Tegoroczne święta Bożego Narodzenia nie dla wszystkich były szczęśliwe. Z całą pewnością nie mogła tego powiedzieć grupa ponad 450 górników z kopalni Kellingley – ostatniej głębinowej kopalni węgla działającej w Wielkiej Brytanii. Jej zamknięcie stało się jednocześnie końcem epoki największej świetności brytyjskiej gospodarki.
Rewolucja przemysłowa, postęp techniczny końca XIX wieku czy wreszcie odbudowa kraju po II wojnie światowej – to wszystko nie byłoby możliwe gdyby nie węgiel – kiedyś największe bogactwo naturalne Wielkiej Brytanii. W ostatnich latach więcej mówiło się o ropie i gazie, ale aby zachować proporcje trzeba powiedzieć, że oba te surowce nakręcały koniunkturę gospodarczą na Wyspach przez zaledwie 40 lat. Tymczasem węgiel napędzał cały brytyjski przemysł przez ponad trzy stulecia!
Zamknięcie kopalni Kellingley w południowej części hrabstwa Yorkshire było symbolicznym końcem epoki węgla w Wielkiej Brytanii. Symbolicznym bo węgiel oczywiście nie zniknął z brytyjskich elektrowni. Co więcej, wciąż zaspokaja on około 30 proc. brytyjskich potrzeb energetycznych. Problem jednak w tym, że od lat nie jest to już węgiel brytyjski – w ostatnich latach nawet ponad 80 proc. tego surowca pochodziło z importu.
Anatomia upadku
Problemy brytyjskich kopalń nie zaczęły się kilka lat temu. Przyczyn upadku sektora eksperci doszukują się już w latach 50. i 60. XX wieku, kiedy to zamiast postawić na unowocześnienie wydobycia, kopalnie wolały krótkowzrocznie maksymalizować zyski. Do tego doszły nękające niemal cały brytyjski przemysł problemy ze związkami zawodowymi, które swój szczyt znalazły w latach 70. i na początku lat 80. Momentem kulminacyjnym był słynny całoroczny strajk górników w latach 1984-85. W odpowiedzi na drastyczne plany rządu Margaret Thatcher zakładające likwidację większości istniejących wówczas kopalń zastrajkowało ponad 140 tys. pracowników sektora.
Strajk nie przyniósł zmiany stanowiska rządu ale już wówczas jasnym było, że brytyjski sektor węglowy chyli się ku upadkowi. Jeszcze w latach 50. na Wyspach działało ponad 1300 kopalń głębinowych wydobywających około 220 mln ton surowca rocznie, W przededniu strajku pozostało ich około 200 i już wówczas koszt wydobycia tony węgla w Wielkiej Brytanii był o około jedną czwartą wyższy niż ceny na rynkach zagranicznych.
Z każdym rokiem problemy te tylko się pogłębiały. Desperackie próby prywatyzacji kopalń przez premiera Johna Majora, a także liczne próby restrukturyzacji sektora nie przyniosły oczekiwanych efektów. W efekcie koszt wydobycia tony węgla w Kellingley wynosił przed zamknięciem 43 funty, podczas gdy w dowolnym brytyjskim porcie odebrać można importowany surowiec po 30 funtów za tonę.
Oprócz problemów ekonomicznych nie mniej poważne były konsekwencje społeczne, jakie wywoływał powolny upadek branży. Na początku lat 80. XX wieku w górnictwie pracowało ponad 170 tys. osób. Oznacza to, że średnio w skali roku pracę traciło prawie 6 tys. górników. Masowe likwidacje kopalń musiały więc powodować napięcia. Wyrzucani na bruk górnicy winą za swój los obarczyli rząd Margaret Thatcher i samą premier. O tym, jak głęboko zakorzeniona była ta uraza świadczy choćby fakt, że śmierć “Żelaznej Damy” w kwietniu 2013 roku została w wielu dawnych przemysłowych rejonach kraju przyjęta z okrzykami radości.
Górnicy żegnają się z zawodem
Oprócz skali zjawiska nic się w tym względzie nie zmieniło. 450 górników z Kellingley otrzymało standardowe odprawy i będzie musiało szukać zajęcia gdzie indziej. Wielu z nich górnictwem zajmowało się przez całe zawodowe życie i nie będzie im łatwo znaleźć inne źródło utrzymania. Na tablicy ogłoszeń w kopalni wisi ogłoszenie o naborze pracowników do nowej fabryki turbin wiatrowych w niedalekim Hull. Towarzyszy mu jednak ostrzeżenie, że na 14 dostępnych etatów zgłosiło się już ponad 1000 aplikantów.
Pracownicy kopalni są już od pewnego czasu pogodzeni z losem, a 19 grudnia uroczyście przemaszerowali ulicami pobliskiego Knottingley, by godnie pożegnać się z zawodem. Dołączyli do nich inni mieszkańcy miasta, z których wielu żyło z sąsiedztwa kopalni.
Związkowcy ze związku National Union of Mineworkers, tego samego, który stał za wspomnianym całorocznym strajkiem w 1984 roku, nie ukrywają rozczarowania losem, jaki spotkał brytyjskie górnictwo. Część nie traci jednak nadziei, że 2015 rok nie zapisze się w historii jako data upadku brytyjskiego górnictwa. W użytku pozostaną kopalnie odkrywkowe (jest ich ponad 20), które jednak produkują na stosunkowo niewielką skalę. Związkowcy liczą jednak, że pomimo niezbyt dobrego klimatu politycznego dobre dni węgla powrócą i choćby kilka kopalń głębinowych wznowi produkcję.
Wydaje się jednak, że czasu na to nie będzie zbyt wiele. W ubiegłym miesiącu rząd Davida Camerona zapowiedział bowiem, że do 2025 roku zamknięte zostaną wszystkie elektrownie zasilane węglem. Oznacza to, że na surowiec ten nie będzie zwyczajnie zbytu.
Chętnych na węgiel nie zabraknie
Według ekspertów zapowiedź ta jest jednak na chwilę obecną mało realna, a pojawiła się jedynie ze względu na trwający obecnie szczyt klimatyczny w Paryżu. Ich zdaniem po ostatnich decyzjach ograniczających wsparcie rządowe dla energetyki odnawialnej rząd Camerona chciał nieco poprawić swój wizerunek stawiającego na niskoemisyjne źródła energii. Fachowcy uważają, że zastąpienie w ciągu zaledwie 10 lat elektrowni węglowych innymi źródłami energii jest bardzo mało prawdopodobne, nawet jeśli powstaną planowane nowe elektrownie atomowe.
Nie wydaje się również, by węgiel miał zostać zepchnięty na margines globalnej energetyki. Wiele państw, w tym choćby Niemcy czy wiele krajów rozwijających się, buduje nowe elektrownie węglowe. Są to jednak w większości zakłady znacznie bardziej nowoczesne i ekologiczne, niż te działające dziś w Wielkiej Brytanii, które w większości pamiętają początki rządów Margaret Thatcher.
Znacznie bardziej brzemienna w skutkach, niż PR-owe deklaracje o likwidacji elektrowni węglowych, może być inna niedawna decyzja rządu. Anulowano bowiem gigantyczny, wart miliard funtów przetarg na pierwszy na świecie komercyjny projekt instalacji do wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla. Technologia ta, znana lepiej jako CCS (carbon capture and storage), pozwoliłaby znacznie zmniejszyć ilość CO2 wydzielanego do atmosfery przez elektrownie zasilane węglem czy gazem i pozwolić im funkcjonować nawet przy coraz ostrzejszych normach emisji.
To właśnie CCS jest na całym świecie nadzieją dla węgla na przetrwanie w realiach niskoemisyjnej gospodarki. Brytyjski projekt miał być pionierski ze względu na jego skalę – do tej pory na świecie powstały tylko nieliczne instalacje o małym potencjale. O rządowe dofinansowanie starały się dwa duże konsorcja ale ostatecznie oba projekty uznane zostały za mało perspektywiczne.
Lekcja dla Polski
Zamknięcie kopalni Kellingley było szeroko komentowane w telewizji czy prasie. Potwierdza to tylko, jak ważnym elementem brytyjskiej gospodarki, ale i tożsamości narodowej był węgiel.
Z jednej strony jest to kolejny przejaw często obserwowanej tęsknoty za złotymi czasami Imperium Brytyjskiego, którego potęga zbudowana została na rewolucji przemysłowej, zasilanej węglem. Z drugiej, efekt popularności wśród nieobeznanych z tematem nieco romantycznej wizji górnictwa i podziwu dla ciężko pracujących, a w skrajnych przypadkach oddających swoje życie górników.
Realia są jednak takie, że podobnie jak epoka żelaza nie skończyła się z powodu braku żelaza, tak i koniec ery węgla wynika z nieco bardziej złożonych przesłanek. Po pierwsze, jest to postęp techniczny motywowany chęcią uniezależnienia się od kurczących się bogactw naturalnych, po drugie wzrost tożsamości ekologicznej, a wreszcie błędy samego brytyjskiego sektora górniczego – mało efektywnego, z wysokimi kosztami pracy i przestarzałymi technologicznie, a więc wymagającymi ogromnych nakładów finansowych kopalniami.
Zbieg tych okoliczności doprowadził do stanu, który prędzej czy później czeka także polskie górnictwo. Działania ostatnich rządów przypominają nieco sytuację Wielkiej Brytanii lat 70., kiedy wiadomo było, że bez drastycznych kroków branżę czeka upadek, a dziesiątki tysięcy ludzi bezrobocie. Na Wyspach nikt jednak nie chciał podjąć niepopularnych decyzji, a kiedy wreszcie znalazła się bezkompromisowa premier Thatcher, było już za późno na ratunek.
Wygląda jednak na to, że na Wiejskiej nikt nie próbuje nawet wyciągać wniosków z tej lekcji.
Komentarze 47
Kellingley, a czemu na zdjęciu pewnie amerykańska odkrywka?
to tylko fotka.
ciekawe kiedy w PL ktos wreszcie bedzie mial jaja by przestac sponsorowac przeplacanych gornikow i cala armie pasozytow, dobrze zyjacych ze spekulacji weglem
#2 Merkelowa i jej lobby juz to robi.... nie wina lezy w surowcu, tylko w jakosci prywatyzacji , sposobie zarządzania, samo wydobycie i uzywanie węgla w polskim sektorze energetycznym powinno grać pierwsze skrzypce a nierentowność i hodowanie postaw roszczeniowych wśród pracowników kopaln to nic innego jak celowe działanie.Fakty są takie,ze w Europie(nie tylko) niemieckie koncerny energetyczne, niemiecka technologia w energetyce była lobbowana latami i wiodła pierwsze skrzypce (równiez w UK) i to ten kraj teraz w sposób jawny próbuje dobijać strategie energetyczną poszczególnych,"uzależnionych" od siebie panstw! Bajki o nierentownosci etc. są dla debili, to oczywiste zwłaszcza kiedy oni sami otwieraja nowe kopalnie węgla.
ty Danzig pewnie nie mozesz zasnac jesli nie przeczytasz przynajmniej 5 "antysystemowych" teorii spiskowych przed snem
#4 nie nie, to ty nie mozesz zasnąć jak nie łykniesz jak gęś mainstreamowego bullshitu przed snem.