Michał Niedziałkowski 40 lat skończy 25 grudnia. Jakiś czas temu obiecał sam sobie, że przed tym „magicznym dniem” przebiegnie cały maraton, czyli 42 kilometry i 195 metrów.
Michał od 9 lat mieszka w Glasgow. Pochodzi z Pomorza, a dokładnie z Człuchowa. Z wykształcenia jest polonistą po Uniwersytecie Gdańskim. Nigdy wcześniej nie biegał, nawet dla zdrowia. Choć nie można powiedzieć, że nie jest aktywny fizycznie. Gdy tylko ma czas jeździ na rowerze, chodzi na basen, siłownię, a czasami po szkockich górach. Pracę ma raczej „siedzącą” – jest kierowcą vana w firmie sprzedającej oleje i baterie do samochodów.
Przez ponad osiem godzin dziennie siedzę głównie na tyłku, nie licząc tych chwil, gdy przyjeżdżam do klienta i wtedy muszę się ruszyć zza kierownicy. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym o przebiegnięciu ponad 42 kilometrów, ale człowiek powinien sobie wyznaczać w życiu cele i ja sobie taki wyznaczyłem. Właśnie maraton
– opowiada Michał.
Zachęcił go znajomy, który biega. Przygotowania do maratonu zaczął w czerwcu. Na 25 września został wyznaczony 44. Maraton Warszawski. Właśnie w nim postanowił pobiec Michał.
Z powodów czysto patriotycznych to zrobiłem. Jeśli miałem to zrobić, to musiał to być maraton w Polsce. Ja do mojej polskości podchodzę bardzo poważnie. Biegnąc i spełniając swoje postanowienie, chciałem czuć, że biegnę u siebie, czyli w Polsce. W Szkocji czuję się dobrze, ale nie łączą mnie z tym krajem takie związki uczuciowe jak z Polską. I to się nigdy nie zmieni. To musiała być Polska, a że w Warszawie odbywa się ten największy polski maraton, to jeszcze robiło się bardziej patriotycznie.
Michał trenował jednak w Szkocji, bo nie mógł na tak długo wziąć urlopu. Cały czas pracował na full time. Zaczął od biegania w dzielnicy Dalmarnock. Głównie wzdłuż brzegów płynącej tamtędy rzeki Clyde. Później przerzucił się na położony nieco dalej Green Park. Gdy poczuł, że da radę i nie padnie po przebiegnięciu kilku kilometrów, zaczął trenować wzdłuż ulic.
Aby stopy przyzwyczaiły się do twardego podłoża. Maraton Warszawski, tak jak większość innych, odbywa się w końcu po asfaltowych ulicach, a nie po parkowych ścieżkach. Ze strony Maratonu ściągnąłem plan treningów. Biegałem trzy razy w tygodniu po 10 kilometrów. Po jakimś czasie, w weekendy zacząłem już biegać po 20 kilometrów. Dodatkowo w soboty brałem udział w tak zwanych „parkrunach” na dystansie 5 kilometrów. Wszystko w Glasgow.
Treningi i wola spełnienia danego sobie słowa sprawiły, że 25 września Michał przebiegł Maraton Warszawski w czasie 4 godzin 22 minut i 28 sekund. Zajął 799 miejsce w kategorii mężczyzn do 40 lat i 2304 na 3707 osób, które ukończyły bieg. Ale to nie miało żadnego znaczenia, bo w biegu Michała nie chodziło o dobiegnięcie na metę jako pierwszy.
Spełniłem to, co postanowiłem i jestem z tego dumny. To się liczy. I jeszcze coś. Nie biegłem tylko dla sprawienia sobie przyjemności. Jako człowiek wrażliwy i chyba dobry, zebrałem trochę pieniędzy dla Fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową. Dzięki filmikom wrzucanym na You Tubie zebrałem 1200 zł.
Michał co prawda zrealizował już swój cel, ale… Tydzień po maratonie w Warszawie, czyli 2 października wziął udział w Great Scottish Run w Glasgow. Przebiegł 10 kilometrów w dobrym czasie.
No i biegam już niemal cały czas. Przede mną sezon jesienno-zimowy. 12 marca chcę pobiec w półmaratonie w Lizbonie, a 23 kwietnia w maratonie w Krakowie.
Jakby tego było mało, zrobił w tym roku staż na nauczyciela kontraktowego. Uczy w polskich szkołach sobotnich. Oczywiście polskiego.
Komentarze 2
Tylko można podziwiać takie samozaparcie
Fajnie, że sobie biega, chociaż nie kumam tej doklejonej patriotycznej otoczki, ale jeżeli pomogło to w osiągnięciu celu, to dlaczego nie?
"No i biegam już niemal cały czas."
Teraz to już normalne. :) Uzależnienie od endorfin nakręca niejedną sportową pasję. :)
Zgłoś do moderacji