Historia twojej imigracji jest dość nietypowa. Nie należysz ani do starej, powojennej fali imigracji, ani do tej najnowszej. Opowiesz parę słów o swoich początkach w Londynie?
Do Londynu trafiłam w sierpniu 1981 roku. Wybraliśmy się z narzeczonym na kilkumiesięczne wakacje. Bilety powrotne były zarezerwowane na grudzień, tuż przed Świętami. Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce całkowicie zmieniło nasze plany. Postanowiliśmy nie wracać do kraju.
To był trudny czas. Dnie mieliśmy wypełnione pracą, rodziną i domem. Urodziła się nasza córka, a my wciąż czekaliśmy na dugookresowe pozwolenie na pracę. Zanim Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, trzeba było starać się o wizy, dostawaliśmy je na rok. Zmywałam talerze w hotelu, na początku nie mówiłam po angielsku. Dopiero w 1989 roku uzyskaliśmy prawo pobytu stałego.
Cały czas przed tą datą to było życie z dnia na dzień, w niepewności. Dlatego bardzo współczuję obecnie imigrantom z Polski i innych krajów Unii, którzy przechodzą teraz przez to samo, nie wiedząc, co się z nimi stanie.
Osoby, które przyjechały na Wyspy po 2004 roku, ale przed, powiedzmy sobie, rokiem 2015, miały o wiele łatwiejsze początki.
Łatwiej jeśli chodzi o pracę; my faktycznie na początku nie mieliśmy nawet pozwolenia, by pracować. Gdyby nie pomoc polskiej społeczności w Londynie, byłoby z nami krucho. Na szczęście to środowisko potrafiło wspaniale ze sobą współpracować. Dlatego myślę, że także teraz to bardzo ważne, aby istniały polskie i polonijne organizacje, które pomagają Polakom, doradzają, pośredniczą. Teraz jest ich nawet więcej niż w 1981 roku. W Fife działa np. Fife Migrants Forum.
Sama od końca lat 80. pracowałaś w lokalnej radzie.
Zaczynałam w Waltham Forest, potem pracowałam w Lambeth, a ostatnie moje lata w Londynie to było Camden. Zaczynałam od stanowisk szeregowych, bo dopiero uczyłam się języka angielskiego.
Musiałam pójść na studia, opłacić to sama i zdobyć potrzebne kwalifikacje. I jakoś dawać sobie radę w życiu.
Dlaczego wybrałaś akurat służbę publiczną?
Zawsze moją pasją było niesienie pomocy. Zwłaszcza edukacja; dokształcanie, tak by ludzie zdobywali pracę, rozwijali się, byli samodzielni. Dlatego od samego początku skupiałam się na kwestii edukacji dorosłych. To było dla mnie ważne, żeby nasza społeczność, społeczność migrancka, miała dostęp do szkół i szkoleń, które zapewnią im życie, które będzie ich satysfakcjonowało.
Warto pamiętać, że rząd lokalny zajmuje się nie tylko budynkami, drogami i podatkami, ale też niesieniem pomocy lokalnym społecznościom. Przedszkola, żłobki, szkoły podstawowe, to instytucje finansowane przez Council. Zajmowanie się nimi to moje powołanie.
Kto przychodził do ciebie z prośbą o pomoc?
Doradzałam osobom, które nie miały pracy, były niepewne siebie, nie wiedziały, co ze sobą dalej zrobić. W takiej sytuacji niepewności i braku pomysłów znajdowali się głównie imigranci, ale nie tylko polscy. Zresztą, przed 2004 roku nie było ich tu tak wielu. Spora liczba trafiła na Wyspy w 1981 roku, a potem przez wiele lat była cisza.
Jak z Londynu trafiłaś do Szkocji?
Przyjechałam tu w roku 2004. W urzędzie w Fife zwolniło się stanowisko kierownicze, o które się z sukcesem starałam. Zaczęłam kierować pracą innych, wybierać projekty, w jakie się zaangażujemy. Uważam, że ten czas był dla mnie bardzo owocny.
To chyba nie jest praca, którą można wykonywać od 9:00 do 17:00 i potem zamykać za sobą drzwi.
Trzeba dużo czytać, by dobrze przygotować się do wyzwań, przeglądać raporty, oferty, wiadomości. W ciągu dnia odbywają się liczne spotkania komisji, ale też z ludnością lokalną, mniejszymi i większymi biznesami. To dłuższe godziny i często praca w soboty i niedziele, trzeba więc być gotowym wiele poświęcić pracy. Uważam, że najlepiej w życiu układa się takim osobom, które do swojej pracy podchodzą z pasją.
Czy doświadczenie pracy w samorządzie od strony urzędniczej może pomóc w kampanii i w pracy radnej?
Zdecydowanie. Znam sposób funkcjonowania urzędu od podszewki, od rozwoju gospodarczego po ochronę lokalnych zabytków. By działać skutecznie, dobrze wiedzieć, jak funkcjonuje rząd lokalny i kto jest za co odpowiedzialny, bo to olbrzymie instytucje z wieloma oddziałami. Nowi radni często krzątają się po budynku i krążą pytając o rady. To obowiązek urzędnika odpowiadać na pytania radnego, ale mi ten proces nauki zajmie z pewnością mniej czasu! Na początku radni mają dużo informacji do zdobycia i do przetrawienia.
Jak idzie kampania?
Rozpoczęłam ją w połowie marca. Na początek musieliśmy przygotować ulotki. Podkreślam na nich, że jestem Polką, ale mieszkam tu od 35 lat, więc znam lokalne problemy i ze strony imigrantki i ze strony osoby, która zna już dobrze kraj. Najważniejszą częścią kampanii w wyborach samorządowych jest jednak spotykanie się z potencjalnymi wyborcami. To ciekawe rozmowy, okazja zaprezentowania się osobiście.
Czy kładziesz jakiś szczególny nacisk na spotkania ze środowiskami polonijnymi?
Zachęcamy ludzi jak najczęściej i jak najszerzej by głosować. Uważam, że wybory lokalne to unikalna szansa, by wziąć sprawy we włąsne ręce i wyrazić swoje zdanie.
Co chciałabyś zmienić w swoim lokalnym councilu?
Mój okręg w Fife obejmuje takie miejscowości jak Falkland, Auchtermuchty i Ladybank. Przede wszystkim musimy zainwestować w transport i połączenia autobusowe i internetowe. Jeśli chodzi o dzieci i młodzież, potrzeba więcej żłobków i przedszkoli prowadzonych przez przeszkolne osoby. Zależy mi też na nowych inwestycjach, tak by powstało więcej miejsc pracy. Trzeba też postarać się o nowe domy.
To dużo pomysłów. W jaki sposób można zdobyć na to wszystko fundusze?
Lokalny budżet samorządu ustalany jest w okolicach listopada. To kwestia odpowiedniego dysponowania środkami. Oczywiście musimy jakoś sobie dawać radę mimo cięć, które przychodzą z parlamentu w Westminster, na szczęście nasz lokalny samorząd działa skutecznie. Dlatego właśnie, ponieważ obserwowałam na własne oczy ich efektywność przez ostatnie lata, postanowiłam startować z listy SNP. Uważam, że to partia, która dba o swoich lokalnych mieszkańców.
Czy SNP ma szanse na wygraną w Fife?
Całkiem spore, ale oczywiście nic nie zakładamy z góry. Kampania wciąż wymaga od nas ciężkiej pracy. Chciałabym zachęcić tu naszych rodaków, by wzięli udział w wyborach i wzięli w swoje ręce losy swojego sąsiedztwa, by usprawnić swoje życie. To nasza szansa, która może się już nie powtórzyć. Jeśli chcemy coś zmienić w swoim otoczeniu, porozmawiajmy o tym z radnymi, a 4 maja chodźmy wspólnie do głosowania.
Wybory samorządowe odbędą się w Wielkiej Brytanii 4 maja. Polacy i inni imigranci z Unii mają prawo w nich głosować, muszą jednak zarejestrować się na liście wyborców do 17 kwietnia. Miejsce w spisie, oprócz prawa głosu, daje punkty przy ocenie zdolności kredytowej. Szczegółowy przewodnik po rejestracji w języku polskim na stronie kampanii Jesteś U Siebie. Zagłosuj.
Czytaj też:
Sławek Fejfer – kolejny polski kandydat w wyborach samorządowych
„W sercu czuję się Polką” – Zofia Fraser, kandydatka z Inverness
Violeta Iłendo – pochodzi z Białegostoku. W Wielkiej Brytanii mieszka od 1981 roku. Przez prawie 30 lat pracowała w lokalnych samorządach w Londynie i Fife jako specjalistka ds. edukacji. Kandyduje w wyborach samorządowych w Fife z ramienia Szkockiej Partii Narodowej. Więcej informacji można znaleźć na oficjalnej stronie kandydatki na Facebooku.
Komentarze 37
czy nalezy popierac kazdego kto ma polskie korzenie (o ktorych czesto przypomina sobie tylko na czas kampanii wyborczej), dlatego ze je ma?
No jest to jakis tam unique selling point.
Ale skoro niesienie pomocy jest pasja tej pani, to czemu nie woluntariat? Just sayin' Lol
@Tomek_L nie, jasne, że nie, ale skoro tych polskich kandydatów w Szkocji nie ma za wielu (wiem o 4), to nie widzę powodu, by napisać o jednych, a o drugich już nie. Poza tym jest to możliwość porozmawiania z polskim imigrantem o jego doświadczeniach i odczuciach w UK, a tym własnie się jako portal zajmujemy ;). Do wyborów już tylko miesiąc.
Polka kandyduje w wyborach lokalnych w Szkocji. Jakie wsparcie dostaje od rodaków?
Tomek_L:
"czy nalezy popierac kazdego kto ma polskie korzenie, dlatego ze je ma?"
Infidel:
"(...) czemu nie woluntariat?"
Nie ma jak wsparcie rodaka. Brawo panowie. Brawo
heh
niektorzy ludzie uwazaja ze nie powinno sie (negatywnie) oceniac czlowieka ze wzgledu na pochodzenie, religie, plec etc, ale nie przeszkadza im to w nahalnym promowaniu ludzi z tych samych powodow. hipokryzja?