Sprawę rodziny Mroczkowskich opisała Rzeczpospolita. Małżeństwo wyjechało do Wielkiej Brytanii 11 lat temu. Tam urodziła im się dwójka dzieci – syn i córka.
W grudniu ubiegłego roku Wojciech Mroczkowski za uchem swojej 7-miesięcznej córki zauważył opuchliznę. Dwa dni później Agnieszka Mroczkowska pojechała z dziewczynką do szpitala. Tam dowiedziała się, że mała Bianka ma pękniętą czaszkę.
Wtedy nie do końca to zrozumiałam po angielsku. A już było późno i musiałam jechać po syna. Ale już nie chcieli mnie wypuścić. Potem dopiero się okazało, że lekarz i pielęgniarki wezwali social service oraz policję i chcieli mnie zatrzymać. Wezwali męża i zaczęli nas wszystkich przesłuchiwać: męża i mnie razem, potem nas osobno, potem syna, który miał tylko osiem lat. (…) Kazali w końcu podpisać nam taki formularz S20. Wydawało mi się, że to pokwitowanie, a to była zgoda na zrzeczenie się praw rodzicielskich
– opowiada Agnieszka Mroczkowska.
Zdaniem matki obrzęk za uchem córki mógł powstać na skutek upadku, gdyż dziewczynka zaczęła raczkować.
Pierwsza opinia lekarska mówiła, że obrzęk mógł być wynikiem uderzenia przez osobę trzecią. Lekarz, który wykonał badanie nie był jednak specjalistą. Sędzia zleciła więc dodatkową opinię radiologa. Miała być gotowa w lutym, a później okazało się, że w czerwcu. W tym czasie dzieci państwa Mroczkowskich przebywały w rodzinie zastępczej.
4,5 godziny z dziećmi
Sprawa została skierowana do sądu, który zgodnie z prawem miał pół roku na podjęcie decyzji. Mroczkowskim pozwolono na kontakt z dziećmi przez 4,5 godziny w tygodniu, ale pod pełną kontrolą opieki społecznej. Kontaktów nie mieli także dziadkowie, którzy przylecieli do Anglii 23 grudnia i złożyli wniosek do sądu o adopcję wnuków.
Ostatecznie dzieci przyleciały do Polski.
Wykorzystaliśmy pretekst. We wrześniu, zanim to się wszystko zaczęło, kupiliśmy dzieciom bilety do Polski, na ferie, w lutym. I na ostatniej rozprawie poprosiliśmy sąd o zgodę, by mogły z dziadkami wyjechać do Polski. Sędzia się zgodził
– mówi Rzeczpospolitej Agnieszka Mroczkowska.
W ostatnią sobotę przed feriami w Polsce odwieźliśmy dzieci i dziadków na lotnisko. (…) Mąż teraz pakuje nasz dobytek do worków, dom wystawia na sprzedaż, zwalnia się z pracy i nigdy już do Anglii nie wrócimy
– dodaje.
Mroczkowska, mimo odebranego paszportu, przyleciała do Polski na dowód osobisty.
W marcu sąd otrzymał opinie lekarskie, które nie potwierdzały podejrzeń o przemoc domową. Opieka społeczna zdecydowała się wycofać zarzuty.
Sędzia przeprosił nas za całą sprawę i przyznał, że padliśmy ofiarą nieudolnego systemu. (…) Dziś w kraju mogę o tym mówić. Wcześniej odradzano mi kontakty z prasą – tak mówili też nasi prawnicy. Utrudniłoby mi to odzyskanie dzieci. Zaszczuto nas. Ale chcę to opowiedzieć ludziom. Dla siebie, żeby to z siebie wyrzucić, i dla ludzi, ku przestrodze
– mówi Agnieszka Mroczkowska.
Materiał można przeczytać na stronie Rzeczpospolitej.
Komentarze 134
Sie będzie działo ;).
Nic sie nie bedzie dzialo.
System jest silniejszy od jednostki, chyba ze jest to wplywowa jednostka to i moze cos namiesza.
Cala sprawa zostanie lub juz zostala zamieciona pod dywan.
:D
prawo angielskie jest chore jak i ten cały kraj na szczęście brexit zakończy kontakt z europą. po drugie nadal nie rozumię jak ojciec pozwolił na to by odebrano mu dziecko ja bym ich wybił co do jednego najwyżej nazwali by mnie terrorystą
Nie ma nic zlego w odbieraniu dzieci patologicznym rodzinom. To dla nich jedyna szansa na normalne zycie. W tym przypadku wydaje sie ze dmuchano na zimne, ale reakcja byla prawidlowa. Lepiej byc nadwrazliwym niz pozwolic patologii zakatowac dziecko.