Z niepozornego mieszkania w Aberdeen do potrzebujących w Polsce trafiła w sumie ponad tona prezentów. Wszystko w ramach zupełnie oddolnej inicjatywy. Rozmowa z organizatorką akcji, Adrianną Sosnowską, prowadzącą grupę pomocy dla ofiar przemocy domowej „Kołowrotek”.
Przez pierwsze dwa tygodnie grudnia byłaś zajęta pakowaniem prezentów świątecznych dla potrzebujących. Co było w ponad pięćdziesięciu 30-kilogramowych paczkach, które wysłałaś do Polski na Święta?
Ubrania dla dzieci i rodziców, buty sportowe i zimowe, mnóstwo nowych zabawek – z Oban, dzięki Anicie Kamińskiej, przyjechał do Aberdeen cały samochód osobowy z upominkami, a w nim; tor samochodowy dla chłopca z zespołem Downa, który marzył o samochodziku, puzzle, gry planszowe, lalki, wózki dla lalek. Jedzenie, słodycze, kasze, torebki dla kobiet. Ktoś mi kupił 100 piłek tenisowych dla zwierząt ze schroniska. Dostaliśmy mnóstwo wspaniałych, pięknych rzeczy.
Komu pomogliście?
Wybraliśmy dom samotnej matki w Warszawie, który nie dostaje niestety dofinansowania rządowego, jest to fundacja „Wspólnymi siłami”. Przebywa tam dwadzieścioro pięcioro dzieci i 12 mam.
Jednocześnie robiliśmy też zbiórkę dla fundacji prowadzącej schronisko dla zwierząt, Hotel Kadif pod Łodzią. Dla zwierzątek szły karmy, koce i zabawki. Ponieważ dobroć ludzka przerosła nasze oczekiwania, szybko zaczęliśmy szukać kolejnych potrzebujących.
Jakim kluczem kierowałaś się przy wyborze potrzebujących?
Pomyślałam, że najlepiej pomagać ludziom bezpośrednio. Po konsultacjach wybraliśmy miejscowość Sól-Kiczora pod Żywcem. To bardzo uboga gmina i mieszka tam sporo osób w potrzebie. Skompletować listę 13 rodzin pomogła mi pani dyrektor z lokalnej szkoły. W większości były to samotne matki, były też rodziny, gdzie są dzieci chore, niepełnosprawne. Dostaliśmy informację, że jedna z takich dziewczynek marzy o piórniku. Było dla nas szokujące, że tak mogą wyglądać dziecięce marzenia! Pomogliśmy też kilku osobom starszym, którym trzeba było przesłać żywność.
A jeśli chodzi o ideę pomocy domowi samotnej matki, to ok. 90 proc. kobiet w tych instytucjach to ofiary przemocy domowej. Sama dwa lata temu wyszłam ze związku przemocowego, przy czym była to głównie przemoc emocjonalna i finansowa. Teraz staram się pomóc innym osobom z tym samym problemem, dlatego po pracy prowadzę w Aberdeen grupę wsparcia Kołowrotek. Są to spotkania, blog o przemocy domowej, grupa na Facebooku. Współtworzyliśmy m.in. niedawną kampanię informacyjną skierowaną do Polek w UK, „Przemoc to nie tylko”, gdzie chcieliśmy położyć nacisk na to, że przemoc domowa to nie tylko przemoc fizyczna.
Skąd wzięłaś tylu szczodrych darczyńców do zbiórki?
Zbiórkę ogłosiliśmy na Kołowrotku. Spytaliśmy też znajomych. Szczodrość rodaków odjęła mi mowę. W którymś momencie byłam załamana, nie miałam pojęcia, jak to wszystko wysłać do Polski. Dzwoniłam do znajomych: „dziewczyny, przyjechał kolejny samochód rzeczy, co my zrobimy?!”
Trafiła do nas koniec końców ponad tona prezentów. Nie mogłam w ogóle wejść do salonu, był zapakowany pod sam sufit! Podzieliliśmy dary na trzy pokoje, w jednym sortowaliśmy prezenty dla chłopców, w drugim dla dziewczynek, w trzecim kobiety, na sam koniec spakowaliśmy mężczyzn. Zaczęliśmy od zrobienia listy z potrzebami każdej rodziny, by mieć pewność, że do każdego trafi pomoc, która się przyda.
Olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne. Powiedz szczerze, ile jesteś w plecy po tej akcji?
Ja? Nie warto o tym mówić. Uważam, że należy się dzielić, zwłaszcza przed świętami. Na pewno nie udałoby mi się bez zaangażowania innych wolontariuszy. Dlatego bardzo chciałam podziękować osobom, które mi pomogły, m.in. Angelice Gumiennej z Kołowrotka, dzięki której zyskaliśmy darmowy transport na 25 paczek, które Meja Car Parts przewiózł TIR-em do Polski. Angelika przychodziła też do mnie przez całe tygodnie i cztery godziny dziennie pomagała sortować prezenty, pakować w kartony, dzielić. Chciałam też wspomnieć o Kasi Bogusz, która pomagała logistycznie, i Dominice Augustyn z Pomoc w Aberdeen, która zorganizowała nam 300 funtów od sponsorów na przesłanie kolejnych paczek oraz znalazła 10 wolontariuszy.
Często mówi się, że z okazji zbiórek świątecznych i podobnych akcji ludzie oddają „co łaska” stare sprane t-shirty, a na listy życzeń potrzebujących patrzą niechętnie. To nie był wasz przypadek?
Dostaliśmy bardzo dużo rzeczy świetnej jakości, oryginalnych, zapakowanych, pachnących świeżością. Oczywiście były też rzeczy używane, przebraliśmy je, część musieliśmy wyrzucić, ale nie było tego wiele. Jeśli coś się nie dawało dla ludzi, to najczęściej trafiało dla zwierzątek.
Macie pierwsze sygnały od osób, do których doszły paczki?
W sumie pomogliśmy 85 osobom i dwóm schroniskom. Jedna ze starszych osób, którym pomogłyśmy, rencistka pani Teresa, popłakała się z radości. Chory chłopiec wyznał, że marzył o torze elektrycznym od zawsze. Dzieci z Sól-Kiczory, które już widziały, co dostały, nie chciały przestać ściskać pani dyrektor. Reszty reakcji jeszcze nie znam, usłyszę więcej, jak dotrą wszystkie paczki. Chciałam podziękować jeszcze raz wszystkim wolontariuszom i ludziom dobrej woli, bo bez nich nic by się nie udało.
Komentarze 18
Fantastyczna robota!
szkoda ze nic na ten temat nie pojawilo sie kilka tygodni temu. Emitowcy pewnie dolozyliby cosik.
#2. Oby kijowski dostał paczkę. Bidula nie ma za co świąt spędzić.
Akcja super. Oddzwięk jeszcze lepszy. Gratulacje.
Tomek wychwala feministki - świat się kończy ;P
jesli ktos robi cos dobrego i z glowa, to dlaczego nie?
nawet jesli jest motywowana szkodliwa ideologia, trzeba pochwalic ta akcje
Niedalej jak wczoraj, wyszło że załatwiłem około 1000(!) paczek światecznych dla dziecioków z Fife i Dundee.
Pomagać trzeba, ale by miejsca nawet na emito nie starczyło na wszystkie historie.
Pzdr.