Robert przyjechał na Wyspy – jak wielu – za pracą. Wszystko miał zaplanowane, miał być pewnik, miał zarobić trochę kasy, wyszło inaczej. Bo kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach można się jeszcze naciąć. W XXI wieku? Kiedy tylu Polaków ma biznesy pootwierane i pracę na dobrze płatnych stanowiskach. Kiedy tylu z nas udało się znaleźć w Wielkiej Brytanii lepsze życie. A jednak, człowiek człowiekowi wilkiem.
Jak wynika z raportu przygotowanego przez Krajową Agencję ds. Przestępczości (National Crime Agency) spośród obywateli wszystkich państw Unii Europejskiej to Polacy w ubiegłym roku najczęściej padali ofiarą pracy przymusowej na Wyspach. Niestety, często z rąk samych rodaków. Ofiarą wyzyskiwaczy padł między innymi Robert.
Ludzie, dla których Robert pracował przy pakowaniu żywności, traktowali go jak niewolnika. On harował po kilkanaście godzin dziennie, oni brali pieniądze, a on nie dostawał nic. Jak więzień, który wykonuje pracę społeczną, choć i ten o wiele lepiej jest traktowany. Wytrzymał rok, dwanaście miesięcy niewolniczej pracy. Aż pewnego dnia, gdy idąc drogą, usłyszał jakiegoś Polaka, przemógł się i zagadał. Rozmawiali w parku, o sprawie zawiadomiona została policja. Funkcjonariusze - po przesłuchaniu Roberta, w porozumieniu z organizacją Salvation Army zadbali o to, żeby odizolować go od oprawcy.
Andrew Wileman był osobą, która przewiozła Roberta w bezpieczne miejsce i pomogła mu stanąć na nogi.
Kilka tygodni później Robert przyszedł na jedno ze spotkań, gdzie pojawiły się też inne osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji. Po tej rozmowie stwierdził, że chciałby coś zmienić, że w Polsce uczył się i że chce edukację na Wyspach kontynuować. Skontaktowaliśmy go z lokalnym collegem, zrobił kurs i teraz pracuje w branży IT gdzieś na południu Anglii. Ma mieszkanie, które dzieli z innymi Polakami, zaczął nowe życie
– Andrew opowiada o jednej z wielu spraw, nad którymi miał okazję pracować w Armii Zbawienia. Pod ich skrzydłami wsparcie znalazło dotychczas blisko 3 tysiące osób.
Handel ludźmi plagą na Wyspach
Z roku na rok przybywa ofiar współczesnego niewolnictwa na Wyspach, co szokuje tym bardziej, że to zbrodnia, która nie powinna mieć miejsca w dzisiejszym społeczeństwie. Z raportu Krajowej Agencji ds. Przestępczości (NCA) wynika, że w 2015 r. w Wielkiej Brytanii zanotowano 3266 przypadków wykorzystywania ludzi do pracy lub w celach seksualnych. A to oznacza wzrost tego procederu aż o 40 proc., tylko w ciągu jednego roku.
Liczba osób pokrzywdzonych może być jednak znacznie większa, ponieważ dane oficjalne dotyczą tylko spraw zgłoszonych do Krajowej Agencji Przestępczości. Mowa nawet o 15 tysiącach takich przypadków rocznie.
Ludzie często nie informują o nadużyciach, bo albo boją się represji z tym związanych, albo nie maja świadomości, że są ofiarami handlu ludźmi
– mówi Michał Grzelec, naczelnik Wydziału do Walki z Handlem Ludźmi Biura Służby Kryminalnej KGP.
Wśród ofiar handlu ludźmi dominowały w roku 2015 osoby wykorzystywane do pracy przymusowej, a spośród obywateli wszystkich państw Unii Europejskiej to Polacy byli grupą, wśród której zanotowano największą liczbę osób, które padły ofiarą tego procederu.
Ofiara połyka haczyk
Schemat zazwyczaj jest podobny: ofiara znajduje ogłoszenie o pracę w gazecie, internecie, albo dowiaduje się o ofercie pocztą pantoflową. Wymagania są niewielkie, praca przeważnie fizyczna, a w treści ogłoszenia podany często tylko numer komórkowy. Po przyjeździe na Wyspy zwykle już na wstępie wymaga się od takiej osoby oddania dowodu pod pretekstem założenia konta w banku i wyrobienia wszystkich potrzebnych dokumentów. Najczęściej dowód już do takiej osoby nie wraca.
Potem ofiara zmuszona jest z góry opłacić koszty transportu czy wynajmu mieszkania i zaczyna pracę od długu, który musi oddać pośrednikowi. To wzbudza poczucie winy i sprawia, że najpierw taki człowiek chce dług odpracować, a potem, kiedy po jakimś czasie ma nadzieję, że wreszcie zarobi pierwsze pieniądze, całą wypłatę zabiera pośrednik, bo to on ma bezpośredni dostęp do konta ofiary. Pracodawca korzystający z usług takiego pośrednika, czasem nawet nie ma pojęcia, że pieniądze, które przelewa na dobry rachunek, tak naprawdę do pracownika nie trafiają
– mówi naczelnik Wydziału do Walki z Handlem Ludźmi polskiej policji Michał Grzelec.
Wiele do życzenia pozostawiają też warunki mieszkaniowe. Ofiara zostaje umieszczona w pokoju, który dzieli z kilkoma innymi osobami. Zdarza się, że następuje w takim miejscu ciągła rotacja, kiedy jedna zmiana śpi, druga pracuje. Wszystkim odciągane są pieniądze za mieszkanie, przez co oszust jest w stanie zarobić na tym procederze spore pieniądze.
Takim pośrednikom zależy na tym, żeby ich ofiary miały wrażenie, że są od nich w pełni zależne. Żeby zasiać w nich strach, że jak pójdą na policję, to bez dokumentów grozi im kara, że zostaną deportowane. Oszuści korzystają z niewiedzy i strachu takiej osoby, chcą doprowadzić do sytuacji, kiedy będą mogli nimi bez problemu dyrygować
– dodaje Michał Grzelec.
Zgłoszenie przestępstwa to podstawa
Sam przez to piekło przeszedłem i wiem, że kto nigdy nie był w takiej sytuacji, to nie zrozumie jak można dać się tak wykorzystywać. Ale kiedy nie dostajesz od szefa wypłaty, stajesz się od niego zależny w kwestii dachu nad głową, jedzenia, wszystkiego. I pojawia się taka myśl, że jak to zgłoszę, to wyląduję na ulicy albo pracodawca się na mnie zemści. Że w Polsce nie ma do czego wrócić, a na Wyspach pewnie innej pracy nie znajdę z tak słabą znajomością języka
– pisze Marek, który skontaktował się ze mną przez Facebooka.
To odpowiedź na zapytanie, które umieściłam na jednej z grup na Facebooku, żeby skontaktować się z potencjalnymi ofiarami nieuczciwych pośredników pracy. Inna wiadomość nie jest już tak wylewna: “Boję się, nie mam siły, pani nie może nam pomóc. Nic pani nie rozumie, proszę zapomnieć”. Czyli kilka słów, które wskazują na to, że problem jest, ale co dalej, to w dużej mierze zależy już od samej ofiary.
Kiedy otrzymujemy sygnał, że mogło dojść do przestępstwa zaczynamy od odizolowania potencjalnej ofiary od oprawcy. Osoba, która się do nas zgłosi, otrzymuje u nas schronienie, dopóki nie zostanie podjęta decyzja w jej sprawie. Potem, kiedy taki człowiek otrzyma już status ofiary handlu ludźmi, może zatrzymać się w jednym z dwudziestu dziewięciu ośrodków, którymi dysponujemy w całej Anglii. Może liczyć na wsparcie psychologa i pomoc medyczną, a także pomoc informacyjną z naszej strony. Zasięgnąć porady dotyczącej znalezienia nowej pracy czy możliwości zdobycia nowych kwalifikacji. Kiedy taka osoba już się u nas znajdzie, dbamy o to, żeby włos nie spadł jej z głowy i żeby otrzymała od nas potrzebne jej wsparcie
– mówi Andrew Wileman z Armii Zbawienia.
Złapanie przestępcy umożliwia współpraca
Bardzo często w ujęciu oszusta pomaga sygnał osoby z otoczenia ofiary, przypadkowego człowieka, który nie pozostanie obojętny na to, co dzieje się w jego okolicy.
Mieliśmy ostatnio taki przypadek, gdzie grupa Polaków pracowała w fabryce, w której robili materace do łóżek. Zostali skuszeni wizją lepszej pracy i większych pieniędzy, a kiedy przyjechali na miejsce okazało się, że mają pracować po szesnaście godzin za dziesięć funtów dziennie. Oprócz tego nie mogli się nigdzie samodzielnie poruszać. Nawet w drodze do sklepu musiał towarzyszyć im pośrednik, który nie spuszczał ich z oka. Ktoś zauważył, ze coś jest nie tak, że coś poważnego się dzieje i zgłosił ten przypadek. Policja przyjechała, sprawdziła sytuację i aresztowała podejrzanych
– Andrew opowiada o innej sprawie, nad którą miał okazję pracować.
Współpraca z obywatelami i innymi instytucjami ma często w złapaniu sprawcy kluczowe znaczenie. Wie o tym bardzo dobrze Petr Torak, policjant, który pracował przy głośniej Operacji Phaesant, w wyniku której udało się pomóc blisko 300 ofiarom pracy przymusowej na terenie Wisbech i Peterborough w 2014 i 2015 r.
W ujęciu sprawców pomogła współpraca trzystu różnych agencji wspierających się wzajemnie w wykryciu i namierzeniu oszustów. Bardzo pomocne były też sygnały odbierane od ludzi, którzy informowali nas o możliwość wystąpienia takiego przestępstwa, a także zaufanie, którym obdarzyły nas same ofiary zgłaszając sprawę policji. Dzięki temu, że odważyli się z nami porozmawiać, mogliśmy rozpocząć śledztwo i ująć osoby odpowiedzialne za wykorzystywanie ludzi do niewolniczej pracy i zapobiec pojawieniu się kolejnych ofiar tego procederu
– opowiada.
Jeśli ktoś z Was spotkał się z przypadkami niewolniczej pracy na Wyspach albo sam stał się ofiarom nieuczciwych pośredników pracy, poniżej podajemy numery, pod którymi można anonimowo zgłosić wystąpienie przestępstwa w celu uzyskania pomocy i wsparcia:
- Brytyjska Policja: 101 lub w razie nagłego przypadku 999
- Anglia i Walia: The Salvation Army Human Trafficking Helpline - całodobowy numer 0300 3038151
- Irlandia Północna oraz Szkocja: Migrant Help - 07766 668781
- Komenda Główna Polskiej Policji Wydział do Walki z Handlem Ludźmi: całodobowa infolinia: +48 664 974 934, email: [email protected], kontakt w nagłych wypadkach: 112 i 997
Tekst dzięki uprzejmości Radio Star i Twojaanglia.co.uk
Komentarze 19
Ten proceder to przestępczość niezorganizowana.
Wyglada na to , ze to " polskie niewolnictwo" przenosi sie z kraju rowniez na wyspy ! Forma troche inna , skala rowniez -- jednak w Polsce znam ludzi , ktorzy pracuja za " mieszkanie " i wyzywienie . Mam nadzieje ,ze w kraju "wladza" w koncu sie tym problemem rowniez zainteresuje -- a moze tu i tam potrzeba wiekszego naglosnienia sprawy i wiekszej odwagi poszkodowanych i swiadkow tego procederu !!!
Tak postepuja tylko bydlaki!!!, horror!!!, :-(
jak nas tutaj traktuja SZkoccy pracodawcy ,tak samo jak niewolnikow ,dla nich jestesmy tylko maszyna do robienia kasy i nie ma ze boli ,trzeba wyciagnac z nas i nie tylko jak najwiecej swoich nie lepiej traktoja ,niestety tak wyglada prawdziwy kapitalizm .
w fabrykach bananow napewno. znajdz porzadna robote.