„Duchy Szkocji” to zapis wędrówek, które Maciej Kowalkowski odbył z rodziną, głównie z żoną Małgorzatą, przyjaciółmi, ale też tych samotnych. Publikujemy fragment książki poświęcony North Coast 500.
Jedną z najbardziej malowniczych tras na szkockim szlaku jest bez wątpienia słynna North Coast 500, zwana czasem szkocką Route 66. Trasa liczy 516 mil wzdłuż wybrzeża zachodniego, północnego i następnie wschodniego. Rozpoczyna się i kończy w Inverness.
W rzeczywistości można wybrać różne warianty tej trasy i jeśli ktoś ma dużo czasu, to zdecydowanie polecam eksperymentowanie, zjeżdżanie z głównych dróg i omijanie mniej interesujących odcinków. Jednak jeśli to wasz pierwszy raz na North Coast 500, to trzymajcie się mapy tego szlaku. Pozwoli to wam w pełni poczuć ducha Szkocji i dostrzec ogromne różnice między zachodnim a wschodnim wybrzeżem. My tak zrobiliśmy za pierwszym razem i byliśmy zachwyceni. Jednak każda nasza kolejna wycieczka pomijała wybrzeże wschodnie. Poza pięknym zamkiem Dunrobin i jego okolicą czy destylarnią Old Pulteney nie ma tam za dużo do zobaczenia. Im bardziej jedziemy na południe, tym krajobraz robi się bardziej rolniczy: dookoła pola uprawne i od czasu do czasu widok na Morze Północne.
Udajmy się więc na zachód od Inverness w stronę półwyspu Applecross dokąd prowadzi nas NC500. Do półwyspu wiedzie jedna z najczęściej fotografowanych dróg, Bealach na Ba, której nazwę można przetłumaczyć jako „Przełęcz Bydła”. Droga prowadzi przez góry półwyspu i zaprojektowano ją na wzór dróg alpejskich, z ciasnymi zakrętami, które niczym serpentyna wiją się po zboczach o nachyleniu 20%. Trasa ma najbardziej stromy podjazd w Wielkiej Brytanii i jest trzecią co do wysokości nad poziomem morza. Zimą często bywa zamknięta. Gdy uda się wam wstrzelić w dobrą pogodę (mnie się dwukrotnie nie udało) widoki będą spektakularne. Z punktu widokowego mamy doskonałą panoramę na Wester Ross, wyspę Raasay, wyspę Skye oraz Hebrydy Zewnętrzne. I tym niesamowitym widokiem wita nas trasa North Coast 500, która później zaoferuje nam jeszcze więcej.
Zrezygnuję tu z opisywania tej trasy krok po kroku, bo powstałaby chyba osobna książka. Skoncentruję się na najciekawszych miejscach, choć możecie mi wierzyć, że i pomiędzy nimi wrażeń nie zabraknie. Cała ta trasa po zachodnim i północnym wybrzeżu jest klasą samą w sobie i po prostu trzeba ją przejechać. Nadmienię tu tylko, nawiązując do różnych wariantów tej drogi, że jednak polecam ją rozpocząć nie w Inverness, ale w małej podgórskiej miejscowości Callander. Niekoniecznie wydłuży to naszą trasę, jak mogłoby się wydawać, gdy patrzymy na mapę, bo jednak do samego Inverness też musimy się dostać, a droga do tego miasta nie jest w stanie nam zaoferować tego, co trasa z Callander przez góry Argyll, dolinę Glencoe i Fort William aż do Applecross.
Góry Torridonu
Wróćmy jednak na NC 500. Przecinając półwysep, docieramy do niesamowitego Torridonu. Nazwę tę nosi mała wioska nad brzegami jeziora Torridon, ale jest również stosowana dla całego obszaru okalającego tę turystyczną miejscowość, a zwłaszcza dla gór na północ od niej. To te góry są perłą regionu i nie sposób ich pomylić z żadnymi innymi górami w Szkocji. Składają się na nie trzy masywy z wieloma szczytami sklasyfikowanymi jako Munros. Są to Beinn Alligin, Liathach oraz Beinn Eighe. Od 2011 roku Torridon jest gospodarzem corocznego Celtman, ekstremalnego szkockiego triathlonu.
Góry Torridonu powstały z rodzaju piaskowca zwanego torridońskim i są to jedne z najstarszych skał na świecie. Tysiące lat erozji utworzyły unikalne cechy tych gór, przypominające segmenty lub tarasy. Niektóre z najwyższych szczytów zwieńczone są białym kwarcytem, który obsypując się po zboczach, tworzy z daleka wrażenie ośnieżenia szczytu. Niektóre kwarcyty zawierają skamieniałe nory robaków i mogą liczyć sobie nawet 500 milionów lat. To jest dopiero powiew historii… Każdy z tych trzech słynnych masywów jest od siebie bardzo oddalony, a ich strome ściany i wąskie skaliste grzbiety zapewniają doskonałą wspinaczkę pełną niezapomnianych wrażeń. Jedynym geologicznie podobnym miejscem w Szkocji jest masyw An Teallach wysunięty jeszcze bardziej na północ w pobliżu miasta Ullapool. (…)
Assynt
Gdy opuściliśmy Torridon, nasza droga wiodła wzdłuż pięknego Loch Maree. W miasteczku Gairloch dojeżdżamy nad samo wybrzeże, które z małymi przerwami będzie już nam towarzyszyło aż na koniec hrabstwa Wester Ross, do nadmorskiego miasteczka Ullapool. Tam warto zjeść jakiś posiłek, świeżą rybę lub owoce morza, odpocząć, bo teraz będziemy wjeżdżać w jeszcze bardziej dzikie i odludne tereny Szkocji.
Opuszczając Ullapool, wjeżdżamy w rejon Assyntu. Jest to najmniej zaludniony obszar w Szkocji w południowo zachodniej części hrabstwa Sutherland. Znany ze swojego krajobrazu i niezwykłych gór, które nie tworzą większych pasm i masywów, lecz stoją odosobnione, sprawiając wrażenie wyższych niż są w rzeczywistości. Wyrastają one z wrzosowisk niczym ostańce strzegące tej dzikiej krainy. Najbardziej charakterystyczny z nich ukazuje nam się krótko po opuszczeniu Ullapool. Suilven. Wielka samotna góra z zaokrągloną kopułą szczytową i niezwykle stromymi zboczami przywiodła mi na myśl słynną górę Devil’s Tower znaną z filmu Bliskie spotkania trzeciego stopnia. Tak, wiem, nie są do siebie podobne, ale takie miałem pierwsze wrażenie.
Widok ten głęboko zapadł mi w pamięć i tylko czekam, by czas i pogoda pozwoliły mi wspiąć się na ten cud natury. Gdy nasza droga powoli skręca w stronę jeziora Assynt, perspektywa i widok na górę się zmienia. Teraz widzimy, że nie jest to jeden szczyt i jej grzbiet ciągnie się na północ poszarpaną granią, która ma długość 2 km. Niezwykły jest cały ten region, ukształtowanie terenu i pierwotna dzikość tego miejsca. Gdy zagłębicie się w ten pagórkowaty teren, zauważycie, że pod stopami macie praktycznie litą skałę. I tak jest faktycznie. Cały Assynt stoi na podłożu skalnym. Góry z piaskowca torridońskiego, a pod nogami skała o wiele starsza tzw. Gnejs Lewisa. Są to prekambryjskie skały składające się głównie z granitu w wieku wahającym się między od 3 do 1,7 miliarda lat. Skały te porosły wrzosami i mchami, tworząc niepowtarzalny krajobraz. Cały Assynt upstrzony jest setkami jezior, strumieni i rzeczek, które są pozostałością po ostatniej epoce lodowcowej.
Mijając Loch Assynt, tuż przy drodze dostrzegamy ruiny starego zamczyska Ardvreck. Droga prowadzi nas do tutejszego ośrodka turystycznego i największej miejscowości regionu – Lochinver. To miasteczko położone u ujścia rzeki Inver i jego okolice są bazą wypadową dla wielu turystów szukających przygód na Assyncie. Wspinaczka, kajaki, canoe czy wędkarstwo – to tylko kilka z możliwych atrakcji. Mnie zawsze tu przyciągało to ostatnie, czyli wędkarstwo, moja pasja na równi z górami. Wszystkie te jeziora obfitują w dzikie pstrągi, a rzeki w piękne i waleczne łososie. T
O autorze
Maciej Kowalkowski mieszka w Szkocji od 2010 roku. Z zawodu jest tapicerem. W Polsce był też ratownikiem medycznym. Jego pierwsza książka – „Duchy Szkocji” – ukazała się w 2022 roku. Druga – „Duchy Szkocji: Zapomniane opowieści” – rok później. Maciej nie tylko Szkocję przemierzył wzdłuż i wszerz, ale wdarł się do jej mało znanych zakamarków, także tych nieznanych przeciętnemu Szkotowi. Kolejną książkę zamierza napisać o Hebrydach.
Komentarze
Zgłoś do moderacji