miałem mieszane uczucia po pierwszej części filmu. nietypowe sci-fiction, nieco dziecinne i naiwne, choć z drugiej strony oryginalne i nieźle zagrane. Efekty bardzo nierówne, walki też, ale mimo to oglądało się bardzo przyjemnie i pozostał niedosyt i oczekiwanie na kolejne części. kilka zaskakujących scen, sporo emocji i czarno-biały świat czyni ten film (a pewnie i książkę) niezłą propozycją dla nastolatków a i rodzice nie nudzą się na tym filmie.
chętnie obejrzę Catching Fire, nawet dlatego że tradycyjne sci-fiction niemal umarło i kilka perełek takich jak gra Endera, odgrzewany Star Trek czy przebrzmiała już nieco Incepcja to trochę mało w tym temacie jak dla starego wyjadacza tych klimatów
Wszystkie opowieści o bohaterach są nieco naiwne, życie najczęściej grzebie bohaterów zanim nimi się staną. Niemniej jednak w legendach żyją takie postaci jak Leonidas, czyli komuś tam kiedyś musiało się udać. Przynajmniej jakimś zostać. ;) Z tą dziecinnością nie mogę się zgodzić. Owszem Suzzane Collins używa prostego języka, a bohaterowie są nastolatkami, ale czy to od razu musi oznaczać, że my nie możemy się stać nimi na chwilę? Być może umyka mi jakiś aspekt i brakuje dystansu, ale od przypadkowego obejrzenia pierwszej części i lektury całości, próbuję dojść czemu i kto pierwszy wydał taki werdykt.
Druga część filmu z pewnością radosnym kinem już nie jest: podczas całego seansu publiczność siedziała bardzo cicho, w milczeniu też wychodziła z kina. Nie mówię, że ludzie płakali, a jeden krytyk wyrwał sobie wszystkie włosy z głowy, ale nie wyglądali na rozczarowanych i nie przeżywali też misterii Katniss w strzelaniu z łuku...
Bylam, widzialam, przeczytalam komentarze powyzej i w stu procentach zgadzam sie z Maziem. Po kilku "failach" jakos nie mam ochoty na tzw. ambitne kino (ktore z nieznanych powodow im dziwniejsze, tym bardziej opiewane). Catching Fire wcisnelo mnie w fotel na ponad dwie godziny i wciagnelo tak, ze zapomnialam nawet o coli i chipsach, co rzadko mi sie zdarza ;)
The Hunger Games: Catching Fire przyjemnie się ogląda, tak jak i pierwszą część. Wiadomo, że to Irzyska Śmierci to historia dla nastolatków i bywa momentami strasznie naiwna, ale mimo to historia jest dość wciągająca, a gra aktorska na dobrym poziomie. Po przeczytaniu książki szkoda tylko pominięcia niektórych motywów, ale to zrozumiałe bo film inaczej trwałby 5 godzin ;)
Każdy ma jakieś słabości. Jeden lubi belgijskie truffle, inny Mr.Porky - byle klepało i było dużo endorfin. Wszyscy lubimy sobie uprzyjemnić jakoś życie, bo często bywa nudne i długie jak dupa węża. A jeśli dodać do tego jeszcze widza z brakiem wyrobienia, potrzebnym aby zachwycać się Bergmanem (a to z lenistwa, a to z wyrachowania), to piszę to jako fan trylogii Suzanne Collins.
Nie znaczy to, że będę się przebierał za cosplaye z filmu i pojadę na konwent wielbicieli, ale wkręcony jestem autentycznie i tak ciepło-dziecinnie, jak kiedyś gdy zbierałem plakaty na ścianę. The Mr. Grumpy mode off - przynajmniej na te parę chwil.
Pierwsza część trafiła mi się przypadkiem, w telewizji. Spodobała się i kupiłem całą książkową trylogię. Zgodnie z obietnicą na okładce i paroma recenzjami z netu, przeczytałem ją jak dawniej, trzy tomy w trzy kolejne dni. Prawie jak za czasów Allistaira MacLean'a, czy Fryderyka Forsythe'a. Sam fakt, że można napisać dobrą powieść w pierwszej osobie liczby pojedynczej i w czasie teraźniejszym, był dla mnie zdumiewający w swojej prostocie. Nie przypomnę sobie teraz spośród wielu lektur, czy to częsty zabieg, ale z pewnością dodaje akcji szybkości, a narracji emocjonalnego charakteru. Coś jakby zostać wpuszczonym do czyjegoś intynmnego świata. W którym nie ma jednak mowy o klimacie serii Harlequin. A akcja w świecie Panem toczy się wartko.
Na część drugą filmu czekałem już więc z wytęsknieniem, tym większym, im bliższa data premiery. I wreszcie - tadaa! ... Już po filmie. Pierwsze wrażenie: chciałbym wyjść teraz z pracy i obejrzeć go ponownie. Film moim subiektywnym zdaniem jest świetny! Moja mała recenzja świeżo upieczonego fana, no może odświeżonego fana:
:)
Uwaga tu mogą być spojlery:
Wspaniała ekranizacja, z dbałością o szczegóły i na bajecznym poziomie wizualnym.
Gra aktorska przednia, Jennifer Lawrence - ognista. Moje wątpliwości, jak rozegra skomplikowane i sprzeczne uczucia i rozterki Katniss, rozwiane po mistrzowsku. Ogień w oczach inspirujący i porywający. Pozostali uczestnicy opowieści równie fantastyczni i o większości można po filmie powiedzieć coś ciepłego:
Effie - aż się chce uściskać, tak nieporadnie kochana, Haymitch - strzeliłbym z nim cokolwiek tam lubi sobie golnąć, Cinna - ciągle ten sam, Finnick - pełen życia, Johanna - a girl with atitude, Mags - urocza, Gale - tradycyjnie nijaki, Primrose - trochę kosmitka, Snow - zaczyna topnieć, Peeta - kochany pierdoła. ;)
Wszyscy odegrali swoje role tak, jak ich odbierałem czytając. Ale to nie wszystko - Arena! Poprzeczka w drugiej części poszła w górę, ale zawodnik pokonał ją ze sporym zapasem. Skomplikowana idea zegara w połączeniu z dżunglą, pułapki i wszystko co z tym związane: świetne! Technologie godne zazdrości, choć wydają się na wyciągnięcie ręki. Świat Panem pokazany plastycznie, bez ucieczki w tanie zbliżenia. Z rozmachem i bezpretensjonalnie. Ogólnie - efekty specjalne nienachalne i tak trzymać! Zniknął nieco już wyeksploatowany motyw "trzęsącej się kamery", żegnam go bez żalu.
Realizm opowieści czasem aż przeraża i chodzi mi tu głównie o realizm wizji potencjalnego świata przyszłości. Może nieco za mało krwi, ale film ma trafić do grup wiekowych, gdzie nie jest ona mile widziana. Nie ma zresztą żadnych innych ukłonów w stronę milusińskich. Choć trzeba było pożegnać się z wieloma detalami z książki (wiadomo - prawda ekranu jest nieco inna niż ta, z książkowej karty), nadal jednak to ta sama opowieść. Z podobną dynamiką i atrakcyjnością, i nawet znajomość dalszego ciągu nie odbiera przyjemności przeżywania akcji razem z bohaterami.
Nie jest to dzieło, które zmieni kino, nie zmieni też niestety świata (choć mogłoby), ciągle tak i sam gatunek, jak niemożność sprostania oczekiwaniom wielbicieli filmów o człowieku w łódce, sprawiają, że nie każdy zechce go obejrzeć. A szkoda, bo trylogię Suzzane Collins warto przeczytać i jej ekranizację warto zobaczyć, choćby po to, żeby wiedzieć jak nie chcemy, żeby potoczyła się nasza przyszłość. No i dla fajerwerków także! ;))
Polecam.
ps. zapomniałem dodać, że film jest bardziej mroczny i wychodzi mu to na plus!