Mariusz Stępień szukał skarbów z detektorem na polu w okolicach szkockiego Peebles, na południe od Edynburga. O tym, że na tym terenie pod ziemią mogą kryć się ciekawe rzeczy zorientował się na stronie pastmap.org.uk. Pokazuje ona, gdzie w Wielkiej Brytanii znajdują się miejsca mogące zainteresować miłośników historii.
Na wyprawę pod Peebles Mariusz pojechał ze swoimi znajomymi – Tomkiem i Darkiem. Wcześniej panowie uzyskali pozwolenie na poszukiwania od właściciela terenu.
Teren, na którym prowadzili poszukiwania jest dość duży. Nagle detektor Mariusza coś wykrył. Kilka metrów dalej sygnał był jeszcze mocniejszy. Mariusz zaczął kopać.
Na głębokości około pół metra zobaczyłem piękną zieloną patynę. Później dostrzegliśmy drewniane elementy. Wydobycie przedmiotów nie było łatwe, bo znajdowały się pod sporą stertą kamieni
– opowiada Mariusz.

Był 21 czerwca. Poszukiwania trzeba było przerwać, aby zabezpieczyć teren przed zniszczeniem. Chociażby przed stadem owiec, które pasły się w pobliżu.
Baliśmy się, że któraś z nich mogłaby wpaść do zrobionego przez nas wykopu. 22 dni, dzień i noc, pilnowaliśmy tego miejsca i czekaliśmy na archeologów.
Miecz i uprząż dla konia

Okazało się, że znalezisko jest bezprecedensowe. To był skarb sprzed blisko trzech tysięcy lat, czyli z epoki brązu. Pod ziemią znaleziono m.in. miecz (wciąż w pochwie) oraz uprząż dla konia z epoki brązu. W Szkocji do tej pory odnaleziono niewiele takich artefaktów, dlatego wiadomość o znalezisku Polaków zelektryzowała miłośników archeologii i historii na całym świecie. Okazało się, że tak istotnego znaleziska w tych okolicach dokonano ostatnio w połowie XIX wieku.
Uprząż zachowała drobne elementy z drewna, które na ogół niszczone są przez działanie czasu. Archeolodzy mogli więc zobaczyć taką uprząż po raz pierwszy w całości. Prace archeologiczne trwały ponad 20 dni. W ich trakcie znaleziono też drobne ozdoby, w tym pierścienie.
Skarb został przewieziony do laboratorium i tam przez następne miesiące będzie badany.

Relaks po pracy
Mariusz pochodzi z Głogowa na Dolnym Śląsku. Od 15 lat mieszka w Edynburgu, gdzie prowadzi firmę remontową. Od 9 lat realizuje swoją pasję, którą jest poszukiwanie skarbów z detektorem. Należy do Scottish Detector Club.
Traktuję to jako relaks po tygodniowej pracy. To wyjątkowo przyjemne hobby. Najpiękniejszy jest moment, gdy w słuchawkach usłyszy się dźwięk wskazujący, że pod ziemią coś jest. No i oczywiście samo odkrycie skarbu
– mówi nam Mariusz, którego wcześniejszym największym odkryciem była wczesnośredniowieczna zapinka z napisem „Chrystus z Nazaretu”.
W Wielkiej Brytanii dzięki przyjaznym przepisom ułatwiającym pracę poszukiwaczom-amatorom, muzea zapełniły się znaleziskami sprzed setek, a nawet tysięcy lat. W Polsce od stycznia 2019 roku samowolne chodzenie z detektorem jest przestępstwem. Zgodę na sprawdzenie jakiegoś obszaru musi wyrazić Wojewódzki Konserwator Zabytków.

Komentarze 20
Niesamowite
Gratulacje chłopie ( chlopaki). Masakra piękne to jest jak tak fajnie bije na kolor na sluchawkach, nadmiernie tylko że większość to kapsle, zrywki po puszkach, puszki.
Coś pieknego, niema jak to się przyczynić do poszerzenia wiedzy- za co w Polsce jest się przestępca.
Popatrzcie co tzn. zgoda na poszukiwania od konserwatora- stos papierów. Poza tym zabytki giną w Polsce z magazynów muzealnych a odnajdują się na czarnym rynku. Tak panowie archeologowie się dorabiają.
Omegan, od x lat tylko guziki znajduje i sie z tego cieszy, juz wole chodzic na grzyby...
Mam nadzieję że to z naszym Tomkiem?
#5:
To pytanie do kijevny, ona jest jego "biografistkolożką" ;)
rozumiem , że skarb należy do znalazcy , albo chociaż sowita zapłata