Dariusz Płażewski, który stworzył pierwszą od 100 lat gorzelnię whisky w Londynie, okazał się poszukiwanym w Polsce gangsterem i tak naprawdę nazywa się Łukasz Ratajewski. Uciekł w 2004 r. po tym, jak w Polsce usłyszał wyrok 3 lat więzienia za nielegalne posiadanie broni.
Informacja o prawdziwej tożsamości twórcy Bimber Distillery wywołała niemały szok w branży i wśród londyńskiej Polonii. O gorzelni stworzonej przez Polaka sami pisaliśmy w 2021 roku. Destylarnia zajęła się produkcją wódki, ginu i whisky single malt. We wrześniu 2019 r. firma wypuściła inauguracyjną whisky single malt (The First) – limitowane wydanie 1000 ręcznie numerowanych butelek wyprzedało się w trzy godziny.
A perfect Valentine’s Day exchanging gifts with @RaasayWhisky. The best relationships always take time!⁰⁰#HappyValentines #WatchThisSpace pic.twitter.com/vfsmLab572
— Bimber Distillery (@BimberLondon) February 14, 2023
Łukasz Ratajewski pierwszy z lewej na lewym zdjęciu.
Skazany na trzy lata
Teraz media na Wyspach i w Polsce podają, że przedsiębiorczy właściciel gorzelni nie nazywa się Dariusz Płażewski, ale Łukasz Ratajewski. Na początku pracował w branży deweloperskiej i budowlanej, a w 2015 roku razem ze swoją partnerką Eweliną Chruszczyk założył destylarnię.
Okazuje się jednak, że w 2003 roku Ratajewski został w Polsce skazany na trzy lata więzienia za nielegalne posiadanie broni. Karabin AK47 i amunicja miały zostać użyte jako narzędzie zbrodni. Do tego ostatecznie nie doszło, ale na Ratajewskim ciążą inne zarzuty, w tym handel konopiami indyjskimi, LSD i heroiną. Do tego wymuszenie rozbójnicze i rozbój z niebezpiecznym narzędziem. Najwcześniejszy zarzut wobec 47-letniego dziś biznesmena sięga 1998 r.
W 2004 roku za Ratajewskim rozesłano międzynarodowy list gończy, ale mężczyzna przepadł. W ubiegłym roku sprawą „Rataja” zainteresowali się policjanci z nowo utworzonego Wydziału Poszukiwań i Identyfikacji Osób Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi i to oni wykryli, że poszukiwany mógł dać nogę na Wyspy.
Ofiara własnego sukcesu
Na początku Ratajewski był bardzo ostrożny, nie tylko ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem Dariusza Płażewskiego, ale też legalnie pracował, płacił podatki, a ze swoją przyjaciółką wychowywał 16-letnią dziś córkę. Nie opuszczał Wielkiej Brytanii. Nie pojechał do Polski nawet na pogrzeb ojca swojej konkubiny.
Można powiedzieć, że „Rataja” wkopał sukces, który odniósł na rynku alkoholowym. Firma, którą założył z partnerką, szybko wyspecjalizowała się w destylacji whisky, produkując 50 tys. butelek rocznie, co pozwoliło jej wyjść na rynki światowe. Dziś gorzelnia zatrudnia kilkadziesiąt osób, a jej drugi oddział został otwarty w Szkocji. O Płażewskim zrobiło się głośno. Zaczął się pokazywać, udzielać wywiadów w mediach, zarówno brytyjskich, jak i polskich.
W wywiadzie dla Rzeczpospolitej z 2022 roku, na pytanie, dlaczego wyjechał do Wielkiej Brytanii, „Dariusz Płażewski” odpowiedział: „Wyjechałem za granicę, bo chciałem dla siebie innego życia. W Polsce nie widziałem dla siebie szansy. Przyjechałem do Wielkiej Brytanii, żeby nauczyć się języka, ale chciałem też przekonać się, czy znajdę tu jakieś możliwości rozwoju. Nie planowałem zostawać tu dłużej, ale ten kraj mnie zafascynował”. Przedstawiany był jako człowiek sukcesu. Do czasu.
Grozi mu nawet dożywocie
– Ustaliliśmy, pod jakim nazwiskiem występuje poszukiwany i gdzie przebywa i od tego czasu deptaliśmy mu po piętach – mówi rzeczniczka KWP w Łodzi kom. Aneta Sobieraj.
Kompletne dossier „Rataja” trafiło na biurko oficera łącznikowego między policją w Polsce i Wielkiej Brytanii. Brytyjscy śledczy nie mieli problemu z ustaleniem miejsca zamieszkania poszukiwanego. Ratajewski został zatrzymany. Był kompletnie zaskoczony. Waga przedstawionych mu dowodów sprawiła, że przyznał się, że nie jest tym, za kogo mieli go Brytyjczycy i lokalna Polonia.
Teraz Łukasz Ratajewski siedzi w brytyjskim areszcie i czeka na ekstradycję do Polski. Większość zarzucanych mu przez prokuratorów czynów nie uległa przedawnieniu. Najpoważniejszy z nich dotyczy usiłowania zabójstwa w Łodzi. W Polsce grozi mu za to nawet dożywocie.
Komentarze 20
Tia, dzielna policja, "depcząca mu po piętach". O tym, że prawdopodobnie przebywa w UK, pisano już 9 lat temu. :D
https://lodz.wyborcza.pl/lodz/56,35136,19015634,lodzcy-przestepcy-poszuk...
Policja najczęściej szuka tak, żeby przypadkiem nikogo nie znaleźć. List gończy, wrzutka na stronę "poszukiwani" i czekanie, aż poszukiwany sam się potknie i gdzieś wypłynie.
Przedsiębiorcy to zawsze wiatr w oczy...
Ile lat miała ta Bronia, którą posiadł?
no przeciez jak byk stoi ze to AK47. Tylko nie wiem czy to 47 to rok urodzenia czy wiek w momencie posiascia.
Polskim "biznesmenom" na Wyspach zawsze wiatr w oczy.