Przyjechała do Wielkiej Brytanii w 2004 roku, zaraz po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Mieszka w Glasgow. W Polsce krótko studiowała aktorstwo, ale ostatecznie skończyła filologię angielską. Kurs aktorski zrobiła w słynnej nowojorskiej szkole Lee Strasberga. Od kilku lat można ją oglądać w brytyjskich i amerykańskich produkcjach. Joanna Kaczyńska z polskiego akcentu uczyniła swój atut. Właśnie przygotowuje kolejny film i pomaga Polakom wziąć udział w wyborach prezydenckich.

Z Joanną Kaczyńską rozmawia Jacek Różalski
Jacek Różalski: Wielu Polaków w Wielkiej Brytanii zarejestrowało się na zbliżające wybory prezydenckie z pomocą filmiku, który nagrałaś razem z Tomaszem Borkowym. Kto wpadł na ten pomysł?
Joanna Kaczyńska: Ktoś z naszych znajomych rzucił hasło, żeby zrobić taki filmik i my z Tomkiem powiedzieliśmy OK. Jako że na robieniu filmów trochę się znamy, to praca nie trwała długo. Powstały dwa scenariusze, z których skleiliśmy jedną całość. Z powodu lockdownu, Tomek nagrywał swoją część u siebie, ja swoją u mnie w domu. Później trzeba to było zmontować. Pracowaliśmy nad tym jedną noc i dzień.
Powstał przydatny film instruktażowy.
Mieliśmy dużo sygnałów od Polaków, że niektórzy z różnych powodów nie mogli się zarejestrować. Sama miałam problem, bo mam „ń” w nazwisku i na komórce miałam z tym kłopot. W końcu udało się na laptopie. Mamy nadzieję, że z Tomkiem trochę pomogliśmy i dzięki temu więcej Polaków weźmie udział w wyborach 28 czerwca.
Filmik z instrukcją do rejestracji wyborczej nie był dla ciebie trudny, bo jesteś aktorką. Zaczęło się już w szkole.
Jeszcze w liceum zaczęłam grać w poznańskim zamku, gdzie do dziś istnieje Studio Teatralne PRÓBY. Od zawsze śpiewałam, w tym na festiwalach piosenki francuskiej. Po liceum poszłam do szkoły teatralnej w Warszawie, ale nie był to dobry wybór. Wróciłam do mojego Poznania i tam skończyłam anglistykę, a przy okazji nauczyłam się włoskiego. W tym czasie miałam możliwość wyjazdu do Wielkiej Brytanii na wymianę studencką. Skorzystałam z niej i tak wylądowałam w Luton, gdzie spędziłam kilka miesięcy, a zaraz później przeniosłam się do Szkocji, a dokładnie do Glasgow.
Dlaczego do Szkocji?
Mój mąż, a wtedy jeszcze chłopak, przyjechał za mną z Poznania, gdzie skończył architekturę. Niespodziewanie dostał w Glasgow pracę właśnie jako architekt. Gdy usłyszałam o Szkocji to mi się oczy zaświeciły, bo ja zawsze byłam zafascynowana szkocką muzyką. I tak oboje zjechaliśmy do Glasgow.
I jakie były pierwsze wrażenia?
Ja anglistka w ogóle nie mogłam zrozumieć ludzi chodzących po ulicy czy w sklepach. Dopiero na miejscu zorientowałam się, że szkocki angielski jest jednak trochę inny niż ten z Londynu, którego uczy się w Polsce. Powiem szczerze, że gdy usłyszałam angielski w Glasgow, to myślałam, że oni rozmawiają po niemiecku. Tak mi to brzmiało. Teraz uwielbiam ten akcent. Szkotów polubiłam od razu, bo są bez porównania bardziej otwarci niż Anglicy. W Szkocji zakochałam się od pierwszego dnia. Mieszkam w dzielnicy Glasgow, gdzie wszyscy żyjemy jak rodzina. Mili, ciepli, sympatyczni ludzie. Wszyscy sobie pomagamy.
W Polsce nie skończyłaś szkoły aktorskiej, ale udało ci się poznać rzemiosło w Nowym Jorku.
Poleciałam tam na kurs w szkole-legendzie – Lee Strasberg Theatre and Film Institute. Uczyli się w niej między innymi Robert de Niro, Al Pacino, czy Marilyn Monroe. Moim nauczycielem był Geoffrey Horne, który zagrał w słynnym filmie „Most na rzece Kwai”. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. To w Nowym Jorku zostałam aktorką. Dopiero po powrocie do Szkocji znalazłam swojego agenta i zaczęłam grać w filmach.
Opowiedz o swoich rolach.
W 2012 dostałam główna rolę w filmie „Graders”, gdzie zagrałam Anię Krol, Polkę, która szuka zaginionej siostry. Grałam również w innych produkcjach filmowych jak „NEDs”, „Baobhan Sith”, telewizyjnych „Hattie” czy „Lip service” oraz w spektaklach Radia BBC. W radiu grałam główną rolę w słuchowisku „Homeless” obok nominowanej do Oskara Juliet Stevenson. Grałam też w teatrach szkockich: Traverse Theatre w Edynburgu, Pavillion Theatre, Oran Mor w Glasgow i innych.

Z której roli jesteś najbardziej dumna?
W filmie amerykańsko-brytyjskim „The Informer”, gdzie zagrałam Beatę, żonę bossa polskiej mafii. Moimi partnerami byli między innymi Joel Kinnaman, Rosamund Pike, Clive Owen, Common czy Ana de Armas, która jest najnowszą dziewczyną Bonda. Niesamowite było grać w tym filmie z aktorami, którzy byli nominowani lub dostali Oscary. Mojego męża zagrał Eugene Lipinski, niesamowity aktor o polskich korzeniach, który grał m.in. w „Wyborze Zofii” z Meryl Streep i innych znakomitych produkcjach. Do tego bardzo się przyjaźnimy.
Niektórzy polscy aktorzy na Wyspach bardzo przeżywają fakt, że są obsadzani właśnie tylko w rolach Polaków, Rosjan, czy po prostu imigrantów. Czujesz, że to dotyczy także ciebie?
Dopóki nie ma się akcentu, który jest brytyjski, nieważne angielski, szkocki, czy amerykański, to nie jest się w stanie od tego uciec. Przez lata myślałam o tym, żeby nauczyć się mówić z brytyjskim akcentem, ale nigdy tak naprawdę nie brałam żadnych lekcji, bo ostatecznie myślę, że jednak jest to niezwykle trudne. Nawet dla anglistki. W końcu doszłam do wniosku, że pewnie nigdy nie złapię perfekcyjnego akcentu, więc po co walczyć z czymś, z czym i tak się nie da wygrać. Lepiej jest zaakceptować ten fakt i zrobić z polskiego akcentu atut. Walczyć o dobre role bohaterek z innych zakątków Europy. Dzięki temu dostałam na przykład rolę w „The Informer”.
Ana de Armas pochodzi z Kuby.
Właśnie. Ona też ma akcent i dzięki temu zagrała dziewczynę Bonda. Akcent pozostanie barierą, żeby zagrać Angielkę czy Amerykankę, ale jest wiele innych ciekawych ról.
Czy da się na Wyspach utrzymać z aktorstwa?
Ciężko. Ale nawet wielu brytyjskich aktorów nie daje rady wyżyć tylko z grania w teatrze czy filmie. 99 proc. aktorów w Wielkiej Brytanii poza aktorstwem ma inną pracę. Ci, którzy mogą utrzymać się tylko z grania to czubek góry lodowej, na którą dostaje się garstka. To dotyczy głównie aktorów hollywoodzkich takich jak na przykład Helen Mirren czy Ewan McGregor.
Jaka jest twoja druga praca?
Od 12 lat mam firmę, która sprzedaje nieruchomości poza granicami Wielkiej Brytanii, w tym w Hiszpanii i we Włoszech.
Klientami są Brytyjczycy?
No właśnie ja sprzedaję głównie Polakom. Jest ich coraz więcej, choć teraz z powodu lockdownu mam niestety zastój w interesie.
Jakie są twoje najbliższe plany filmowe?
Chcę oczywiście rozwijać dalej moją karierę aktorską. Mam nadzieję, że po „The Informer” pojawią się kolejne ciekawe role. Jednak zaczęłam sama robić filmy. Właśnie staram się o pieniądze na realizację filmu krótkometrażowego. Będę reżyserem, scenarzystą i producentem. Nie będzie to mój pierwszy krótki metraż. Napisałam scenariusz i wyreżyserowałam już „The Kingdom”, o kobiecie, która wynajmuje pokój bardzo dziwnemu lokatorowi. Można go obejrzeć na Amazon Prime.
Dwa tygodnie temu nakręciłam drugi krótki metraż „Mama”, który ma tylko 90 sekund i dotyka tematu lockdownu oraz Covid-19. Ten film powstał na konkurs. Trzeci film to ten nagrany tydzień temu o rejestracji na głosowanie, a czwarty właśnie skończyłam wczoraj i zaraz wypuszczę go do sieci. Ma pomóc Polonii na całym swiecie poprawnie oddać głos korespondencyjnie w tych wyborach prezydenckich, ale jest też z dużą dozą humoru. Wygląda na to, że w ostatnich trzech tygodniach nakręciłam trzy filmy, więc chyba ten lockdown wychodzi mi na dobre. Gdzieś czytałam, że najlepszym motywatorem dla ludzi jest nuda. Wówczas uruchamiają się najlepsze, kreatywne pomysły.
Grasz i robisz własne filmy, prowadzisz firmę, jesteś mamą dwuletniego malca. Sporo, jak na jedną osobę.
Odkąd pamiętam, już w szkole podstawowej zawsze miałam bardzo dużo zajęć i widzę, że im więcej mam spraw na głowie, tym lepiej jestem zorganizowana i więcej rzeczy robię. Nie lubię się nudzić, chociaż wtedy właśnie przychodzą mi na myśl nowe pomysły. Jest jeszcze tyle rzeczy, na które po prostu nie mogę znaleźć czasu. Ale jak ten lockdown będzie dłużej trwał, to może uda mi się kilka z tych rzeczy zrobić, zanim świat wróci do tego normalnego szybkiego tempa, gdzie wszyscy jakoś zawsze pędzimy do przodu i mamy mało czasu na refleksję.
Komentarze 27
@2
poczytaj jego temat "co tu tak smutno" to mysle ze zmienisz zdanie i uznasz ze on zasluguje na bana stalego plus inne jego nicki typu pozyczona czajnik321 itd
ile mozna czytac o jego masturbacji czy piciu ze juz nie wspomne o rasizmie wobec ludzi innego koloru czy braku akceptacji mniejszosci sexualnych, nie zapominajmy ze ta strone przegladaja tez dzieci.....
a bohaterce artykulu gratulacje i powodzenia na przyszlosc :)
i po banie. szybko poszlo
nie wiem czy ta pani zamężna ale jak nie szybko bym to przemyślał żeby tylko nazwisko zmienić. ;-)
Uwazaj sheen1 bo to bylo przykre I mozesz bana wyhaczyc…;)
Teraz sa bany za "cos przykrego", nie wazne czy to zart czy co, wazne, ze "przykro", jak mi, gdy Delira mnie wyzywa od niedorozwojow, cymbalow, cwiercinteligentow, idiotow, debili ecetera I mi jest przykro, ale bana jeszcze nie dostal...sa rowni I rowniejsi...