Do góry

Członkowie komisji wyborczych za granicą dali radę policzyć głosy

W wyborach, które 15 października odbyły się w Polsce, wzięło też udział 569 tys. Polaków żyjących poza granicami kraju. W Wielkiej Brytanii do udziału w głosowaniu zarejestrowało się ponad 163 tys. osób. Głos ostatecznie oddało ponad 144 tys., w tym także ci, którzy mieli zaświadczenia z Polski i od konsulów.

Na Wyspach zdecydowanie wygrała Koalicja Obywatelska, która zdobyła 46,60 proc. głosów. Druga była Lewica z poparciem 13,97 proc. PiS, inaczej niż w Polsce, wylądował dopiero na trzecim miejscu – 13,58 proc.

Trzecia Droga dostała 12,30 proc., a Konfederacja 10,46 proc.

Pozostałe komitety (Polska Jest Jedna i Bezpartyjni Samorządowcy) zdobyły odpowiednio 1,87 proc. i 1,22 proc. głosów.

Na uwagę zasługuje frekwencja, która wyniosła 90 proc., co oznacza, że była jeszcze wyższa niż w Polsce – 74,38 proc.

Tak liczny udział w głosowaniu sprawił, że członkowie komisji wyborczych mieli w dniu głosowania pełne ręce roboty. Z tym sprawnie sobie poradzili, ale to, co wydarzyło się po zamknięciu lokali wyborczych na długo pozostanie w ich pamięci.

Uwięzieni w lokalach wyborczych

Głosowanie zakończyło się o 21:00. W tym momencie rozpoczęło się liczenie głosów. W większości komisji zakończono je po północy. Kłopoty zaczęły się później.

Gotowe już protokoły z głosowania trafiały do konsulatów, a stamtąd do Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie, której podlegają komisje zagraniczne. Wiele protokołów, mimo że wysłanych w wyznaczonym czasie 24 godzin, było cofanych po kilka razy, często z błahych powodów formalnych. Na przykład protokół referendalny z OKW Edynburg II cofano trzy razy. W innych komisjach nawet po pięć razy.

– Nastąpił gigantyczny zator na poziomie Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie. Ktoś najwyraźniej nie pomyślał, jakie będzie obciążenie systemu. Za granicą powołano 420 komisji, a każda musiała wysyłać do Warszawy protokół sejmowy, senacki i do tego referendalny. W sumie trzeba było przerobić ponad 1,4 tys. dokumentów – mówi Krzysztof Lisek, koordynator kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej za granicą.

To wszystko sprawiło, że członkowie komisji wyborczych musieli czekać w lokalach nawet po kilkanaście godzin na ostateczne zatwierdzenie ich pracy. Na przykład w komisji mieszczącej się przy Drummond Place w Edynburgu protokół został zatwierdzony dopiero w poniedziałek późnym wieczorem – niemal 40 godzin od rozpoczęcia głosowania w niedzielę o 7 rano. W tym czasie niektórzy z członków komisji próbowali spać na krzesłach, a inni pili kolejne kawy.

Podobnie było w innych komisjach w Wielkiej Brytanii, ale też w Niemczech, Holandii, czy Hiszpanii. Sieć i inne media obiegły zdjęcia i apele członków komisji, którzy często bez jedzenia i ledwo patrząc na oczy, musieli czekać na sygnał o tym, że protokoły zostały zaakceptowane.

Późnym wieczorem działacz polonijny w Szkocji Maciej Dokurno poinformował, że Szkocka Policja interweniowała w OKW Inverness. Stało się to po tym, jak otrzymała zgłoszenie o „osobach przetrzymywanych w jednym z budynków”. Chodziło o członków komisji. Nie wiadomo, kto zadzwonił na policję.

Żaden głos nie został zmarnowany

W sprawie skandalu związanego z zatwierdzaniem protokołów przez Okręgową Komisję Wyborczą w Warszawie interweniował na miejscu poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

„Dobra wiadomość: żaden głos nie został zmarnowany. Wszystkie zaliczone. Szacunek dla wszystkich głosujących oraz członkiń i członków zagranicznych komisji. Daliśmy radę!” – napisał we wtorek rano.

Należy mieć nadzieję, że nowy rząd w Warszawie wyciągnie z tej historii wnioski i następne wybory odbędą się już na innych zasadach. Za granicą przydałoby się więcej komisji wyborczych, a czas na policzenie głosów powinien zostać wydłużony. Wyjaśnienia wymaga też postępowanie członków Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie oraz organizacja wyborów przez Państwową Komisję Wyborczą i Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze