerski, przez co nie został potraktowany jak oficer i wywieziono go w głąb ZSRR Związku Radzieckiego, gdzie po rocznym kursie szyprów pływał na statkach jako rybak na Krymie. Po ataku Niemiec na ZSRR, brał udział w ewakuacji Krymu i portów azowskich, pływał też na Donie, Morzu Azowskim i Morzu Czarnym. W 1942 zgłosił się do formowanej Armii Polskiej w ZSRR, z którą wydostał się do Wielkiej Brytanii. Podobnie jak wielu innych żeglarzy, został skierowany do lotnictwa, jako osoba o szczególnie przydatnych cechach, takich jak: samodzielność, silny charakter, umiejętność panowania nad sprzętem i żywiołami, a przede wszystkim znajomość nawigacji. Po przeszkoleniu w Kanadzie latał w polskim bombowym 300 Dywizjonie Bombowym Ziemi Mazowieckiej jako strzelec pokładowy.
W 1947 roku wrócił do Polski. Pracował jako dziennikarz, aktor, autor i tłumacz, a w wolnych chwilach również jako instruktor żeglarstwa – najpierw w Warszawie, a następnie, po przeprowadzce na stałe do Gdyni, już jako instruktor żeglarstwa morskiego w klubie "Gryf". Jednak przy wielu nadarzających się okazjach starał się wracać do rybołówstwa, łącząc pracę z przyjemnością. Pływał jako dziennikarz z polskimi rybakami nawet na Dalekim Wschodzie, gdzie pracował z ramienia Polski w misjach rozjemczych ONZ w Korei i Laosie, oraz we Włoszech, podczas pracy jako attaché prasowy ambasady
Planowany od dawna zamiar samotnego rejsu wokół globu postanowił zrealizować wyłącznie własnymi siłami. Teliga bazując na swoich oszczędnościach, zbudował jacht "Opty". Jachty tego typu były udaną i sprawdzoną konstrukcją jachtu pełnomorskiego, nota bene pierwszą polską, opracowaną jeszcze przed II wojną. Jak na tamte czasy, jacht był dość dobrze wyposażony w sprzęt dodatkowy, jak: tratwa pneumatyczna, plastikowy niezatapialny bączek do komunikacji z lądem, aparatura sygnalizacyjna czy radio. Maszty i bomy były co prawda jeszcze drewniane, lecz olinowanie i okucia już nierdzewne, a bogaty komplet żagli wystarczał na wszystkie rodzaje wiatrów. Sprzęt nawigacyjny odpowiadał przepisom i rzeczywistym potrzebom żeglugi oceanicznej. Jacht nie był jednak wyposażony w radiostację.
Chociaż wiele osób i instytucji przyczyniło się do pomocy w tym przedsięwzięciu, jak PZŻ, PMH, czy Marynarka Wojenna, szczególnie w jego fazie końcowej, to jednak główny ciężar prac i finansów przez długi czas ponosił sam żeglarz-armator. Mówiono, że w tym właśnie celu Teliga sprzedał nawet swoje mieszkanie.
Do Casablanki jacht dowiózł na pokładzie statek MS Słupsk. Rejs "Opty" rozpoczął się 25 stycznia 1967, a trasa wiodła z Casablanki na zachód, uczęszczanymi szlakami. U wejścia do Kanału Panamskiego doszło do przykrego incydentu – potrzeba było 11-dniowych targów z amerykańską administracją Kanału, zanim przepuszczono Polaka. Interweniowała polska ambasada w Waszyngtonie, a Teligę wzięła w obronę nawet prasa światowa. Incydent spowodował jednak, że Teliga zmienił przebieg planowanej trasy, ponieważ wszystko wskazywało, że podobne nieprzyjemności czekają go też w Australii, gdy po długim oczekiwaniu na Fidżi przyszło zezwolenie na jak najkrótszy pobyt "tylko w celu niezbędnych napraw i zaopatrzenia".
Wyprawa Teligi trwała dosyć długo, m.in. z powodu konieczności dokonywania po drodze szeregu napraw jachtu, jednak atmosfera pobytu w portach była dobra. W tamtych czasach tego typu przedsięwzięcia wciąż jeszcze należały do rzadkości i o wyprawie Teligi było na tyle głośno, że wszędzie był uroczyście witany (prawie zawsze w portach spotykał Polaków), mianowano go honorowym członkiem wszystkich kolejnych jachtklubów, które były na jego trasie, a na oceanach był często rozpoznawany przez załogi jachtów i statków wszystkich możliwych bander.
Nie wiadomo, co tak naprawdę skłoniło kapitana do odbycia ostatniego etapu rejsu jednym skokiem – może spodziewane nieprzyjemności natury administracyjnej, a może rozwijająca się choroba nowotworowa, którą Teliga próbował zwalczyć, mobilizując swój organizm samotnym rejsem. Pewne jest jednak, że na etap przez pół świata - z Fidżi (na Oceanie Spokojnym) do Dakaru (w Afryce Zachodniej), bez zawijania po drodze do portów, Teliga zdecydował się świadomie, uprzedzając listownie, że na wiele miesięcy urwie się z nim kontakt. "Opty" wyruszył z wysp Fidżi 29 lipca 1968 i przepadł niemal bez wieści w bezmiarze oceanów – był jedynie z daleka widziany (co nie znaczy rozpoznany) przez kilka jednostek.
Dopiero koło Kapsztadu (do którego z przyczyn politycznych nie wolno było Telidze zawinąć) nastąpiło przypadkowe spotkanie z jachtem turystycznym należącym do RPA - Teliga, któremu brakowało wtedy już wielu podstawowych rzeczy, został obsypany przez załogę jachtu wszelkimi możliwymi prezentami i ruchomymi elementami wyposażenia tej jednostki (dostał nawet tak cenne dla niego w tym momencie rzeczy, jak świeże kanapki i napoczętą paczkę papierosów) i dowiedział się, że o jego rejsie jest głośno i wszyscy go szukają.
Trasa tego pojedynczego skoku - 13 260 mil do portu w Dakarze, zabrała Telidze 165 dni żeglugi - pobił tym samym rekord czasu trwania nieprzerwanej samotnej żeglugi oceanicznej, należący od 85 lat do Amerykanina Bernarda Gilboya, który w ciągu 163 dni przepłynął 6 tys. mil, próbując dotrzeć z Kalifornii do Australii (znaleziono go na morzu wycieńczonego).
5 kwietnia 1969 na Wyspach Kanaryjskich Teliga przeciął kurs, którym w lutym 1967 zdążał z Las Palmas na Barbados (Małe Antyle) – okrążenie kuli ziemskiej zabrało mu 2 lata i 2 miesiące.
Rejs zakończył się 30 kwietnia 1969 w Casablance.
W Warszawie na Teligę czekała na płycie lotniska karetka pogotowia. Na późniejszych zdjęciach prasowych widać twarz człowieka walczącego z chorobą. Mimo operacji, zmarł 21 maja 1970, a jego jacht wrócił do kraju na pokładzie statku MS "Orłowo".
Przepraszam, że tak bezczelnie ściągnęłam to z Wikipedii, ale warto to poczytać.